"Te pieniądze im się po prostu należały" - grzmiała ponad rok temu z sejmowej mównicy Beata Szydło. Mówiła o ministrach, którzy w 2017 roku otrzymali gigantyczne premie. Część z nich nawet 80 tys. zł.
Wygląda na to, że za zeszły rok premie już się nie należały. Bo ministrowie za swoją pracę zarobili znacznie mniej.
Jak wylicza "Rzeczpospolita", najbardziej stratna jest minister rodziny Elżbieta Rafalska. Ona zarobiła "tylko" 176 tys. zł, podczas gdy rok wcześniej było to 272 tys. zł. Z pewnością jednak odbije to sobie w Brukseli, gdzie lada moment obejmie mandat i ponad 30-tys. pensję.
Podobnie zresztą jak szef MSWiA. Joachim Brudziński w 2018 roku pobrał 168 tys. zł, podczas gdy jego poprzednik Mariusz Błaszczak w 2017 roku zarobił 258 tys. zł.
Obniżki dotknęły również Jarosława Gowina, Mariusza Kamińskiego, Annę Zalewską czy Zbigniewa Ziobro.
Z kolei w górę poszły pensje Krzysztofa Tchórzewskiego i Andrzeja Adamczyka. Dlaczego? Pierwszy zaczął pobierać emeryturę, a drugi otrzymał wynikającą z ustawy jubileuszową nagrodę za 25 lat pracy.
Wciąż są jednak tacy ministrowie, którzy swoich zarobków do oświadczeń majątkowych nie wpisali. Przykład daje tu sam premier Morawiecki, który wynagrodzenia nie podał. Podobnie jak Teresa Czerwińska, Łukasz Szumowski, Henryk Kowalczyk i Jan Ardanowski.
Dlaczego? W druku oświadczenia majątkowego rubryki "dochody" lub "wynagrodzenia" nie ma. Jest jedynie "inne dodatkowe dane o stanie majątkowym". A to nie musi wcale oznaczać konieczności podawania wynagrodzeń.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl