- Kiedy wy spaliście, ja stałem się bogatszy o 1936 zł. Jak? Dzięki e-PIT - napisał Sebastian Ogórek, zastępca redaktora naczelnego money.pl kilka dni temu. W środku nocy w piątek 15 lutego powiedział minister finansów Teresie Czerwińskiej wprost: sprawdzam.
Prawdopodobnie jako jeden z pierwszych przetestował nową usługę Ministerstwa Finansów - "Twój e-PIT". Zarwał noc, obudził żonę, ale się udało. Złożył deklarację i poszedł spać. Rano pochwalił się przysługującym mu zwrotem.
Nie mogę się powstrzymać i muszę Sebastianowi odpisać. Odpowiedzieć felietonem na felieton. A w zasadzie - odpowiedzieć małym wyścigiem podatkowym. Dlaczego? Bo wygrałem go ja. I wszyscy ci, którzy wzięli sprawy w swoje ręce, a nie czekali na rozwiązanie Ministerstwa Finansów. Na potwierdzenie tezy mam dowód. Przelew bankowy. Wszystko czarno na białym.
Kiedy Ty, Sebastianie, w nocy rozliczałeś deklarację podatkową, ja po prostu spałem. Z fiskusem rozliczyłem się dwa tygodnie wcześniej, dokładnie 5 lutego. Bez nerwów, bez czekania na zawieszającą się stronę (bo takie były początki e-PIT). W ciągu dnia, z kubkiem herbaty w ręce, nie zrywając nocy, nie budząc rodziny, sąsiadów, psa.
Gdy dotarły do mnie wszystkie dokumenty po prostu odpaliłem starą, ale wciąż sprawną aplikację Ministerstwa Finansów, czyli e-Deklaracje. Przepisałem wszystkie potrzebne pola w formularzu, rozliczyłem się z napisanej w zeszłym roku książki i westchnąłem nad brakiem jakichkolwiek ulg dla młodych. Wystarczył kalkulator, bo większość pól i tak za mnie uzupełniła aplikacja. 5 minut i gotowe. Wysłałem i zapomniałem. Nie musiałem wybierać się do księgowej, nie potrzebowałem wsparcia urzędników.
Ku mojemu zaskoczeniu, w ciągu roku na rzecz skarbówki przelałem o 554 zł za dużo. Ku mojemu jeszcze większemu zaskoczeniu, skarbówka właśnie oddała mi całą nadpłaconą kwotę. Urzędnikom zajęło to dokładnie 14 dni. Szok. Masakra. Niedowierzanie. Ekspresowe tempo to chyba mało powiedziane.
Urząd Skarbowy na zwrot nadpłaconego podatku ma 45 dni (gdy deklarację złożymy drogą elektroniczną) lub 90 dni, gdy skorzystamy z wersji papierowej. Dwa tygodnie jednak wystarczyły. Ministerstwo Finansów nie jest jeszcze w stanie odpowiedzieć, ile osób dostało już zwrot i jaka kwota trafiła na konta Polaków. Dlaczego? Bo jeszcze jest zbyt wcześnie, dane dopiero spływają do resortu.
Przedstawiciele ministerstwa za to przyznali, że tak szybkim zwrotem są nawet nieco… zaskoczeni. O tym, kiedy przelewy wędrują do podatników, decydują same urzędy skarbowe.
Pierwsi są ci, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i nie czekali na gotowca od urzędników. Sami wypełnili, sami wysłali. Sami wykorzystali znane od lat i pewne kanały rozliczenia. Aplikacji nikt mi nie zamknął, nie zapchał, nikt nie musiał czekać. Taka cyfryzacja mi w zupełności wystarczy.
Dlaczego? Bo w pełni świadomie wiem, ile zapłaciłem podatków. I proponuję to każdemu. To ciekawe przeżycie dowiedzieć się, ile tysięcy złotych trafiło na ubezpieczenie zdrowotne i społeczne. To często szokujące przeżycie.
A chętni na skorzystanie z "Twojego e-PIT" musieli uzbroić się w cierpliwość. Najpierw musieli czekać na start systemu. Później musieli czekać aż zacznie działać. Ja zresztą też musiałem. Pierwszy raz do serwisu dobiłem się po 30 godzinach od oficjalnego, nocnego uruchomienia. Jak wynika z informacji money.pl, z tego sposobu do tej pory skorzystało 700 tys. Polaków.
Czy wybrałem lepiej od nich i od ciebie Sebastianie? Wybrałem pewniej. A już na pewno świadomie, bo zawsze będę przekonywał, że PIT to nic groźnego. Każdy da radę rozliczyć go sam. A lektura rozliczenia to dobry powód, by zastanowić się: gdzie się podziały moje podatki? Choć to pytanie zwykle pozostaje bez odpowiedzi.
Koniec końców, już mogę szaleć za pieniądze od fiskusa. Kto ma lepiej?