Ceny wywozu śmieci rosną. Kolejne samorządy decydują się powiązać te rachunki ze zużyciem wody. Przepisy nie są nowe, bowiem obowiązują od 2012 roku. Jednak choć większość samorządów do tej pory decydowała się na naliczanie opłat od osoby, to okazało się, że w wielu przypadkach liczba deklarowanych mieszkańców lokalu nie pokrywała się z rzeczywistością.
Pojawiają się absurdy
Choć liczenie śmieci wodą wydaje się bardziej efektywne, nie brakuje jednak paradoksów i niesprawiedliwości w tym rozwiązaniu - zauważa "Dziennik Gazeta Prawna". Problem dotyczy przede wszystkim zabudowy wielorodzinnej, wspólnot, spółdzielni mieszkaniowych.
Jak przypomina dziennik, do końca roku gminy, które powiązały zużycie wody ze śmieciami, muszą zmienić sposób naliczania opłaty śmieciowej, tak by gospodarstwo domowe nie płaciło więcej niż ok. 150 zł miesięcznie.
W przepisach jest mowa o maksymalnej kwocie, jaka może zostać pobrana od gospodarstwa domowego, a miasto lub gmina pobiera na ogół opłaty od spółdzielni mieszkaniowych i wspólnot mieszkaniowych, a nie od mieszkańców.
Problem w oszczędzaniu
Dlaczego to problem? Ponieważ trzeba sprawiedliwie rozliczyć koszty między mieszkańców, gdzie jeden lokator oszczędza wodę, a inny leje. Na łamach dziennika wyjaśnia ten mechanizm Bogusław Hubert, prezes spółdzielni mieszkaniowej "Zarzew".
"Przykładowo, jeśli tylko dwa mieszkania w całym bloku generują nadwyżkę, do rozliczenia wody ponad tę ilość w opłacie śmieciowej dołożą się pozostali" - zaznacza i dodaje, że w efekcie "w pewnych sytuacjach może nie mieć znaczenia, że dana rodzina oszczędza wodę, by zapłacić niższy rachunek za wywóz odpadów, bo do jej faktycznego zużycia zostanie doliczona część lub całość kwoty nadwyżki".
Dlatego też samorządy wolałyby, żeby w sprawie wypowiedziały się sądy i Regionalne Izby Obrachunkowe.