We wrześniu 2022 r. rząd Prawa i Sprawiedliwości wprowadził ustawę, która wprowadzała dopłaty do ogrzewania, co miało ulżyć Polakom w obliczu wzrostu kosztów ciepła. Kilka miesięcy później, w styczniu 2023 r. wprowadzono kolejny mechanizm, ograniczający wzrost cen, uznając, że poprzedni się nie sprawdził. Zgodnie z nim rachunki odbiorców ciepła mogły wzrosnąć maksymalnie o 40 proc. względem tych z września 2022 r.
Pod koniec ubiegłego roku nowy Sejm uchwalił przedłużenie obowiązujących dotychczas mechanizmów wsparcia. "Zapewni to bezpieczeństwo wszystkim rodzinom" - deklarowała wówczas na platformie X minister klimatu i środowiska Anna Moskwa. W praktyce stało się inaczej - pomoc nie objęła wszystkich. - To niesprawiedliwe - mówią nam spółdzielcy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spółdzielnia dostała pieniądze, ale mieszkańcy i tak muszą dopłacać
Na problem zwrócił uwagę nasz czytelnik z Włocławka, który jest członkiem Spółdzielni Mieszkaniowej "Zazamcze". W 2022 r. jego spółdzielnia otrzymała dofinansowanie od rządu w wysokości prawie 5 mln zł z tytułu dodatku dla tzw. odbiorców wrażliwych.
Miało nam to gwarantować stawki ogrzewania na cały rok nieprzekraczające 40 proc. podwyżki. Niedawno otrzymaliśmy jednak pisma ze spółdzielni. Mimo dofinansowania mamy dopłacać przez trzy miesiące tego roku po dwa złote za każdy metr za 'niezbilansowania kosztów ogrzewania za 2023 rok'. W przypadku mojego lokalu to łącznie około 500 złotych. Czy to nie jest łamanie prawa? - oburza się w rozmowie z money.pl.
Sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Okazuje się, że Spółdzielnia Mieszkaniowa "Zazamcze" jest także właścicielem ciepłowni. Produkuje więc ciepło i sprzedaje je innym podmiotom, dostarcza je również swoim mieszkańcom. Z tego powodu nie może jednak korzystać z niższych stawek za ogrzewanie.
Jak to możliwe? Odpowiadając na to pytanie prezes włocławskiej spółdzielni Bartłomiej Popławski wyjaśnia, że do tej pory w zakresie cen ciepła funkcjonowały dwa systemy wsparcia dla mieszkańców wspólnot i spółdzielni. Pierwszy to dodatek dla odbiorców wrażliwych, a drugi to ustalony odgórnie mechanizm tzw. ceny maksymalnej.
Zgodnie z wprowadzonymi przepisami, jako spółdzielnia produkująca ciepło dla własnych potrzeb nie mogliśmy skorzystać z maksymalnych cen. Przysługiwał nam jedynie jednorazowy dodatek dla odbiorców wrażliwych za sezon grzewczy 2022/ 2023 w wysokości 5 mln zł. Przeznaczyliśmy go w całości na dofinansowanie dla naszych członków, w rozliczeniu za 2022 rok. Liczyliśmy na to, że podobny mechanizm zostanie zastosowany także w 2023 roku, ale tak się nie stało - mówi Popławski w rozmowie z money.pl.
Mieszkańcy nie mogą liczyć na wsparcie
Pomimo pism wysyłanych w tej sprawie przez włocławską spółdzielnię do Ministerstwa Klimatu i Środowiska, a także apeli lokalnych posłów, nie udało się zmienić niekorzystnych przepisów. - W odpowiedzi ministerstwo napisało, że dodatek dla odbiorców wrażliwych w 2023 roku nam nie przysługuje. W momencie, gdy zostaliśmy pozbawieni tej pomocy, trzeba się spodziewać podwyżki w wysokości 40 procent - mówi prezes.
Po odebraniu pisma z resortu klimatu spółdzielnia nie mając wyjścia, uchwaliła podwyżkę. W praktyce mieszkańcy w okresie od stycznia do kwietnia 2024 r. będą musieli dodatkowo zapłacić 2 zł za m kw. od każdego lokalu, głównie dlatego, aby nie musieli dopłacać w rozliczeniu rocznym.
Sytuacja, jak słyszymy, jest o tyle kuriozalna, że spółdzielnia dostarcza ciepło również dla mieszkańców tych spółdzielni, które są z kolei objęte wsparciem - tym samym tam mieszkańcy płacą za ogrzewanie mniej. W takim przypadku mechanizm obniżonych cen jest dla nich utrzymany, ale dla mieszkańców Spółdzielni Mieszkaniowej "Zazamcze", już nie. Zdaniem prezesa Popławskiego to "dyskryminacja jednych kosztem drugich".
Poprzedni rząd nie słuchał spółdzielców. "Problem jest szerszy"
Dr Piotr Pałka, radca prawny i wspólnik w DERC Pałka Kancelarii Radców Prawnych, mówi, że problem może dotyczyć wielu spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych w Polsce. Wyjaśnia, że wiele z nich nie tylko posiada własne kotłownie, ale także wytwarza i dostarcza energię cieplną do swoich zasobów. Z kolei inne dostarczają ciepło również podmiotom zewnętrznym, na przykład sąsiadującym z jej budynkami.
Ta niekorzystna sytuacja niestety trwa i pozostaje mieć nadzieję, że nowy skład ministerstwa klimatu w obecnym rządzie zwróci uwagę na ten problem. To również jest jeden z postulatów zmian w przepisach, o które zabiega od dawna Związek Rewizyjnych Spółdzielni Mieszkaniowych. Ten problem przedstawiliśmy także marszałkowi Sejmu Szymonowi Hołowni, ale na razie nie dostaliśmy odpowiedzi - wskazuje.
Jego zdaniem poprzedni szefowie resortu klimatu nie wsłuchiwali się w głosy prawników i spółdzielców. - Mimo że zwracaliśmy im uwagę na wiele luk prawnych w rządowych tarczach, w tym także na problem braku wsparcia dla spółdzielni, które same wytwarzają ciepło systemowe - zaznacza.
Prawnik uważa także, że sama ocena skutków wprowadzenia rządowych tarcz energetycznych była przeprowadzona wadliwie. - Taka analiza powinna obejmować wszystkie możliwe przypadki. Dodatkowo tarcze były wielokrotnie nowelizowane, była więc okazja, aby naprawić znajdujące się w nich błędy - zauważa.
"Siedzimy jak na szpilkach"
Tymczasem przedstawiciele spółdzielni, które korzystają obecnie z niższych stawek za ogrzewanie, są pełni obaw. - Siedzimy jak na szpilkach. Boimy się, co się stanie, gdy w połowie roku osłony przestaną działać i państwo przestanie dopłacać do tego wsparcia. Rachunki za ogrzewania mogą wtedy wystrzelić - mówi money.pl prezes jednej z dolnośląskich spółdzielni.
Przypomnijmy: z opracowania Forum Energii, które ukazało się zanim w 2023 r. przedłużono mechanizmy wsparcia, wynika, że gdyby rząd nie podjąłby decyzji o dalszym obowiązywaniu osłon, to podwyżka rachunków za energię dla gospodarstw domowych wyniosłaby ok. 68 proc.
Z kolei w październiku do Urzędu Regulacji Energetyki trafiły wnioski od czterech sprzedawców z urzędu ws. taryf na energię w 2024 r. Zgodnie z nimi taryfy elektryczne dla energii elektrycznej miały wzrosnąć o 76 proc. a dla gazu o 48 proc. Jak oszacowali analitycy mBanku, gdyby URE zgodził się na takie pułapy, inflacja zostałaby natychmiastowo podbita o dwa punkty procentowe.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl