Prezydent Joe Biden ugiął się. Kontrowersyjny projekt wydobycia ropy na Alasce dostał zgodę administracji prezydenta. Ekolodzy załamują ręce, bowiem to w prezydencie USA upatrywali nadziei zablokowania wierceń.
Joe Biden w kampanii wyborczej obiecywał odchodzenie od wspierania wydobycia paliw konwencjonalnych - przypomina portal branżowy e-Petrol.
Alaska jak Wenezuela
Prezydent znalazł się w krzyżowym ogniu krytyki, bowiem wcześniej senator stanowy Dan Sullivan zarzucał Bidenowi blokowanie wydobycia. Jak podkreślał na początku marca, USA importują 100 tys. baryłek ropy dziennie z Wenezueli, zamiast wydobywać je na Alasce.
Faktycznie ConocoPhillips nabył nieruchomości naftowe i gazowe na Alasce jeszcze pod koniec lat 90. O wydanie pozwoleń stara się od 2018 roku. "Latem 2021 roku amerykański sąd zablokował projekt na Alasce, uznając, że władze, które go zatwierdziły, nie doceniły potencjalnych negatywnych konsekwencji dla klimatu" - pisze e-Petrol.
Skala ma być mniejsza
Ostatecznie projektu "Willow" został zatwierdzony przez administrację Joe Bidena, choć w okrojonej formie. Liczba odwiertów została zredukowana z 5 do 3. To wpłynie na produkcję, która według Associated Press zmniejszy się o 40 proc.
Firma zrzeknie się również praw do około 68 tys. akrów obecnie dzierżawionego terenu w tym na obszarze specjalnym Teshekpuk Lake - wskazuje e-Petrol.
W ramach projektu "Willow" planowana jest produkcja do 180 tys. baryłek dziennie. Produkcja ma się rozpocząć w 2025 lub 2026 roku. Całkowity koszt projektu szacowany jest na 6 mld dol.