Zaskakujące dane w Głównym Urzędzie Statystycznym odkryli ekonomiści mBanku. Zwrócili oni uwagę, że 2020 rok to prawdziwy ewenement, jeśli chodzi o ceny zwierząt domowych.
Tylko przez ostatnie miesiące psy, koty i inne ulubione pupile Polaków podrożały o blisko jedną trzecią, podczas gdy inflacja w poprzednich latach nie przekraczała nawet 5 proc. Ale są też takie przypadki, gdy ceny skoczyły jeszcze mocniej.
- Pamiętam, jak na początku roku interesowałam się szczeniakami labradorów i buldogów francuskich. Wtedy dało się znaleźć wiarygodną hodowlę z cenami na poziomie 2,5-3 tys. zł za szczeniaka - mówi nasza czytelniczka Justyna. Jak dodaje, dziś w tych samych miejscach ceny przekraczają już 4 tys. zł, a niekiedy sięgają nawet 4,5 tys. zł.
To i tak "okazja", bo za szczeniaki niektórych ras trzeba zapłacić tyle, co za kilkuletni samochód. Na popularnych serwisach aukcyjnych aż roi się od ofert na przykład szpiców miniaturowych (tzw. pomeranianów) za 15 tysięcy złotych, owczarków niemieckich długowłosych czy środkowoazjatyckich za 20 tysięcy.
Co dalej? Buldog francuski to wydatek rzędu nawet 10 tys. zł, podobnie jak akita czy buldog angielski. Oczywiście można też kupić taniej.
Ekspert: widać szał na zwierzęta
O spostrzeżenia w tej kwestii zapytaliśmy Beatę Leszczyńską, prezes Stowarzyszenia Behawiorystów i Trenerów COAPE. To właśnie jej organizacja zrzesza specjalistów, którzy zajmują się pracą ze zwierzętami, które są "problematyczne".
Jak przyznaje, w branży mówi się o wzmożonym ruchu w interesie. - Szczególnie w pierwszych miesiącach pandemii słyszeliśmy o tym, że wiele schronisk praktycznie pustoszało, a hodowle przeżywały prawdziwe oblężenie - mówi nam Leszczyńska.
- W pandemii ludzie więcej czasu spędzają w domu, mogą więc poświęcić swoim czworonogom więcej uwagi. Co więcej, w czasach ograniczeń to zawsze pretekst, by wyjść z domu na spacer - mówi Joanna, która przygarnęła psa ze schroniska i jest z tego bardzo zadowolona. - Warto adoptować pieska - przekonuje.
Leszczyńska, mówiąc o wzmożonym zainteresowaniu zwierzętami, dodaje, że z socjologicznego punktu widzenia mógł tu zadziałać mechanizm zwiększonej wrażliwości. - Ludzie poczuli w tym trudnym czasie chęć pomocy innym, w tym również zwierzętom - zwraca uwagę.
I podaje przykłady. - Ktoś ostatnio mówił mi, że przymierza się do zakupu kota bengalskiego. Cena? 14 tysięcy złotych - mówi prezes stowarzyszenia.
- Moja przyjaciółka w lipcu musiała pochować bokserkę i doszli do wniosku, że nie wytrzymają żałoby, więc zaczęli szukać szczeniaka - kontynuuje Beata Leszczyńska. - Okazało się, że hodowle prowadzą zapisy na szczeniaki, choć potencjalna matka nawet jeszcze nie miała cieczki.
Nie ma więc co się dziwić, że ceny rosną. To odwieczna prawidłowość. Skoro rośnie popyt, to automatycznie musi też wzrosnąć cena.
- Nigdy nie było tylu telefonów i takiego zainteresowania. Kto by nie podniósł cen? Przecież my też mamy koszty. Trzeba te szczeniaki zaszczepić i dbać o nie jak o własne - mówi nam pani Magdalena, właścicielka hodowli. Nazwy nie chce ujawniać, bo - jak mówi - w tej branży wszyscy się znają. Woli więc pozostać anonimowa.
Przyznaje jednak, że w branży wiele mówi się o rosnącej liczbie tzw. pseudohodowli. - Ludzie rozmnażają psy bez żadnego pojęcia, w ciężkich warunkach. Tylko na handel - ubolewa.
Po co więc płacić, skoro można za darmo zaadoptować psa, który nie ma domu? - Nie wszyscy czują się na siłach, by poradzić sobie ze zwierzakiem ze schroniska - mówi Beata Leszczyńska ze Stowarzyszenia Behawiorystów i Trenerów COAPE. Wiele psów jest tam po przejściach i wymaga dużej wiedzy i kompetencji w wychowaniu.
Pies w domu. Ale co po pandemii?
Odruch serca jest godny pochwały, ale pytanie brzmi, co wydarzy się po zakończeniu epidemii. - Mam obawy, że po powrocie do normalności wiele zwierzaków wróci tam, skąd przyszły. Czyli do schronisk - mówi nam Beata Leszczyńska.
Jak przyznaje, w tym roku behawioryści i trenerzy zwierząt mieli pełne ręce roboty, przede wszystkim w miesiącach letnich. Wielu ludzi nie potrafiło poradzić sobie z wychowaniem zwierząt. Brakowało im konsekwencji czy cierpliwości, a psy potrafiły wejść na głowę.
- Październik był jeszcze przyzwoity, ale ostatnie tygodnie to już mniejsze zainteresowanie - puentuje Leszczyńska.