"Węgierska dyplomacja i administracja publiczna przygotowywały się do prezydencji z wielkim wysiłkiem, chcąc udowodnić, że potrafią wykonywać skuteczną pracę" - napisał 24.hu. Premier Węgier pokrzyżował jednak te plany - dodał.
Po przedstawieniu przez rząd w Budapeszcie priorytetów prezydencji, które Orban omawiał w Berlinie, Rzymie i Paryżu, w UE była nadzieja na konstruktywną współpracę, jednak jego niezapowiedziana wizyta w Moskwie stanowi "rażące przekroczenie mandatu, jaki rotacyjna prezydencja otrzymuje od reszty UE".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Węgry objęły półroczną prezydencję w Radzie UE 1 lipca. Dzień później Orban złożył niezapodziewaną wizytę w Kijowie, a trzy dni później w Moskwie. Następnie, kontynuując samozwańczą "misję pokojową" w sprawie wojny na Ukrainie, udał się do Pekinu, a na szczycie NATO rozmawiał również z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem.
Jak podkreślił 24.hu, w materiałach promujących "misję pokojową" rząd Orbana wykorzystał logo węgierskiej prezydencji w Radzie UE, choć nie dostał od sojuszników żadnych pełnomocnictw do prowadzenia rozmów w imieniu Wspólnoty.
Prezydencja jest bardziej funkcją administracyjną, reprezentacyjną, niż polityczną", ale i tak poza UE Orban jest postrzegany obecnie jako lider całej Wspólnoty - dodał 24.hu.
"Tymczasem premier Węgier ma niewiele do zrobienia podczas rotacyjnej prezydencji. Pracę wykonują jego ministrowie, ambasadorowie i eksperci, podczas gdy on wygłasza kilka przemówień i gości przywódców UE w Budapeszcie" - zauważa 24.hu.
Czarna polewka dla Orbana. "Niczego nie ugrał"
Prof. Bogdan Góralczyk, znawca polityki m.in. Chin i Węgier uważa, że Orban postanowił wykorzystać, także do gry wewnątrzpaństwowej to, że od 1 lipca Węgry przyjęły półroczną prezydencję w Radzie UE.
- Orban przekonał najpierw Kijów, potem Moskwę, a na końcu Pekin, że warto go przyjąć. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podczas wizyty w Warszawie powiedział, że kiedy rozmawiał w Kijowie z premierem Węgier, ten ani słowem nie wspomniał ukraińskim gospodarzom, że za parę godzin, po rozmowach z nimi, wybiera się do Rosji. To była pierwsza wizyta Orbana w Kijowie od wybuchu pełnoskalowej agresji rosyjskiej - zauważył.
Zdaniem eksperta podczas wizyty w Moskwie "Orban dostał tam poniekąd czarną polewkę". - Władimir Putin powiedział, że warunki pokoju będzie ustalała Moskwa w rozmowach z Kijowem, a nie Budapeszt. Nic tam nie ugrał. Zresztą sam to przyznał po wizycie i rozmowach na Kremlu, mówiąc, że stanowiska Moskwy i Kijowa są diametralnie od siebie różne. Ale tego można dowiedzieć się z prasy, nie trzeba wybierać się do Rosji i do Ukrainy - ocenił politolog.