Wrocławska "Gazeta Wyborcza" relacjonuje wątpliwości piętrzące się wokół Opery Wrocławskiej, a właściwie wynagrodzenia, jakie za cztery sezony ma otrzymać dyrektor artystyczny tej instytucji. Praca Mariusza Kwietnia została bowiem wyceniona na 3 mln zł, co daje 60 tys. zł miesięcznie. W kulturze, nawet na stanowiskach zarządczych, to zarobki rzadko spotykane. Tym bardziej, że od marca instytucje kulturalne nie działają w normalny sposób i raczej szukają sposobów na przeżycie. W ostatnich miesiącach dyrektor artystyczny nie miał wielu obszarów do wykazania się.
Dyrektor Opery Halina Ołdakowska przekonywała w mediach, że znany w środowisku Kwiecień będzie działał jak magnez i przyciągnie zagranicznych artystów na wrocławskie deski. Ma być więc wabikiem nie tylko na artystów światowej klasy, lecz także najlepszą rekomendacją dla melomanów.
Dyrektor przekonuje, że dzięki Kwietniowi Opera odniosła ogromny sukces, bo w sumie pięć jesiennych spektakli obejrzało online 40 tysięcy osób, czyli połowa całorocznej widowni. „To fani Mariusza Kwietnia. Nie reklamowałam tych przedstawień na całym świecie, bo to byłyby duże koszty. Korzystamy z marki naszego dyrektora artystycznego” – stwierdziła Ołdakowska.
"GW" przytoczyła natomiast dane, z których wynika, że wspomniane 40 tys. widzów to żaden wielki sukces, bo koncert sylwestrowy Opery Novej w Bydgoszczy miał 75 tys. widzów, pięć ich spektakli online zebrało 106 tys. melomanów. A wszystko bez konieczności angażowania Mariusza Kwietnia.
Trwa kontrola NIK
Zarobki dyrektora zainteresowały nie tylko dziennikarzy i artystów Opery, którzy od miesięcy dostają pensje w wysokości nie przekraczającej 3 tys. zł netto (artyści w tego rodzaju instytucjach tak naprawdę zarabiają na występach. A skoro ich nie ma, wypłacana jest im tylko podstawa), lecz również Najwyższą Izbę Kontroli. Wyniki kontroli poznamy za kilka tygodni.
"GW" zauważa, że wątpliwe jest już samo powołanie Mariusza Kwietnia. Statut Opery przewiduje, że szefa ds. artystycznych powołuje zarząd województwa za zgodą ministra kultury, a ten tryb nie został dochowany.
O podstawę powołania dziennikarze spytali marszałka Cezarego Przybylskiego, lecz odpowiedź nie została udzielona. Więcej szczęścia mieli związkowcy z "Solidarności", którym dyrektor Opery Halina Ołdakowska odpisała pod koniec stycznia: "Nikt nie pełni obowiązków zastępcy, dyrektora artystycznego. Stanowisko pozostaje nieobsadzone".
Wśród sprzecznych informacji tym trudniej mieć pewność, jaką funkcję pełni Mariusz Kwiecień i czy został we właściwy sposób powołany. Nie wzbudza to zaufania ludzi, za których powinien być odpowiedzialny, a więc artystów. Mają oni żal do swojego pracodawcy, że nie dość, że wypłaca nader hojne wynagrodzenie dyrektorowi, to jeszcze wizytówką Opery próbuje uczynić występy gościnne.
Ich zdaniem w trudnych czasach to nimi w pierwszej kolejności Opera powinna wypełniać repertuar, a tak się nie dzieje. Artyści gościnni dostają też wyższe wynagrodzenia, co nie mieści się w głowie lokalnym wrocławskim muzykom i śpiewakom. Dodajmy, że nie mówimy tu o gościnnych występach zagranicznych "gwiazd" wielkiego formatu, lecz artystów z innych polskich ośrodków.
Artystom występującym gościnnie od początku pandemii wypłacono już 715 tysięcy zł.
Wrocławscy artyści zaczynają myśleć o strajku - informuje "GW".