W czwartek unijni przywódcy spotykają się na nadzwyczajnym szczycie Rady Europejskiej, by rozmawiać o dalszym wsparciu dla Ukrainy i europejskiej obronności.
"Mamy przed sobą dwie potencjalne ścieżki. Pierwsza to przebrnięcie przez obecny okres w sposób menedżerski, aby wprowadzać fragmentaryczne lub stopniowe odpowiedzi na sytuację na miejscu w Ukrainie lub gdzie indziej. Druga to sprostanie tej chwili. Zmobilizowanie ogromnych zasobów Europy. Przywołanie naszego wspólnego ducha, aby bronić demokracji. Wierzę, że druga opcja jest naszym jedynym wyborem. Jest to, w końcu, nasz prawdziwy cel" - napisała szefowa KE Ursula von der Leyen w liście do unijnych przywódców.
W kontekście Ukrainy rozmowy mają dotyczyć roli, jaką Europa mogłaby odegrać w planie pokojowym, przede wszystkim pod kątem gwarancji bezpieczeństwa. Wśród liderów europejskich nie ma przekonania, że głównym gwarantem mogłyby być Stany Zjednoczone, aktualnie negocjujące z Putinem oraz ograniczające pomoc wojskową i wywiadowczą dla Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pięć punktów Ursuli i trzy problemy rządu
Drugim ważnym tematem rozmowy będzie dozbrajanie Europy w związku z ogłoszonym w tym tygodniu przez szefową KE pięciopunktowym planem. Mówiąc najogólniej, zakłada on poluzowanie reguł korzystania z funduszy europejskich przez kraje członkowskie, by część z nich można było wykorzystać na wydatki zbrojeniowe.
Z naszych rozmów wynika, że polski rząd na ten moment dostrzega tu co najmniej trzy zasadnicze problemy.
Po pierwsze, to tzw. klauzula obronnościowa. "Pożyczki udzielane w ramach nowego instrumentu UE korzystałyby z krajowej klauzuli wyjścia w ramach Paktu Stabilności i Wzrostu" - pisze Ursula von der Leyen w liście do unijnych przywódców.
Jak tłumaczy nasz rozmówca z rządu, w praktyce oznaczałoby to, że kraj członkowski dokonuje jakichś wydatków na cele obronne, a potem to KE oceniałaby, czy będą one brane pod uwagę przy ocenie stanu finansów państwa (co ma znaczenie przy uruchamianiu procedury nadmiernego deficytu przez KE). Polski rząd wolałby, aby powstała lista konkretnych przypadków podchodzących pod klauzulę wyjścia, a nie by jednostronnie decydowała o tym Bruksela.
- Szczegóły propozycji szefowej KE są dopiero opracowywane w samej Komisji. Oni jeszcze sami do końca nie wiedzą, jak miałoby to wyglądać - wskazuje kolejny rozmówca z rządu.
- Dlatego my pracujemy na naszym pomyśle ze stycznia, który bardzo precyzyjnie proponuje rozszerzenie wydatków także o zwiększanie liczebności armii czy inwestycje infrastrukturalne. Do tej pory KE stosowała bardzo wąską interpretację, ale wydaje się, że teraz chce rozszerzyć definicję w tej swojej klauzuli wyjścia. My chcemy, by nie były wliczane wydatki obronnościowe poczynione od początku wojny - podkreśla osoba z rządu.
Po drugie, to kwestia tego, gdzie inwestować pieniądze unijne na obronność. KE zamierza uruchomić na ten cel instrument w formie pożyczek - 150 mld euro.
"Dalsze zwiększenie oddziaływania tego nowego instrumentu zostałoby osiągnięte poprzez wspólne zakupy, co zapewniłoby interoperacyjność i przewidywalność, zredukowałoby koszty oraz stworzyłoby skalę niezbędną do wzmocnienia naszej europejskiej bazy przemysłu obronnego" - pisze szefowa KE.
Na jakie pieniądze liczy Polska?
Problem w tym, że cały czas słychać o różnicach zdań pomiędzy krajami takimi jak Polska i Francja, odnośnie do tego, czy wspólne zakupy mogłyby być dokonywane także poza Unią Europejską, np. w Korei Płd. czy USA. Polski rząd opowiada się za taką opcją, ale nawet jeśli okaże się, że jest to niemożliwe, to nie będziemy o to raczej kruszyć kopii z uwagi na samą skalę wsparcia, którą tak czy inaczej zamierzamy wykorzystać.
Liczymy, że z tych 150 mld euro przypadnie nam może do 10 proc. To byłoby kilkadziesiąt miliardów złotych dla polskiego przemysłu, bo dziś dość trudno jest zdobyć finansowanie na rynku dla działającego przy BGK Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych - przyznaje rozmówca money.pl z rządu.
Po trzecie, pewne obawy - i to zarówno w rządzie, jak i opozycji - budzi zapowiedź szefowej KE dotycząca zmian w polityce spójności, z której pieniądze częściowo można byłoby przekierować na obronność.
- To dobrze, że będzie przesunięcie z KPO, bo wszystkich pieniędzy i tak rząd by nie wydał. Natomiast z polityki spójności w Polsce od lat finansowane są podstawowe rzeczy, jak np. drogi czy inwestycje w ochronę zdrowia. Pytanie, czy pod płaszczykiem obronności nie zaczyna się właśnie proces rozmontowania polityki spójności, której Polska jest największym beneficjentem - zastanawia się polityk PiS.
Rozmówcy z rządu mają innego rodzaju wątpliwości.
- To, co KE na razie położyła na stole w sprawie polityki spójności, to żadna zmiana. Już teraz każde państwo może przesunąć 5 proc. wartości swojej koperty narodowej na inne cele. Praktycznie nikt z tego nie korzysta, ale możliwość jest. A oni sobie wymyślili, że można byłoby to przesunąć na jakiś fundusz, centralnie zarządzany przez KE. Wobec czego tabunu chętnych do takich przesunięć może nie być, a poza tym mówimy o jakichś 20 mld euro w skali całej UE, więc to zupełnie nie ta skala działania - wskazuje jeden z nich.
Polska będzie walczyć w Brukseli. Chce ważnej zmiany
Dlatego, jak słyszymy, polska delegacja zamierza walczyć w Brukseli o głęboką zmianę unijnego rozporządzenia o polityce spójności, by to w jej ramach, a nie poprzez przesunięcia, można było finansować przedsięwzięcia obronne.
- Trzeba też odejść od terroru zasady "do no significant harm" (DNSH - unijna zasada mówiąca, że żadne działania finansowane ze środków europejskich nie mogą pogarszać stanu środowiska naturalnego i przyczyniać się do eskalacji kryzysu klimatycznego - przyp. red.). Bo jak inaczej wesprzeć przemysł zbrojeniowy, który jest emisyjny? - mówi rozmówca money.pl.
W liście przewodniczącej KE do liderów państw nie ma szczegółów dotyczących zmian w polityce spójności. Mowa jest m.in. o "dodatkowych możliwościach i zachętach do zwiększenia finansowania sektora obronnego". Chodzi np. o zniesienie istniejących ograniczeń dla wsparcia dużych przedsiębiorstw w sektorze obronnym, zwiększenie zachęt finansowych, takich jak prefinansowanie i współfinansowanie i ułatwienie procesu dobrowolnych transferów do innych funduszy UE z celem obronnym.
Zmiany w KPO jak po maśle
Dużo sprawniej idzie negocjowanie zmian "obronnościowych" w polskim KPO. Już w środę - a więc chwilę po ogłoszeniu pięciopunktowego planu szefowej KE - minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz poinformowała, że w ramach KPO powstanie nowy fundusz "Bezpieczeństwa i obronności" na kwotę 30 mld zł. Będzie można je wydać m.in. na badania obronne i produkcję polskich firm zbrojeniowych.
Pieniądze - w postaci preferencyjnych pożyczek - pochodzą z instrumentu KPO "Zielona transformacja miast". Uznano, że samorządy i tak nie zdążą wszystkiego wydać na swoje projekty zanim dojdzie do finalnego rozliczenia polskiego KPO.
Nasz rządowy rozmówca zorientowany w przebiegu rozmów z KE podkreśla, że po ogłoszeniu przez Ursulę von der Leyen planu dozbrajania Europy urzędnicy w Komisji "kompletnie zmienili podejście i są całkowicie za przesunięciami". - Rozmowy są już właściwie o technikaliach, jak to zrobić - przekonuje.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl