Ostatni tydzień roku śmiało można by okrzyknąć festiwalem hipokryzji i głupoty wokół debaty o podnoszeniu różnych opłat.
Zaczęła opozycja, zarzucając aktualnie rządzącym, że odpowiadają za wzrost wysokości składek na ubezpieczenia społeczne – mimo że nie odpowiadają.
Kontynuują rządzący, którzy wygadywali bzdury, gdy byli jeszcze w opozycji, na temat stawki opłaty paliwowej – i teraz muszą zjadać własne języki i udawać, że nie pamiętają tego, co wówczas mówili.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Coroczny temat składek
Pod koniec zeszłego tygodnia zacząłem się już odrobinę niecierpliwić. Są bowiem tematy, które pojawiają się rokrocznie. Można by w zasadzie nie mieć kalendarza, tylko liczyć czas od jednego do drugiego. Takie różne typu "zima zaskoczyła drogowców"; wiecie, o co chodzi.
I jednym z takich tematów jest podniesienie tzw. składek na ZUS dla przedsiębiorców. Nie ma roku, żeby nie było awantury. W tym roku przyszła dość późno - ale przyszła.
Zasada jest prosta: opozycja krzyczy, że rządzący podnoszą składki, a rządzący odkrzykują, że nie mają na to wpływu.
Pojawiają się dziesiątki grafik, infografik, tabel, slajdów i innych przemawiających do ludzkiej wyobraźni rzeczy, które mają wykazać, że partia X to złodzieje albo że partia Y to oszuści.
W tym roku zwyczajowi stało się zadość.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości aż poczerwienieli z oburzenia, że składki na ZUS (w zasadzie należałoby to brać w cudzysłów, bo nie "na ZUS", tylko na ubezpieczenie samego przedsiębiorcy) dla drobnych przedsiębiorców wzrosną o ok. 250 zł miesięcznie.
A politycy Koalicji Obywatelskiej zaczęli wyjaśniać, że przecież istnieje ustawowy mechanizm obliczania wysokości składek i nie jest tak, że to Donald Tusk usiadł w gabinecie i postanowił: "a, dowalę tym pieprzonym prywaciarzom".
I, dla jasności, w tym sporze rację mają politycy Koalicji Obywatelskiej. Wysokość minimalnych składek dla przedsiębiorców zależy bowiem od średniej krajowej. Skoro średnia rośnie, wysokość składek też wzrasta. Ba, solidne podnoszenie płacy minimalnej w ostatnich latach przełożyło się przecież też na średnią, tak więc w pewnym stopniu "ojcami" tej podwyżki są także rządzący do listopada 2023 r.
Ale też – żeby nie było zbyt kolorowo dla jednej strony i szaroburo dla drugiej – oczywiście w zeszłym roku to politycy Koalicji Obywatelskiej obrzucali błotem Mateusza Morawieckiego i jego rząd za to, że podnosi "opłaty na ZUS".
Powtórzę: wygodniej jest nie wiedzieć i nie pamiętać. Przynajmniej człowiek by się nie denerwował, gdy słucha przekazów dnia.
Polityczne paliwo
W ostatnich nastu godzinach wybuchła jednak nowa zadyma. Okazało się bowiem, że minister infrastruktury Dariusz Klimczak podwyższa stawki opłaty paliwowej na 2024 r. o 13,2 proc. dla wszystkich rodzajów paliw. W efekcie paliwo na stacjach podrożeje o kilka groszy na litrze.
Dlaczego Klimczak to robi? Odpowiadając najkrócej: bo tak wynika z ustawy.
Stawki opłaty paliwowej ulegają podwyższeniu o poziom inflacji. Skoro inflacja była spora, to i podwyżka jest znaczna.
Tyle że byłoby zbyt prosto, gdyby wszyscy uznali, iż jest ustawa, z której wynika podwyżka, więc po prostu musimy się z tym pogodzić.
Opozycja – politycy Prawa i Sprawiedliwości – poczuła krew i bombarduje w mediach oraz mediach społecznościowych przekazem, że ekipa Tuska chce puścić z torbami kierowców.
Oczywiście narracja to durna, bo ekipa Tuska robi teraz dokładnie to samo, co robiła przez lata ekipa Morawieckiego, ale – no właśnie – jest "ALE".
Tak się bowiem składa, że gdy rządziło Prawo i Sprawiedliwość, durnia w temacie opłaty paliwowej robił z siebie nie kto inny, jak Dariusz Klimczak, obecny minister.
W 2021 r. przekonywał, że można obniżyć m. in. opłatę paliwową, "żeby było tańsze paliwo, za które każdy z nas płaci". Nie wspominał o ustawowym mechanizmie, po prostu żądał obniżek.
Oczywiście nie dodawał, że obniżenie opłaty paliwowej spowodowałoby równocześnie, że z budżetu państwa trzeba by więcej wydawać na budowę oraz utrzymanie dróg, autostrad i linii kolejowych.
Michał Rachoń ma już nową pracę. Będzie dyrektorem
Przekazy dnia
Politycy uważają obywateli za kretynów. Przekaz w sprawie podwyżek różnych opłat zależy jedynie od tego, czy w danej chwili ktoś jest w opozycji, czy u władzy. Gdy w opozycji – oczywiście stawki powinny być niższe, bo nie można pozwalać na okradanie Polaków. Gdy u władzy – wysokość stawek wynika z przepisów i inaczej się nie da.
Tymczasem sensowna dyskusja powinna dotyczyć przede wszystkim tego, co dostajemy od państwa w zamian za to, ile państwu dajemy.
Jeżeli składki ZUS-owskie rosną, kluczową kwestią jest to, czy ubezpieczenia emerytalne, rentowe, chorobowe i wypadkowe pozwalają na zaspokojenie naszych potrzeb, gdy znajdziemy się w sytuacji uzasadniającej wypłatę świadczenia. Innymi słowy, w największym uproszczeniu, czy odkładanie na emeryturę przełoży się na otrzymanie tej emerytury.
Jeżeli uiszczamy, w cenie paliwa, opłatę paliwową, to pytanie brzmi, czy pieniądze te są dobrze wydawane. Mogą być przecież wydane w najlepszy możliwy sposób, a mogą być wydatkowane bez sensu, bez pomysłu.
To jednak trudniejsza dyskusja. Wymagałaby lepszego przygotowania od polityków oraz większego zainteresowania wyborców, którzy też – nie oszukujmy się – zadowalają się często prostymi odpowiedziami w skomplikowanych tematach.
A jako że i jedno, i drugie nie jest pewne, możemy wszyscy poczuć się jak na kiepskim przedstawieniu, podczas którego aktorzy wszelkie swe warsztatowe niedostatki starają się przykryć robieniem rabanu.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl