Ustawa o e-doręczeniach miała wejść w życie już 1 lipca. Sejm zdecydował jednak, że przesunie termin wdrożenia na 5 października.
"Długotrwała pandemia COVID-19 utrudniła przeprowadzenie szerokich testów przed udostępnieniem usług, jak również przeprowadzenie szkoleń dla użytkowników" - czytamy w uzasadnieniu projektu nowelizacji ustawy, który przesuwa termin.
E-doręczenia mają ułatwić kontakt obywateli z urzędami i pozwolić na odbieranie pism drogą elektroniczną.
Narzędziem do tego będzie narodowa skrzynka e-mail, czyli publiczna platforma, do której dostęp będą mieli wszyscy Polacy.
Każdy z obywateli, który złoży stosowny wniosek, otrzyma indywidualny adres e-mail, na który przychodzić będzie korespondencja urzędowa.
Ponadto projekt przewiduje opcję hybrydową dla osób, które komputera nie mają. Zgodnie z założeniami, urząd wyśle dokumenty elektronicznie, a poczta je wydrukuje i dostarczy w formie papierowej do adresata.
Politycy opozycji mają jednak wątpliwości co do wyboru operatora skrzynek, którym zostanie Poczta Polska. Na obsłudze e-doręczeń spółka ma zarabiać nawet 500 mln złotych rocznie.
Dla obywateli usługa będzie co prawda darmowa, ale już samorządy za wysyłanie maili będą musiały zapłacić. I to sporo, bo jedna taka przesyłka to nie mniej niż 3,75 zł.
- Ustawa stanowi, że to, co dziś jest darmowe, stanie się płatne. Te kwoty to ukryty podatek, który obciąży samorządy oraz przedsiębiorców - w nich uderzy jako pierwszy - mówił w Sejmie Michał Gramatyka, poseł KO.
Zdaniem polityków opozycji, operator narodowego systemu powinien być wyłoniony w konkursie, do którego dopuszczone byłyby firmy prywatne.