"Polski podatek handlowy oraz węgierski podatek od reklam nie naruszają przepisów UE" - stwierdziła w czwartkowej opinii rzecznik generalna TSUE Juliane Kokott.
"W przedłożonych dzisiaj opiniach rzecznik generalna Juliane Kokott zaproponowała, aby Trybunał oddalił odwołania Komisji i utrzymał w mocy wyroki Sądu" - czytamy dalej. To oznacza, że Kokott proponuje, by TSUE przyznał racje krajom członkowskim, a nie Komisji Europejskiej.
Opinia rzecznika generalnego nie jest wiążąca dla samego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, ale często zdarza się, że późniejszy wyrok podziela zdanie rzecznika generalnego. Tak było chociażby w słynnej sprawie państwa Dziubaków z października 2019 roku, która dotyczyła przewalutowania kredytów frankowych.
Prawdopodobnie do końca roku przekonamy się, czy tak samo będzie z podatkiem handlowym. W ciągu najbliższych 2-3 miesięcy możemy się bowiem spodziewać wyroku Trybunału, który właściwie zakończy sprawę.
Historia podatku handlowego w Polsce ciągnie się już od prawie 5 lat. Polski Sejm odpowiednią ustawę uchwalił bowiem w 2016 roku.
Później jednak przepisy zostały zaskarżone przez Komisję Europejską, która uznała, że taki podatek mógłby faworyzować małe sklepy. A to niedozwolona pomoc publiczna. Wydawało się więc, że sprawa podatku jest zamknięta. Jednak w maju 2019 Sąd UE stwierdził, że wstrzymywanie tego podatku jest bezprawne.
Z takim wyrokiem nie zgadza się Komisja, która odwołała się właśnie do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Ostatecznie to on decyduje, co z podatkiem handlowym w Polsce.
Jeśli TSUE orzeknie po myśli polskiego rządu, podatek mógłby zacząć obowiązywać od 2021 roku. Wiele jednak wskazuje na to, że tak się nie stanie. Resort finansów zapowiedział już odroczenie tego podatku w związku z epidemią koronawirusa. Oczywiście pod warunkiem, że TSUE przyzna rację Polsce.
Rząd szacuje, że z tytułu tego podatku do kasy państwa może wpłynąć rocznie nawet 2 mld zł. Najwięcej zapłacą duże sieci handlowe, takie jak na przykład Biedronka.
Nowy podatek ostatecznie i tak odczuliby wszyscy Polacy. Sieci handlowe na pewno przerzuciłyby na nich dodatkowe koszty. To oznaczałoby oczywiście wyższe ceny w sklepach.