Wciąż nie jest jasne, ile będziemy płacić za ciepło systemowe od przyszłego roku. Jeśli nowego systemu wsparcia nie będzie, klienci od stycznia zapłacą pełną kwotę - wskazuje "Rzeczpospolita".
- Jedyną szansą na tańsze ciepło w dłuższej perspektywie jest wdrożenie działań, których efektem będzie gruntowna transformacja sektora - apeluje cytowany przez dziennik prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie (IGCP) Jacek Szymczak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zamrożone ceny za ogrzewanie. Co po Nowym Roku?
Zgodnie z obowiązującą ustawą o wsparciu odbiorców ciepła firmy ciepłownicze w rozliczeniach z odbiorcami mają stosować najkorzystniejszy dla nich jeden z trzech obowiązujących systemów wsparcia. Pierwszy przewiduje, że cena wytwarzania ciepła - bez uwzględniania kosztów dystrybucji - nie może przekroczyć ustawowego pułapu 150,95 zł za gigadżul ciepła wytwarzanego z gazu oraz 103,82 zł za gigadżul ciepła z pozostałych źródeł, w tym węgla. Jednocześnie ceny netto nie mogą wzrosnąć o więcej niż 40 proc. w stosunku do cen z 30 września 2022 r. Trzecia możliwość bazuje wprost na zatwierdzanych przez prezesa URE taryfach firm ciepłowniczych - przypomina "Rzeczpospolita".
Dziennik zaznacza jednak, że "obecny system mrożenia cen ciepła kończy się z końcem roku i nie jest jasne, czy będzie przedłużony".
"Jeśli nowego systemu wsparcia nie będzie, klienci od stycznia zapłacą pełną kwotę. Zgodnie z ustawami z końca 2022 r. i początku tego roku podwyżki cen ciepła mogły wynieść maksymalnie do 40 proc." - podaje "Rz".