Bezpieczeństwo gazociągu TurkStream jest dziś dla Rosji priorytetowe. Kiedy 11 stycznia resort obrony poinformował, jakoby Ukraina próbowała zniszczyć za pomocą dronów stację kompresorową w Kraju Krasnodarskim, która tłoczy rosyjski gaz w system TurkStream, na Kremlu zawrzało.
Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow nazwał uderzenia w infrastrukturę gazową zbrodnią i oskarżył o atak Stany Zjednoczone, które miały stać za akcją Ukraińców. Ani Waszyngton, ani Kijów nie odnieśli się do tych zarzutów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednak nie tylko w Moskwie wizja przerwania przepływu gazu tą nitką podniosła ciśnienie. Zareagowały zarówno Węgry, jak i Słowacja. Minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjarto mówił wręcz o ataku na suwerenność, a słowacki premier Robert Fico z misją wyruszył do Turcji. Dlaczego tak ważny jest TurkStream?
Tureckie wrota Putina
Po tym jak wygasła umowa na tranzyt rosyjskiego gazu ziemnego przez terytorium Ukrainy, a Kijów zdecydowanie odmówił jej przedłużania, to właśnie TurkStream stał się ostatnią bramą, którą na rynek europejski trafia gaz z Rosji.
Gaz obecnie wpływa gazociągami do UE przez Turcję do Bułgarii w dwóch miejscach. Zdecydowana większość (ponad 90 proc.) jest przesyłana z Rosji gazociągiem podmorskim TurkStream, skąd gaz trafia do Bułgarii w punkcie Strandża 2. Niewielka część tureckiego eksportu rosyjskiego gazu stanowi też rosyjski gaz, sprowadzany gazociągiem podmorskim Blue Stream i przesyłany do Bułgarii w punkcie Strandża - precyzuje dr Kamil Lipiński z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Składa się on z dwóch odcinków, o łącznej przepustowości 31,5 mld m sześc. gazu rocznie, z czego każda nitka może przesyłać 15,75 mld m sześc. Pierwsza nitka dostarcza gaz z Rosji przez Morze Czarne do europejskiej części Turcji, a druga jest przeznaczona na rynki Europy Południowej i Południowo-Wschodniej (Bułgarii, Grecji i Macedonii Północnej). Z tego szlaku korzystają też Węgrzy i Austriacy, a o większe dostawy (mające zastąpić gaz importowany przez Ukrainę) zabiega również Słowacja.
Jak przypomina dr Lipiński, w pierwszej połowie 2024 r. poziom wykorzystania technicznych możliwości tureckiego tranzytu wynosił 69 proc., a w drugiej połowie 2024 r. wzrósł do 79 proc., w tym do 86 proc. w gazociągu TurkStream.
- Poziom wykorzystania możliwości przesyłowych rosyjskiego gazu z Turcji wynosił w pierwszych 3 tygodniach stycznia 2025 r. już około 82 proc. To istotnie więcej niż w styczniu 2024 r. (66 proc.). Istnieje więc możliwość zwiększenia przesyłu, ale nie jest ona znaczna - tym bardziej że gaz będzie musiał zostać później przetłoczony przez bułgarski, serbski i węgierski system przesyłowy - zazacza.
Poprzez TurkStream z punktem wejścia Strandża 2 na terytorium Bułgarii do Unii trafia kolejnymi nitkami wciąż około 37 proc. gazu pochodzenia rosyjskiego.
To w nim łączą się interesy wielu stron. W sposób oczywisty dla Moskwy jest to kanał, którym wciąż może sprzedawać swój gaz Europejczykom i zasilać swój nadwyrężony wojną i sankcjami budżet. Po fiasku projektu NordStream 2 i uszkodzeniu NordStream 1, zaprzestaniu dostaw przez Jamał (z końcem grudnia 2022 r.), zamknięciu trasy przez Ukrainę i w końcu sankcjom na rosyjskie LNG, pozostał tylko kanał przez Turcję.
Dla Węgrów to ważny szlak, którym otrzymują tańszy surowiec. Jak wskazywał Reuters, powołując się na dane ujawnione przez Szijjártó, tylko w 2024 roku Węgry otrzymały 6,7 mld metrów sześciennych gazu przez TurkStream. Właśnie dlatego ekspert PIE przekonuje, że większość rosyjskiego gazu sprowadzanego przez TurkSteream nie trafi na Słowację.
Na jego tranzycie zarabia też Bułgaria i Serbia, która również korzysta z rosyjskich dostaw, ale w 2023 roku uniezależniła się od monopolu Gazpromu, dzięki dostawom z Azerbejdżanu.
Fico obrońca bram
W końcu w tzw. południowej bramie swoje nadzieje pokłada premier Słowacji. Kraj ten jest niemal w pełni zależny od importu błękitnego paliwa. Produkcja krajowa pokrywa zaledwie 1 proc. zapotrzebowania, które wynosi średnio 5 mld m sześc. gazu rocznie. Kluczową rolę dostawcy do tej pory pełniła Rosja.
Słowację łączy z Moskwą umowa podpisana z Gazpromem obejmująca dostawy do 2028 r. Te miały płynąć przez nieprzerwanie przez Ukrainę poprzez południową magistralę "Przyjaźń".
Gazociąg Urengoj-Pomary-Użhorod z punktem wejścia Sudża, mający możliwość tłoczenia do 40 mln m sześc. gazu dziennie, zostanie zamknięty dla rosyjskiego surowca. Do tej porty stanowił 35 proc. importu z Rosji. Dla nich to rząd w Bratysławie ugiął się przed szantażem Putina i zgodził się od 2022 roku płacić Moskwie za surowiec w rublach.
Po zakręceniu kurka przez Kijów premier atakował Ukrainę, stawiając nawet ultimatum, że odetnie jej dostawy prądy jeśli nie przywróci dostaw. W końcu Fico pojechał spotkać się z Putinem. To na Kremlu miał dostać gwarancje, że Rosja dostarczy gaz zgodnie z umową, mimo problemów z tranzytem przez Ukrainę.
Kluczem do tego są jednak alternatywna trasa, właśnie przez Turcję, Bułgarię, Rumunię i Węgry.
Marzenie Erdogana się ziszcza
Mimo że Słowacja ma teoretycznie inne kanały, którymi mogłaby pozyskać gaz na własne potrzeby, choćby z Czech, Niemiec, czy nawet Polski, nie chce z nich korzystać. Raz, że traci intratną rolę państwa tranzytowego, dwa rosyjski surowiec jest zwyczajnie tańszy.
Należy pamiętać, że TurkStream, nawet jeżeli dostarczy gaz nie zastąpi też Słowacji znacznych dochodów, które czerpała z tranzytu rosyjskiego gazu, przesyłanego przez Gazprom przez terytorium Ukrainy i Słowacji do Europy Środkowo-Wschodniej i Centralnej, szacowanych na 400-500 mln euro rocznie - wskazuje dr Lipiński.
W związku z tym Robert Fico po wizycie w Moskwie wybrał się do Ankary (20 stycznia), by tam zabiegać o pomoc prezydenta Recepa Tayyip Erdogana. Jak donosi agencja Bloomberga, przywódca Turcji zgodził się pośredniczyć w negocjacjach ze Słowacją i Rosją w celu znalezienia rozwiązania.
- Zróbmy krok - stwierdził Erdogan podczas wspólnej konferencji prasowej w Ankarze. Jak zapewnił Roberta Fico, turecki minister spraw zagranicznych skontaktuje się z Rosją, podczas gdy on sam będzie rozmawiał z prezydentem Władimirem Putinem. - Dojdźmy do porozumienia w sprawie zapotrzebowania Słowacji na gaz ziemny - uspokoił.
To doskonała okazja dla Erdogana, który w ten sposób może realizować marzenie o wielkim hubie gazowym. Przypomnijmy, że jeszcze w grudniu 2023 r. deklarował, że może jego kraj może dostarczyć do państw europejskich od 30 do 40 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie.
Przekonywał przy tym, że potencjał jest znacznie większy, bowiem Turcja dzięki kolejnym umowom w kilka lat może dystrybuować na rynek UE nawet 100 mld m sześc. gazu. Nie ukrywał przy tym, że część tego gazu będzie stanowił surowiec rosyjski.
Zresztą nie było czego ukrywać, Władimir Putin osobiście podczas spotkania w Astanie w październiku 2022 r. zaproponował Erdoganowi budowę dużego hubu gazowego w Turcji z nowym szlakiem gazowym do Europy przez Morze Czarne. Moskwa już wówczas chciała przekierować utracone przepływy gazu ze szlaków Nord Stream i Nord Stream 2 na korytarz południowy. Choć do budowy drugiego podmorskiego gazociągu nie doszło Turcja i Rosja podpisały długoterminowe kontrakty na dostawy gazu ziemnego.
Kurs, jaki obrała Bruksela, zakładał jednak odchodzenie od rosyjskiego gazu. Kolejne sankcje nakładane na Moskwę rugowały natomiast dotychczasowe kierunki. Turcja zabiega, aby w jej "pakiecie" nie było tylko rosyjskiego surowca, ale również gaz pochodzący od innych dostawców jak choćby z Turkmenistanu, Azerbejdżanu, czy w postaci LNG z USA.
To, co jeszcze dwa lata temu wydawało się nierealne, dziś się materializuje. Słowacja, prosząc Turcję o rosyjski gaz, ziszcza marzenie Erdogana i Putina.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl