Przez Telewizję Polską przechodzi polityczne tornado. We wtorek Sejm przyjął uchwałę nakazującą "przywrócenie ładu konstytucyjnego" w mediach publicznych, następnie na jej podstawie minister kultury odwołał zarządy spółek. W środę wyłączona została emisja TVP Info, nie działała także strona internetowa tego kanału.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chcieli "zagłodzić" TVP?
Jednym z pomysłów na przeprowadzenie gruntownych zmian w mediach, które przez osiem ostatnich lat otwarcie wspierały rząd PiS, było "zagłodzenie" TVP, czyli odcięcie spółki od przychodów z budżetu państwa z tytułu rekompensat za utracone wpływy z tytułu abonamentów.
– Jesteśmy przygotowani na ewentualne dofinansowanie mediów publicznych po uzdrowieniu sytuacji. Na razie nie przewidujemy żadnych pieniędzy dla mediów publicznych – zapowiadał we wtorek premier Donald Tusk.
To byłby spory cios w finanse spółki. Z ustaleń Najwyższej Izby Kontroli (NIK) wynika, że dotacje budżetowe w wysokości 1 mld 711,4 mln zł w 2021 r. stanowiły 54,4 proc. przychodów TVP.
Rok później otrzymała ona 1 mld 786 mln zł publicznych pieniędzy (52,3 proc. wszystkich przychodów). W tym roku natomiast publiczna telewizja dostała niemal 2 mld 348 mln zł.
Rządzący mają daleko idące możliwości wpływu na spółki mediów publicznych, gdyż środki publiczne idące z budżetu i z abonamentu podlegają kontroli. Ewentualny brak dofinansowania z budżetu państwa nie oznaczałby bankructwa, bo do tego nikt by nie chciał dopuścić, ale na pewno konieczne by były ogromne cięcia finansowe – tłumaczy Maciej Mrozowski, medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego i SWPS.
– Dziś jest tak, że wiele programów, jak np. tureckie seriale, są wykupione "na zapas", jednak brakowałoby nowości w ofercie. Telewizja musiałaby opierać się na swoich archiwach i produkcjach uznawanych za kultowe, jak np. "Ojciec Mateusz" czy "Ranczo" – dodaje.
Natychmiast po "przejęciu" mediów publicznych coś się jednak zmieniło. Zrealizował się scenariusz, o którym w money.pl pisaliśmy na początku grudnia. Tuż po wymianie zarządów rząd Donalda Tuska zgłosił autopoprawkę do własnego projektu ustawy budżetowej. Zgodnie z nią państwowe media mają otrzymać 1 mld 995 mln zł w papierach skarbowych, lecz dopiero w momencie, gdy wyczerpią się im pieniądze, jakie mają obecnie w budżecie.
TVP stopniowo uzależniała się od państwowej kroplówki
Raport NIK, w którym Izba określa sytuację w Telewizji Polskiej jako "Bizancjum za publiczne pieniądze", pokazuje kilka innych ciekawych aspektów. Finansowa kroplówka od państwa co roku się zwiększała (w latach 2017-2022 TVP otrzymała ok. 7,2 mld zł z budżetu), natomiast przychody z innych tytułów pozostały na podobnym poziomie (wyjątkiem jest tu 2020 r. naznaczony pandemią i lockdownami).
W efekcie TVP z roku na rok coraz bardziej uzależniała się od dotacji państwa, co widać na poniższym wykresie. Jeszcze w 2017 r. udział rekompensat w przychodach telewizji stanowił 16,7 proc., podczas gdy w ostatnich dwóch latach przekroczył on połowę.
Co ciekawe, mimo państwowego wsparcia, wyniki TVP z roku na rok są coraz słabsze. W 2020 r. spółka osiągnęła zysk netto na poziomie 198,3 mln zł. Rok później – już tylko 3,9 mln zł. W 2022 r. natomiast zanotowała stratę rzędu 50,7 mln zł.
Raport NIK, choć ważny, ma charakter epizodyczny. Dotyczy tylko pewnego okresu. Nikt przecież nie zbadał stanu finansów telewizji publicznej np. z ostatnich 20 lat. Skoro jednak kontrolerom na tej podstawie udało się stwierdzić liczne nieprawidłowości, to można przypuszczać, że są one stałą praktyką. Czyli generalnie panuje tam bezhołowie i mentalność folwarczna, myślenie, że nasz człowiek na zagrodzie jest równy wojewodzie – komentuje raport NIK Maciej Mrozowski.
– Szczególnie interesujące jest, jak ogromną część tych pieniędzy przeżerali biurokraci, którzy tam siedzą, czyli: dyrektorzy anteny, redaktorzy, rady nadzorcze czy doradcy. Przecież to jest gigantyczna "czapa", która gnębi ciało telewizji i pozostawia bardzo niewiele na produkcję programów. Jeżeli słyszymy, że potrzeba ponad 3 mld zł na pozycje programowe, to nasuwa się pytanie: na co? Przecież np. "Korona królów" to jest dykta robiona u nich na podwórku – dodaje nasz rozmówca.
Podkreśla też, że trudno jest ustalić, na co konkretnie trafiają pieniądze, bo firma od lat nie ujawnia szczegółów dotyczących przychodów i wydatków. Zasłania się przy tym tajemnicą spółki handlowej. Maciej Mrozowski ma nadzieję, że w mediach publicznych przeprowadzony zostanie audyt, który wykaże, na co konkretnie wydawały one przez lata pieniądze.
To nie koniec batalii o TVP?
Sama wymiana zarządu, która nastąpiła w końcu 19 grudnia, nie oznacza końca batalii o TVP, Polskie Radio i Polską Agencję Prasową. W rozmowie z money.pl prof. Mrozowski, podkreśla, że decyzję Bartłomieja Sienkiewicza będzie musiał jeszcze zatwierdzić sąd, a dokona się ona dopiero w momencie zmiany nazwisk w KRS-ie. Nasz rozmówca przestrzega.
Do tej pory sędziowie brali za podstawę najpierw ustawę o radiofonii i telewizji, a potem o mediach narodowych. Gdyby sąd odrzucił tę interpretację i za podstawę przyjął uchwałę Sejmu, a właściwie decyzję ministra, to mielibyśmy koszmarny problem. To by znaczyło, że nie są to żadne media publiczne, ani nawet narodowe, tylko to są organy rządu. Lekarstwo mogłoby się okazać koszmarnie gorsze od choroby – mówi Maciej Mrozowski.
– Wszyscy na razie się cieszą z tego, co się stało i wyznają zasadę, że cel uświęca środki. Jednak jestem prawnikiem z wykształcenia i pamiętam fundamentalną zasadę, że prawo niższego rzędu nie może uchybiać prawu wyższego rzędu. A ustawa o radiofonii i telewizji, a także ta o mediach narodowych, to jest tzw. prawo specjalne, które wyłącza przepisy ustawy kodeks spółek handlowych. A na pewno w hierarchii stanowienia prawa stoją wyżej od decyzji ministra – dodaje.
Samo Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (to pod nie podlegają media publiczne) w komunikacie powoływało się właśnie na wspomnianą uchwałę Sejmu. Zaznaczyło też, że zabezpieczenie Trybunału Konstytucyjnego według Prokuratorii Generalnej (organu reprezentującego Skarb Państwa) "jest prawnie bezskuteczne". Pisaliśmy o tym w money.pl przed kilkoma dniami.
Innego zdania jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT). Organ nadzorujący sektor mediów w Polsce (większość w nim mają nominaci PiS-u) w swoim stanowisku określił decyzję ministra kultury jako "rażące przekroczenie uprawnień". Podobnie zareagowała Rada Mediów Narodowych (RMN), która odpowiada za powoływanie i odwoływanie członków zarządów mediów publicznych.
– Nasze stanowisko jest jednoznaczne. Te decyzje są całkowicie bezprawne, nie mają żadnej podstawy prawnej. Przestrzegamy wszystkich, którzy by na podstawie tych bezprawnych decyzji podejmowali jakiekolwiek działania dotyczące spółek mediów publicznych przed konsekwencjami karnymi – powiedział w środę szef RMN Krzysztof Czabański.
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl