- Nie widziałam, żeby tu się jakieś dzieci bawiły. Zresztą niech pan powie, czy to jest przyjemne miejsce? Z jednej strony ulica, z drugiej wjazd na parking, z trzeciej ściana, a z czwartej zaplecze hinduskiej knajpki. Pan by tu sobie usiadł, żeby odpocząć? - pyta starsza pani z wnukiem na warszawskich Bielanach.
Rozmawiamy o placu zabaw otoczonym ogrodzeniem z grubych krat. Gdyby nie znajdująca się w środku zjeżdżalnia z mostkiem, można byłoby go pomylić z mikroskopijnym więziennym spacerniakiem.
- Niektórzy deweloperzy traktują place zabaw jako zło konieczne, co zresztą widać na wielu nowych osiedlach. Czasem te miejsca wyglądają jak klatki dla zwierząt, umieszczane są w kompletnie przypadkowych miejscach, byle tylko były i trzymały normę – mówi w rozmowie z money.pl Jan Kosobudzki, agent nieruchomości.
Obecnie każda nowa inwestycja składająca się z więcej niż jednego budynku musi - albo przynajmniej powinna mieć - plac zabaw dla dzieci. Tak wynika z przepisów prawa budowlanego, mówiących, iż "w zespole budynków wielorodzinnych objętych jednym pozwoleniem na budowę należy, stosownie do potrzeb użytkowych, przewidzieć place zabaw dla dzieci". Z obowiązku postawienia placu zabaw dewelopera może zwolnić miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.
Place zabaw muszą też spełniać wiele innych wymogów dotyczących nasłonecznienia, odległości od ulicy, od "okien pomieszczeń przeznaczonych na pobyt ludzi" czy śmietników (przynajmniej 10 metrów). W praktyce deweloper umieszcza plac zabaw tam, gdzie najmniej mu on przeszkadza. Na przykład od strony z oknami łazienkowymi – bo te pomieszczenia nie są wedle prawa przeznaczone "na pobyt ludzi".
Grodzenie placyków zabaw pod blokami jest z kolei przejawem zapobiegliwości.
– Wiele pytań o place zabaw dotyczy tego, czy są one ogrodzone i monitorowane. Chcą tego sami mieszkańcy. A z drugiej strony prawo wymaga, by każdy plac zabaw miał granice i regulamin oraz był zabezpieczony na przykład przed psami. Więc postawienie płotu rozwiązuje wszystkie problemy. Oczywiście czym innym jest ażurowy płotek z drobnej siatki, a czym innym kraty, jakie czasem można zauważyć pod blokami – mówi Kosobudzki.
Dodaje, że nawet duże miejskie place zabaw w parkach zwykle są ogrodzone. To kwestia bezpieczeństwa i higieny.
Na odczepnego
Świetnym przykładem dziwnego placu zabaw jest coś, co pojawiło się na jednym z wrocławskich osiedli. W rzeczywistości bardziej przypomina to kojec dla psa, szczególnie jeśli spojrzymy na mało imponujące gabaryty. "Na oko" - dwa metry szerokości, nie więcej jak cztery metry długości. Powierzchnia odpowiadająca mniej więcej jednemu miejscu parkingowemu. Obok kilka metrów kwadratowych trawnika. Zdjęcia możecie obejrzeć tutaj.
Ale niewiele lepsze place powstają w innych miejscach.
- Trzeba pamiętać, że plac zabaw to dla dewelopera koszt. Trzeba go zaplanować, zbudować, poświęcić te kilka metrów kwadratowych gruntu. A potem wyposażyć i doglądać, robić przeglądy. Dlatego tak często powstają mikroplacyki, na których żadne dziecko się nie bawi, bo żaden rodzic nie chce widzieć dziecka w takiej scenerii – wyjaśnia Kosobudzki.