Ogólnokrajowy strajk i protest w Buenos Aires mają wywrzeć presję na Kongres, by zablokował wniesiony przez administrację Mileia projekt reform. Ma on zmienić około 20 ustaw, umożliwiając m.in. prywatyzację państwowych spółek i zaostrzając kary za blokowanie ulic przez demonstrantów.
Kryzys w Argentynie. Zapowiadają "totalny strajk"
- Nie wybraliśmy tej drogi, ale niestety nie dali nam wyboru. Na marszu będzie co najmniej 200 tys. osób i sądzę, że strajk będzie totalny – powiedział przewodniczący związku zawodowego budowlańców Gerardo Martinez, wpływowy działacz głównej argentyńskiej centrali związkowej CGT.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według informacji zestawionych przez dziennik "Pagina 12" w strajku wezmą udział m.in. związki zawodowe kierowców ciężarówek i autobusów, kolejarzy, pracowników administracji publicznej, sektora hotelarskiego i gastronomii. Federacja związków pracowników transportu planuje "totalny paraliż" transportu lotniczego od południa do północy w środę.
W reakcji na te zapowiedzi rzecznik prezydenta Manuel Adorni oświadczył, że pracownicy administracji państwowej, którzy wezmą udział w strajku, stracą wynagrodzenie za dzień pracy. - Kto nie pracuje, nie zarabia - dodał.
Do związków zawodowych należy około 40 proc. z 13 mln zarejestrowanych w Argentynie pracowników – szacują same związki. Wiele z tych ugrupowań związanych jest z ruchem peronistowskim, z którego wywodził się poprzedni rząd kraju.
211 proc. inflacji. "Smutny rekord" w Argentynie
Drastyczne reformy w Argentynie
Po objęciu władzy w grudniu ub.r. Milei zaczął wprowadzać w życie terapię szokową i program zaciskania pasa, który – jak sam przyznał – będzie w pierwszych miesiącach bolesny dla społeczeństwa. Prezydent twierdzi jednak, że jest to konieczne, by wyciągnąć gospodarkę z głębokiego kryzysu i zwalczyć inflację, która wyniosła w 2023 roku prawie 200 proc.
Nowy prezydent ograniczył dotacje do paliw i transportu publicznego, zniósł limity cen podstawowych produktów i pozwolił na spadek kursu argentyńskiej waluty, peso, o ponad 50 proc. względem dolara w ciągu jednego dnia, co przełożyło się na podwyżki cen w sklepach i na stacjach benzynowych. Stało się to dodatkowym obciążeniem dla mieszkańców, z których około 40 proc. żyje poniżej granicy ubóstwa.
Jeszcze w grudniu Milei wydał "megadekret", w którym znalazły się setki zapisów deregulujących gospodarkę – od ceł i eksportu, przez ceny i prawo pracy, po przepisy dotyczące wynajmu nieruchomości. Dekret został czasowo zablokowany przez Izbę Pracy, w której większość mają peroniści, i obecnie jest przedmiotem sporów sądowych i dyskusji w parlamencie.
Analitycy ostrzegali, że zdolność rządu do powstrzymania protestów będzie kluczowym czynnikiem decydującym o możliwości utrzymania reform – podał dziennik "Financial Times".
- Zdajemy sobie sprawę, że inflacja musi być zmniejszona. Wstydzimy się, że w kraju jest taki poziom ubóstwa. Ale nie możemy się zgodzić na to, by koszty osiągnięcia stabilności gospodarczej spadły w całości na barki pracowników i klasy średniej – powiedział Martinez ze związku zawodowego budowlańców.