- Będzie taki specjalny tryb, który na ten czas covidowy pozwoli ściągnąć, czy przynajmniej dać możliwość taką tym, którzy deklarują chęć przyjazdu do Polski, a mają odpowiednie uprawnienia, by wzmocnili nasz system, by mogli pracować w Polsce - mówił podczas konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski. Jego słowa cytuje PAP.
Mowa tu oczywiście o medykach z innych krajów. Odpowiednie decyzje ma w tej sprawie podejmować minister zdrowia. Oczywiście pod warunkiem, że "nie zostanie narażone bezpieczeństwo pacjentów".
- To na razie tylko zapowiedź, trudno mówić o jakichkolwiek szczegółach - tak pomysł rządu komentuje w rozmowie z money.pl Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Zwrócił też uwagę na inny aspekt. - Nie znam kraju w Europie, gdzie jest zbyt wielu lekarzy. Wręcz odwrotnie - teraz wszędzie są potrzebne dodatkowe ręce do pracy. Dlaczego mieliby wybrać właśnie Polskę? - pyta nasz rozmówca.
Jak dodawał Matyja, procedura wydawania prawa do wykonywania zawodu wygląda bowiem zupełnie inaczej dla obywateli Unii Europejskiej, a inaczej - dla mieszkańców innych krajów.
Czasochłonne procedury
To o tyle istotne, że w Polsce należałoby głównie liczyć na medyków z Ukrainy i Białorusi.
Problemów jest jednak sporo. Pierwszy to kwestia nostryfikacji dyplomów, której dokonują uczelnie medyczne. - Już miesiąc temu wystąpiłem do rektorów tych uczelni z wnioskiem o to, by przyspieszyć procedury - mówi Matyja.
Druga kwestia to z kolei przyznawanie wizy i pozwolenia na pracę takim cudzoziemcom. W tej sprawie Matyja również interweniował w ministerstwie.
Do tego dochodzi jeszcze uznanie kwalifikacji zawodowych, dokonywane przez specjalnie powołany przez ministra zdrowia zespół. A na to potrzeba czasu.
Wszystko więc sprowadza się do żmudnych procedur i biurokracji. - Być może minister ma jakiś pomysł na to, jak sobie z tym poradzić - wyraża nadzieję prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Zastrzega jednak, że najważniejsze jest bezpieczeństwo pacjentów. - Trzeba jednakowe procedury stosować dla polskich lekarzy, jak i dla tych z zagranicy - podkreśla Matyja. Chodzi m.in. o to, by w tym trudnym czasie chorymi nie zajmowali się lekarze, którzy nie mają do tego wystarczających uprawnień.
Dyskusja trwa od lat
Problem braku lekarzy w Polsce nie pojawił się jednak wraz z pandemią. On istniał znacznie wcześniej, o czym informowaliśmy w money.pl wielokrotnie.
Co więcej, sam pomysł ściągania lekarzy z zagranicy pojawiał się w przestrzeni publicznej jeszcze zanim ktokolwiek słyszał o koronawirusie.
"Aby podjąć pracę, musieliby zdać tzw. Lekarski Egzamin Weryfikacyjny (LEW). Byłby on właściwie jedynym potwierdzeniem kwalifikacji zawodowej medyka. Dodatkowo szpitale mogłyby zatrudnić na okres do 5 lat lekarzy spoza UE na szczególnych warunkach" - pisaliśmy wówczas.
"Wystarczyłoby jedynie zaświadczenie zatrudnienia w jednostce medycznej na terenie Polski i dokument potwierdzający znajomość języka polskiego, aby od Okręgowej Rady Lekarskiej uzyskać prawo wykonywania zawodu w danym zakresie i konkretnym szpitalu. Taki lekarz musiałby zostać przeszkolony praktycznie, ale w czasie nie dłuższym niż 12 miesięcy" - czytamy dalej.
Na zmiany sceptycznie patrzyli polscy lekarze. - Jest obawa, że dla dyrekcji szpitali liczyć się będzie sztuka. Całe środowisko popiera otwarcie na pracowników z zagranicy, ale nie może się to odbyć kosztem jakości leczenia, kosztem pacjenta - mówił wówczas Piotr Watoła, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy w Małopolsce.