"Stoki będą zimą otwarte" - poinformował we wtorek na Twitterze wicepremier Jarosław Gowin, dodając, że protokół sanitarny dotyczący korzystania ze stacji narciarskich jest dopracowany.
Odnosząc się do tych informacji, rzecznik Ministerstwa Zdrowia podkreślił, że według obecnego stanu, obiekty hotelarskie i restauracje pozostaną jednak zamknięte.
Katarzyna Strama z Centrum Narciarskiego Nosal w rozmowie z money.pl z chłodną rezerwą podchodzi do tych informacji. - Otwarcie zawsze jest lepsze niż zamknięcie. Jednak daleko nam do zadowolenia - komentuje na gorąco. Jak wyjaśnia, wciąż jest zbyt wiele niewiadomych, a same udostępnienie stoków to za mało.
- Musimy dopasować ofertę do klienta lokalnego. Oczywiście lokalnie ludzie jeżdżą na nartach, ale to niewielka skala w stosunku do możliwości i kosztów, jakie już ponosimy - wyjaśnia.
Zamknięte hotele spowodują, że turystów będzie niewiele. - Brak możliwości wynajęcia pokoi w miejscowościach narciarskich znacznie ograniczy liczbę chętnych na szusowanie - mówi. Problemem będą też nieczynne restauracje.
- Naszym klientem są dzieci i młodzież, dla których prowadzimy szkolenia narciarskie. A karczmy są zamknięte, nie będą miały gdzie się zagrzać i odpocząć. To znacznie ograniczy czas spędzany na stokach, zresztą również wśród dorosłych narciarzy - uważa.
Jak dodaje, nawet wszelkie próby zamówienia kateringu nie rozwiążą problemu.
- Cała oferta feryjna legła w gruzach. Musimy ją przygotować od zera, biorąc pod uwagę rzeczywiste możliwości. A wciąż mamy zbyt dużo niewiadomych.
- Nie wiadomo, czy będą ograniczenia w przemieszczaniu się. Zakaz będzie oznaczał wyjazd z miasta czy opuszczania województwa. Czy będziemy musieli liczyć tylko na narciarzy z Zakopanego, czy może przyjadą turyści np. z Krakowa, którzy mają własne lokale w górach - wylicza Katarzyna Strama z Centrum Narciarskiego Nosal.
Nie wierzy w nawał turystów, nawet w kontekście kumulacji ferii zimowych w jednym okresie. - Rząd z jednej strony zapowiada, że ferie będą, ale zaraz zaleca, aby dzieci pozostały w domach.
- Narciarskich ferii nie będzie. Chyba, że stanie się cud, sytuacja epidemiologiczna ulegnie zmianie, a rząd wycofa się z tego, co dotąd ustalił - mówi Katarzyna Strama. - W tej chwili walczymy już tylko o ratowanie poniesionych kosztów. O zarobku nie ma mowy - konkluduje.