Wniosek (zgłoszony przez KO) o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu poparło 222 posłów, a 228 było przeciw. Wobec nieodrzucenia projektu skierowano go do sejmowej komisji finansów.
Projekt noweli budżetu prezentował w Sejmie minister finansów Tadeusz Kościński. Argumenty za jego przyjęciem podawał z kolei Henryk Kowalczyk z PiS, wspierała go wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Zdaniem Kowalczyka to dobry budżet a 109,3 mld zł deficytu to konieczność wynikająca przede wszystkim ze spadku dochodów budżetowych.
W projekcie nowelizacji przewiduje się, że w 2020 r. dochody budżetu państwa będą niższe od zaplanowanych o 36,7 mld zł i wyniosą 398,7 mld zł. Wydatki sięgną 508,0 mld zł, co oznacza, że będą one wyższe o 72,7 mld zł od przewidzianych pierwotnie.
Litości dla nowelizacji nie miała opozycja. Izabela Leszczyna z KO przypomniała, że realny deficyt sięga nie 109 a 300 miliardów złotych – bo należy do niego dodać zobowiązania zaciągnięte przez Bank Gospodarstwa Krajowego i Polski Fundusz Rozwoju. Na dodatek w tegorocznym budżecie zapisano już przyszłoroczne wydatki na 13. i 14. emeryturę czy inne świadczenia. Chodzi o niemal jedną piątą dziury budżetowej – ok. 20 mld złotych.
Koalicja Obywatelska zapowiedziała wniosek o odrzucenie ustaw w pierwszym czytaniu, Lewica zapowiada poparcie w tej sprawie. Powodem najważniejszym dla Lewicy jest brak środków na ochronę zdrowia – choć w nowelizacji budżetu nie zabrakło pieniędzy na górnictwo czy armię.
Czesław Siekierski z PSL-Kukiz'15 zwrócił z kolei uwagę, że najważniejszym pytaniem jest to, jak zostaną wydane pieniądze przewidziane w noweli. - Pytanie zasadnicze, na co przeznaczana jest ta kwota, bo na razie mam wrażenie, że kierowano się zasadą, że wszystko można - mówił poseł.