Pytania zadane przez Pierwszą Prezes SN dotyczą:
1) możliwości przyjęcia, że po eliminacji jako niedozwolonej tzw. klauzuli kursowej jej miejsce zajmuje jakiś inny sposób ustalenia kursu waluty, wynikający z przepisów prawa lub ustalonych zwyczajów;
2) wpływu abuzywności klauzuli kursowej w umowie kredytu denominowanego lub indeksowanego na obowiązywanie umowy w pozostałym zakresie;
3) sposobu rozliczenia (według tzw. teorii dwóch kondykcji lub teorii salda) wzajemnych roszczeń stron sporu;
4) początku biegu terminu przedawnienia roszczeń Banku oraz
5) istnienia roszczenia o zwrot wartości wynagrodzenia za korzystanie ze środków pieniężnych drugiej strony (tzw. wynagrodzenia za korzystanie z kapitału).
Niewątpliwie rozstrzygnięcie tych kwestii przez Izbę Cywilną SN jest konieczne. W orzecznictwie sądów powszechnych, ale również i poszczególnych składów samego SN, istnieją olbrzymie rozbieżności, nie tylko co do technicznych szczegółów, ale i co do kwestii fundamentalnych. W orzecznictwie poszczególnych sądów można zaobserwować różne tendencje – są sądy sprzyjające bardziej frankowiczom, jak i bardziej łaskawe dla banków. Z pewnością nie sprzyja to pewności prawa.
Można założyć, że stanowisko wyrażone przez SN ukształtuje dość trwale kierunki orzecznictwa sądów polskich. Uchwały składu całej izby SN mają moc zasady prawnej i chociaż formalnie wiążą tylko inne składy SN (odstąpienie od wyrażonych w nich poglądów wymaga ponownego rozstrzygnięcia składu całej izby), to siłą autorytetu i perswazji oddziałują również na sądy powszechne. Sąd cywilny ignorując uchwałę narażać się będzie bowiem na uchylenie swojego wyroku.
Z tego względu rozstrzygnięcie kontrowersyjnych zagadnień przez Izbę Cywilną SN z jednej strony będzie szansą na nowe otwarcie w sporach frankowych i wyeliminowanie błędnych tendencji z orzecznictwa.
Merytoryczna jakość orzecznictwa pozostawia dziś wiele do życzenia: sądy nie tylko recypują orzecznictwo TSUE w sposób bezkrytyczny (zapominając np., że dyrektywy nie są zasadniczo bezpośrednio stosowane w porządku krajowym w relacjach między podmiotami prywatnymi i że tzw. wykładnia prounijna nie może prowadzić do rezultatów wprost sprzecznych z prawem krajowym – w tym np. z art. 56 kodeksu cywilnego), ale wręcz wyciągają z niego błędne, zbyt daleko idące wnioski.
Orzecznictwo TSUE nie tylko nie wymaga np. odfrankowienia kredytów, ale wręcz jest wobec takiego rozwiązania krytyczne. Najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem byłoby zastosowanie średniego kursu NBP do rozliczania tzw. kredytów frankowych. Sądy niestety dokonują nadinterpretacji wyroków TSUE rozszerzając nadmiernie zakres autonomii woli konsumenta w postępowaniu o uznanie klauzuli za niedozwoloną.
Nie sposób również oprzeć się wrażeniu, że wiele sądów zapomina o zasadzie proporcjonalności (wynikającej również z prawa Unii), a próby szukania rozwiązań kompromisowych zastąpione zostały dążeniem do jak najsurowszego „ukarania” banków za relatywnie niewielkie przewinienie. Takie rozwiązanie jest sprzeczne z zasadą równej ochrony własności, gdyż przewiduje nieproporcjonalnie surowe konsekwencje dla jednej ze stron - tj. banków.
Tym bardziej dziwne jest to, że w sprawach m in. o odszkodowania, podwyższenie lub obniżenie alimentów, czy też tzw miarkowanie kar umownych – sądy bardzo precyzyjnie przyglądają się ekonomicznym skutkom swoich decyzji i dbają o to, aby nie były one oderwane od gospodarczej rzeczywistości. Tego samego nie można niestety powiedzieć w odniesieniu do orzeczeń ws. Kredytów frankowych.
Z drugiej strony istnieje obawa, że orzeczenie wpisze się w ten niepokojący, jednostronny trend, co może mieć opłakane skutki dla całej gospodarki – i tym samym każdego z nas.
Szacuje się, że w Polsce spłacanych jest kilkaset tysięcy kredytów we frankach. Wydawać by się zatem mogło, że problem dotyczy tylko kilku procent Polaków. W rzeczywistości ma on jednak znaczenie systemowe.
Świadczyć może o tym chociażby spojrzenie na listę interesariuszy zaangażowanych w dyskusję na temat „ostatecznego rozwiązania kwestii frankowej”. Są na niej najważniejsi politycy, składający obietnice podczas kampanii wyborczych, a także przedstawiciele kluczowych instytucji dla sektora finansowego, jak prezes Narodowego Banku Polskiego czy przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego. Są na niej sędziowie z całej Polski z Pierwszą Prezes Sądu Najwyższego na czele, a także setki tzw. kancelarii frankowych, obiecujących swoim klientom złote góry za pozwanie banku.
Są oczywiście banki, zarówno te największe z sektora prywatnego, jak i kontrolowane przez Skarb Państwa. Wreszcie, są i sami frankowicze, którzy wzbudzają przecież w społeczeństwie skrajne emocje. Jedni głoszą niemal antysystemowe hasła konieczności wsparcia poszkodowanych w walce z „banksterami”, inni z kolei zarzucają im cwaniactwo i próbę uzyskania rekompensaty za własną chciwość, z pogwałceniem zasad sprawiedliwości społecznej.
Kluczowe znaczenie problemu frankowiczów, do którego rozwiązania Izba Cywilna SN może się mocno przyczynić, nie wynika jednak z emocji, jakie budzi to zagadnienie. W rzeczywistości chodzi przede wszystkim o wpływ potencjalnego uznania, że umowa kredytu frankowego jest nieważna, na całą gospodarkę. Z tego powodu rozstrzygnięcie Izby Cywilnej SN może mieć w istocie znaczenie dla wszystkich Polaków, nawet jeśli kredyty we frankach spłaca tylko kilka procent z nich.
Na początku marca Urząd Komisji Nadzoru Finansowego podał, że na podstawie przeprowadzonych analiz koszt konwersji kredytów frankowych na złotowe, zgodnie z propozycją przewodniczącego KNF, wynosi 34,5 mld zł (przypomnijmy, że pod koniec 2020 r. przewodniczący KNF Jacek Jastrzębski wyszedł z propozycją zawierania przez banki ugód z klientami, w ramach których mieszkaniowy kredyt walutowy od daty jego uruchomienia zostałby rozliczony tak, jak kredyt złotowy). Przy czym jest to wariant najbardziej optymistyczny dla banków.
Gdyby natomiast policzyć koszty przyjmując najbardziej niekorzystny dla banków scenariusz, związany z nieważnością umów kredytu, wówczas koszt ten – według wskazanych wyliczeń – sięgnąłby 234 mld zł. Dla sektora bankowego to ogromna kwota.
Nawet jeśli realizacja tego najbardziej kosztownego dla banków scenariusza nie wydaje się wielce prawdopodobna, nie sposób nie zadać sobie pytania o wpływ takiej sytuacji na polską gospodarkę. Zarówno same banki, jak i ekonomiści mówią wprost o katastrofie. Wielkość toksycznego portfela kredytów frankowych jest różna w różnych bankach, ale jak wiadomo są takie, dla których stanowi on istotny ciężar. Nie sposób więc nie zadać pytania, czy w przypadku zapadnięcia najbardziej niekorzystnego dla banków rozstrzygnięcia, nie pojawi się realne zagrożenie upadłości niektórych banków.
Rachunek będą musieli wówczas pokryć wszyscy: cały sektor finansowy, państwo, a także przedsiębiorcy i obywatele. Zarówno dla gospodarki, jak i budżetu państwa, zdewastowanych dramatycznymi skutkami pandemii, mogłaby to rzeczywiście być katastrofa. Nie ulega wątpliwości, że aspekt ten powinien zostać wzięty pod uwagę przez Sędziów Sądu Najwyższego kiedy będą podejmowali swoje decyzje.
Przemysław Maciak – adwokat partner zarządzający SMM Legal,
Prof. UAM, dr hab. Rafał Sikorski – adwokat partner SMM Legal