Najnowsze technologie stały się cennym narzędziem w komunikacji PiS. Zmasowane działania w sieci mają pomóc partii rządzącej dotrzeć do szerokiej grupy wyborców. Koszty kampanii wyborczej w sieci stale rosną.
PiS wydał już 4 mln zł na 1707 różnych reklam w Google. Dziennie średnio wydaje na to 120 tys. zł - podlicza w serwisie X ekonomista Rafał Mudry.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak pialiśmy w money.pl, szeroko zakrojone działania w internecie, precyzyjnie kierowane do poszczególnych grup odbiorców, to tajna broń partii Jarosława Kaczyńskiego. - Czegoś takiego jeszcze nie było. Mamy mikrotargetowanie, są na pewno elementy sztucznej inteligencji - oceniał Michał Fedorowicz, prezes Instytutu Badania Internetu i Mediów Społecznościowych.
Mikrotargetowanie to właśnie kierowanie reklamy do konkretnych grup wyborców, ale także do konkretnych miejsc. Każdy powiat uzyskuje inny przekaz, który odpowiada specyfice danego miejsca.
Inni daleko w tyle
Dla porównania, według danych Rafała Mundrego Koalicja Obywatelska na reklamy w Google wydała do tej pory 1,2 mln zł. Pozostałe komitety pod względem tych wydatków pozostają daleko z tyłu.
Tajna broń PiS. "Czegoś takiego nie było"
Profesor Jacek Wasilewski, medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego podkreślał w rozmowie z money.pl, że problemem tej kampanii są nierówne zasoby finansowe komitetów.
Partia rządząca ma tej kwestii o wiele więcej możliwości. Może wykorzystać zasoby spółek Skarbu Państwa. Pamiętajmy także, że prowadzenie kampanii referendalnej nie jest ograniczone finansowo. Powstaje także nierówność w możliwościach korzystania z rzetelnej informacji. Telewizja publiczna przestała być forum, na którym dochodzi do merytorycznej dyskusji - wyjaśniał nam ekspert.
Jaki jest tego skutek? - Zatracił się obywatel, a mamy konsumenta oferty politycznej - ocenił Wasilewski.