Trzemeszno w Wielkopolsce. Potężne zakłady wełny mineralnej Paroc Polska. W środę rano związkowcy z największych organizacji związkowych przeprowadzili tu strajk ostrzegawczy. Stanęła cała produkcja. To praktycznie w tej fabryce nigdy się nie zdarza.
Zakłady pracują 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Produkcja wstrzymywana jest tylko w Boże Narodzenie i Wielkanoc, ale i wówczas stanowiska strategiczne nie są objęte przestojem.
W porannej akcji – zdaniem związkowców – udział wzięło ok. 250 z 783 osób zatrudnionych w fabryce (prawie 100 proc. porannej zmiany). Protestujących byłoby może więcej, gdyby nie to, że pracodawca zapowiedział wcześniej, że nie wpuści do fabryki tych, którzy przyjdą nie na swoją zmianę. Dostaną oni również kary dyscyplinarne. Skończyło się jednak tylko na groźbach. Ostatecznie strajkujących wpuszczono.
Nie nadążają z pracą
Sytuacja spółki Paroc jest więcej niż dobra. Codziennie z ramp wyjeżdża ponad 200 TIR-ów wyładowanych wełną kamienną. Towar schodzi na pniu. Zakład nie nadąża z produkcją. Stan zapasów magazynowych jest już zerowy. Co wyprodukują, to sprzedają. Towar wysyłany jest do wielu państw Europy, a nawet do Stanów Zjednoczonych. Średnia płaca zakładowa wynosi blisko 6 tys. zł brutto.
Dlaczego ludzie strajkują? Piotr Burczyński z komisji zakładowej Konfederacji Pracy w firmie Paroc potwierdza, że pracodawca ma duże zyski, ale "dzielić się nimi ze wszystkimi nie chce". - Rozmowy z zarządem o waloryzacji płac, wyższych dodatkach stażowych i o tym, by po 6 miesiącach pracy pracownicy dostawali umowy już na czas nieokreślony, trwały od września ubiegłego roku i zakończyły się niczym – mówi Burczyński.
Związkowiec podkreśla, że średnią zakładową zawyżają zarobki zarządu i kadry, które są w nią wliczane. Pracownicy fizyczni, tzw. doły, zarabiają 22,60 zł brutto na godzinę, co po przeliczeniu w skali miesiąca daje ok. 2800 zł. A praca jest ciężka: w zapyleniu, hałasie i przy różnych temperaturach na hali. Wyrobienie nadgodzin łatwe więc nie jest.
"Ludzi się tu nie szanuje"
15 proc. załogi pracuje na umowach na czas określony. - Po sześciu miesiącach można już chyba ocenić, czy ktoś nadaje się do tej pracy, czy nie. Pracodawca jednak stosuje umowy na czas określony w maksymalnym terminie, czyli po okresie próbnym przez kolejne 33 miesiące, po czym nie daje umów stałych, tylko bierze kolejne osoby – opowiada związkowiec.
Te optymalizacje płacowe potwierdza nam również Jan Jakubowski z "Solidarności 80" w spółce. Dodaje, że pensje pracowników z wieloletnim stażem też pozostawiają wiele do życzenia.
Pracownicy po 15 latach pracy dostają 68 zł brutto miesięcznie dodatku stażowego. – Domagamy się, aby po 5 latach pracy w takich szkodliwych warunkach dodatek stażowy wynosił 5 proc. średniej zakładowej i tak aż do 10 proc. W efekcie czego pracownik z 10-letnim stażem dostawałby nie 50 zł brutto, ale 600 zł brutto – liczy Jakubowski.
Dodaje, że starsi pracownicy nie tylko sami ciężko pracują, ale również uczą tych młodszych stażem, chociaż nic z tego nie mają. Pracodawca powinien ten fakt docenić, a nie się ich pozbywać.
- W regulaminie wynagradzania mowa jest o corocznej waloryzacji płac, tymczasem podwyżek nie było. To znaczy były – jak twierdzi pracodawca – ale indywidualne. Kto je dostał, tego nie wiemy – informuje Jakubowski.
Jeden z postulatów strajku odnosi się do kwestii waloryzacji właśnie. Związkowcy domagają się, by waloryzacja odbywała się na podstawie wskaźnika inflacji ogłoszonego przez GUS lub na podstawie wzrostu nominalnego płacy minimalnej.
Przykładowo: w przyszłym roku najniższa płaca ma wynieść 3 tys. zł brutto, czyli o 200 zł więcej niż w tym roku. Pracownik dostawałby podwyżkę korzystniejszą. - Jeśli oficjalnie inflacja wynosi obecnie 3,5 proc., a skok płac to 10 proc., to waloryzacja wynosiłaby 10 proc., a nie 3,5 proc. – wylicza Jakubowski.
Na limuzyny mieli
Grzegorz Ilnicki, prawnik, który pomaga pracownikom, uważa, że to, co najbardziej kłuje w oczy załogę, to np. drogie limuzyny, które zapewnia się kierownikom różnych szczebli.
- Niedawno szeregowym pracownikom w ramach szukania oszczędności odebrano dostęp do bezpłatnych basenu i siłowni, które zapewniane były nieprzerwanie od około 15 lat. Po silnych protestach pracodawca chyłkiem się z tego wycofał - informuje Ilnicki.
Dodaje, że piłka jest po stronie pracodawcy. Jeśli nie zrezygnuje ze śmieciowego zatrudnienia i egoizmu ekonomicznego, strajk nie skończy się na dwóch godzinach.
Próbowaliśmy w środę od rana nawiązać kontakt z zarządem firmy. W końcu poinformowano nas, że możliwy jest on tylko mailowo. Wysłaliśmy więc pytania i czekamy na odpowiedzi.