Jeszcze 20 lat temu w Piotrkowie Trybunalskim mieszkało grubo ponad 80 tysięcy ludzi. Dziś jest ich ok. 72 tysięcy. Miasto po prostu się wyludnia. To nie jest problem tylko i wyłącznie Piotrkowa – podobnie dzieje się w większości średniej wielkości miast. Tracą mieszkańców na rzecz metropolii, które coraz bardziej puchną. Bo oferują pracę, pieniądze, wielkomiejskie życie.
Ale tracą też na rzecz gmin ościennych, w których można żyć taniej. Bo przekroczenie granic jednego samorządu może oznaczać o wiele tańsze działki budowlane. W Piotrkowie władze wpadły więc na pomysł, by miejskie działki sprzedawać za pół ceny.
- Prezydent podjął taką inicjatywę, by zachęcić piotrkowian do osiedlania się w granicach miasta. Żeby nie kupowali działek na wsi, ale zostali u nas. Działki miejskie z podłączonymi mediami są sprzedawane w pierwszym przetargu za 100 proc. ceny. Jeśli nikt ich nie kupi, cena spada o połowę i w kolejnym przetargu cena wywoławcza to już 50 proc. pierwotnej – mówi w rozmowie z money.pl Jarosław Bąkowicz, rzecznik piotrkowskiego ratusza.
Co to oznacza w praktyce? W ostatnim, lipcowym, przetargu działki o powierzchni ok. 1000 metrów kw. każda sprzedawano po cenie wywoławczej 60-65 tysięcy złotych. Mowa o terenie uzbrojonym, z dogodnym dojazdem, objętym planem zagospodarowania (pod budowę jednorodzinną). Wystarczy dostać pozwolenie na budowę i rozpocząć inwestycję. 60 zł za metr kwadratowy to cena bardzo atrakcyjna. W okolicy trudno coś za taką cenę znaleźć, biorąc pod uwagę również gminy ościenne.
- Działki cieszą się naprawdę dużym powodzeniem. Piotrków jesienią będzie organizował już trzecią edycję. Za każdym razem przetargi dotyczą jednego terenu podzielonego na kilka działek, z podłączoną już infrastrukturą – dodaje rzecznik.
W dwóch poprzednich edycjach wystawiono łącznie 10 działek, nabywcy nie znalazła tylko jedna.
- Niektóre poszły za cenę wywoławczą, w przypadku innych mieliśmy małe licytacje. Ceny sięgały maksymalnie 60 proc. ceny pierwotnej – czyli kupujący i tak zaoszczędzili przynajmniej 40 proc. w stosunku do pierwotnej wyceny – mówi nam Bąkowicz.
Jedna, wyjątkowa działka, poszła jednak za ok. 100 tysięcy - 40 tys. więcej od ceny wywoławczej, ale i tak o 20 tysięcy mniej od pierwotnej wyceny.
Działką nie pohandlujesz
Miasto stawia też warunki. W ciągu 2 lat od kupna trzeba rozpocząć budowę, w ciągu 5 lat ją zakończyć. A przez 10 lat działki ani domu nie można sprzedać. Jeśli ktoś nie dotrzyma tych warunków, będzie płacił kary zapisane w umowie.
Czy w Piotrkowie nie obawiają się, że niektórzy mogą specjalnie czekać na obniżkę ceny? Nie – bo jak dowiadujemy się w ratuszu, to rynek weryfikuje atrakcyjność działki. Jeśli ktoś chce kupić dany grunt i mu na nim zależy, to nie będzie czekał, aż jego cena spadnie. Bo ktoś inny może mu ją sprzątnąć spod nosa.
Powstaje też pytanie, czy kilka, kilkanaście działek faktycznie wpłynie na zatrzymanie procesu wyludniania się Piotrkowa
- Na pewno jakoś wpłynie, sprzedaliśmy już 9 działek, szykujemy kolejne 6-7 działek – w bardzo atrakcyjnym miejscu, więc pójdą na pewno. Podejrzewamy, że gdyby nie ten program, te rodziny budowałyby domy za granicami Piotrkowa. I gdzie indziej płaciłyby choćby podatki i opłaty – mówi Jarosław Bąkowicz.
Kilka lat temu miasto uruchomiło też inny program, w którym można było kupić działkę nawet za ćwierć ceny – wtedy jednak mowa była o użytkowaniu wieczystym. To pojęcie zniknęło jednak z polskiego prawa, teraz mowa więc o pełnej własności.
Podobne programy wdrażają też inne miasta. W Gorzowie Wielkopolskim w ten sposób sprzedano już kilkadziesiąt działek, miasto ciągle dorzuca nowe. Jeśli nie znajdą nabywcy w pierwszym przetargu, cena spada o połowę. Najtańsze grunty w Gorzowie sprzedawano za niewiele ponad 20 tysięcy złotych (mowa o kilkusetmetrowych działkach).
Z kolei w Słupsku - mieście niegdyś stutysięcznym, dziś zamieszkiwanym przez niecałe 85 tys. osób – tanieją mieszkania komunalne. Mowa o tych, które do tej pory nie znalazły nabywcy. Ceny kilku wystawionych właśnie na sprzedaż lokali oscylują wokół 2-2,5 tysiąca złotych za metr kwadratowy. Trzeba zaznaczyć, że wymagają one kapitalnego remontu. Miasto ma jednak plan pozbywania się miejskich lokali – szczególnie tych, które są we wspólnotach mieszkaniowych.