Wnioski z raportu są jasne, na regularne podróże lotnicze stać niewielką część społeczeństwa. W Stanach Zjednoczonych 12 proc. obywateli odpowiada za 66 proc. wszystkich lotów.
We Francji 2 proc. mieszkańców generuje połowę ruchu lotniczego, a w Chinach 1 proc. społeczeństwa odpowiada za 54 proc. podróży lotniczych.
- Jeśli wziąć pod uwagę, że 15 proc. Brytyjczyków odpowiada za 70 proc. przelotów, wydaje się oczywiste, że to właśnie do nich powinny być skierowane ograniczenia – mówi cytowany przez "The Independent" Leo Murray, dyrektor ds. innowacji w stowarzyszeniu Possible.
O jakich ograniczeniach mówią eksperci? Przede wszystkim o obłożeniu podróży lotniczych dodatkowymi opłatami.
Opłata, zdaniem ekologów, powinna być progresywna. Pierwszy lot w roku byłby obłożony symbolicznym podatkiem, tak, aby nie odbierał osobom gorzej sytuowanym szans na wakacyjny wyjazd.
Wraz z każdą kolejną podróżą opłata miałaby rosnąć i w ten sposób ograniczyć częste loty.
- Jako inżynier lotnictwa zajmujący się projektami na przyszłość zauważyłem, że rozwój technologii jest zbyt wolny wobec wzrostu ruchu lotniczego. Jedynym sposobem, żeby ograniczyć emisje z tego sektora, jest znacznie ograniczyć popyt na połączenia. Bez tego żadna technologia nie pomoże - powiedział "Guardianowi" Finlay Asher, inżynier lotnictwa i aktywista klimatyczny.
Zdaniem ekologów, takie podejście spowodowałoby potraktowanie częstych lotów samolotem jako "luksusowy nawyk". A pieniądze, zebrane dzięki dodatkowej opłacie, mogłyby posłużyć do prośrodowiskowych inwestycji.