Pod koniec lipca Państwowa Komisja Wyborcza (PKW), na potrzeby dalszego badania sprawozdania wyborczego komitetu Prawa i Sprawiedliwości, wystąpiła o kolejne dane do dwóch instytucji: Rządowego Centrum Legislacji (RCL) oraz Państwowego Instytutu Badawczego NASK. Celem PKW jest ustalenie, w jaki sposób zasoby tych dwóch organów były wykorzystywane przez rząd PiS - z pominięciem Kodeksu wyborczego i kampanijnych limitów - na potrzeby prowadzenia ubiegłorocznej kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu.
Wszystko odbywa się w kontekście szacowania skali tych nieprawidłowości. Aby móc odrzucić sprawozdanie wyborcze komitetu PiS (i w związku z tym pozbawić partię nawet 75 proc. zwrotów kosztów kampanii i corocznej subwencji), PKW musi wykazać, że niezgodnie z przepisami w czasie formalnej kampanii (trwającej od 8 sierpnia do 13 października 2023 r.) wydano co najmniej 1 proc. środków komitetu. W przypadku PiS to ok. 387 tys. złotych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kampanijne podliczanie RCL
Z ustaleń money.pl wynika, że w materiałach, które RCL kilka dni temu przesłało do PKW, nieprawidłowości za sam okres kampanii wyborczej podliczono na kwotę ok. 214 tys. zł, czyli ponad połowę tego, co potrzeba do odrzucenia sprawozdania komitetu.
To bardzo rzetelne wyliczenia - nie nastawione na szukanie sensacji, tylko pokazujące co do złotówki koszty, które niesłusznie poniósł RCL na działalność niewynikającą z ustawy. Nie znalazłam przypadków pracy tych osób na rzecz RCL. Przesłane materiały oceni teraz PKW - tłumaczy w rozmowie z nami obecna szefowa Rządowego Centrum Legislacji Joanna Knapińska.
Na tę kwotę składają się trzy elementy. Po pierwsze, 183 tys. zł - to łączny koszt zatrudnienia (w okresie 8 sierpnia-13 października 2023 r.) przez Krzysztofa Szczuckiego siedmiu pracowników, którzy - według naszej rozmówczyni - swoją pracą niespecjalnie przysłużyli się samemu RCL.
Zamierzam wystąpić na drogę sądową o zwrot wynagrodzenia dla siedmiu zatrudnionych przez min. Szczuckiego współpracowników za cały okres ich zatrudnienia, czyli co najmniej od grudnia 2022 r. Trwają analizy prawne w tym zakresie. Gromadzimy dokumentację pracowniczą, by wykorzystać ją do udowodnienia, że ta siódemka na rzecz RCL nic nie robiła. CBA ma zabezpieczone skrzynki mailowe, komputery, komórki. Niektóre ustalenia są, niestety, szokujące - twierdzi Joanna Knapińska.
Po drugie, to kwota 17 tys. złotych, stanowiąca wynagrodzenie za 9 dni, podczas których - nie korzystając z urlopu - Krzysztof Szczucki prowadził działalność związaną z kampanią wyborczą. Choć były szef RCL zapewnia w mediach, że tego typu działania prowadził, będąc na urlopie wypoczynkowym, to jednak obecne kierownictwo twierdzi, że jest w stanie wykazać, że nie zawsze tak było. Chodzi o dni, kiedy Szczucki miał pobierać wynagrodzenie z RCL, będąc na kampanijnym szlaku: 10, 11, 14, 16, 17, 18, 22, 28 sierpnia oraz 20 września.
Po trzecie, to gadżety z RCL używane w trakcie kampanii. Jak wskazała szefowa RCL w piśmie skierowanym do PKW, wartość materiałów promocyjnych z logo RCL takich jak długopisy, krawaty, apaszki, filiżanki to 13,8 tys. zł.. Jak słyszymy nie zostały one rozliczone przez prezesa RCL.
Liczby to nie wszystko
Poprzednie wyliczenie z RCL, które trafiło do PKW, było efektem audytu. Znalazła się w nim kwota 1,3 mln zł dotycząca wątpliwych wydatków rządowego centrum. Jednak szacunki obejmowały dłuższy okres - od momentu, gdy Krzysztof Szczucki trafił do RCL. PKW poprosiła o zawężenie zakresu czasowego do okresu trwania kampanii wyborczej.
W korespondencji do PKW znalazły się także maile, jakie wysyłali do siebie współpracownicy Krzysztofa Szczuckiego, a które miały dokumentować ich udział w kampanii. Sprawę opisała Interia. "I tak na przykład 8 września pracownicy RCL mieli nie tylko zorganizować konferencje prasowe w Grudziądzu i Toruniu, ale również 'dopilnować osoby młode, które będą tłem podczas naszej konferencji' (część z nich miała być ściągnięta z młodzieżówki PiS) i 'załatwić w ch... mediów' na wspomniane wydarzenia" - czytamy w portalu.
My także widzieliśmy część z tych maili. Była w nich opisana struktura nieformalnego sztabu Krzysztofa Szczuckiego, który - jak wynika z ich treści - tworzyli podwładni szefa RCL. Jest także opis obsługi kampanijnych imprez z podziałem ról dla poszczególnych członków sztabu czy lista lokalizacji w różnych miejscowościach w okręgu wyborczym Krzysztofa Szczuckiego, w których miały być powieszone jego banery.
Co ciekawe, przy niektórych pozycjach znajdują się sumy, np. 40 czy 50 zł, mogące sugerować wynagrodzenia dla właścicieli nieruchomości za zgodę na powieszenie tej formy wyborczej reklamy. Przeprowadzona została także analiza SWOT, czyli mocnych i słabych punktów kandydata Szczuckiego.
Cała ekipa zatrudniona w RCL funkcjonowała więc w praktyce jako sztab wyborczy - była hierarchicznie ustrukturyzowana, zadaniowana i miała ściśle zorganizowany tryb pracy.
Tych maili nie wykasowano, dzięki czemu obecne władze RCL mogły prześwietlić ich treść i przesłać do PKW.
Co na to Krzysztof Szczucki?
Zapytaliśmy o zarzuty RCL Krzysztofa Szczuckiego. Zapewnia, że jeśli ktoś pomagał mu w kampanii, to robił to w czasie wolnym, a nie czasie pracy dla RCL. Kwestionuje także wyliczenia wysłane do PKW dotyczące zarobków jego i współpracowników, które obecna szefowa uznała za kampanijne.
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że pracownicy wykonywali zadania służbowe w godzinach pracy. Od kiedy zakończyłem pracę w RCL, nie mam dostępu do dokumentacji kadrowo-płacowej i nie jestem w stanie zweryfikować tych kwot. Jeśli chodzi o mnie, to czas pracy miałem mierzony zadaniowo, a nie w konkretnych godzinach. Pracowałem także w godzinach nocnych i w weekendy i nigdy nie pobierałem za to wynagrodzenia za nadgodziny. Dlatego takie zarzuty są absurdalne - mówi nam Szczucki.
Podważa także zaliczenie do kosztów kampanii gadżetów z RCL. - Nie korzystałem z gadżetów RCL w kampanii. Gadżety RCL promowały RCL, a nie mnie. Warto zauważyć, że nie było na nich mojego nazwiska. To zarzut i kwota bezpodstawne - dodaje.
Pytany o treść maili mówi, że nie jest w stanie zweryfikować ich prawdziwości. - Nie zrobiłem kopii zapasowej, ale na pewno nie posługiwałem się wulgaryzmami. Pracownicy RCL realizowali swoje obowiązki służbowe, jeśli ktoś mi pomagał, to było poza obowiązkami służbowymi - podkreśla.
Byłego szefa RCL zapytaliśmy także o pojawiające się w mailach sformułowania o sztabie, czy opisane wyżej sumy. - Mieliśmy zespół roboczy do omawiania bieżących spraw w RCL-u. Nie był to sztab wyborczy. Nie miałem formalnego sztabu wyborczego. Nie płaciłem nikomu za wieszanie banerów - podkreśla.
Zapewnia także, że jest gotów odpowiedzieć na wszelkie wątpliwości. - Mój pełnomocnik przekazał prokuraturze pismo, że jestem gotów stawić się i złożyć wyjaśnienia, ale widzę, że wybrana została droga politycznych ataków i presji na PKW, której celem jest obcięcie subwencji dla PiS - mówi Szczucki money.pl.
RCL w prekampanii
Jednak sposób funkcjonowania RCL pod rządami Krzysztofa Szczuckiego budzi dużo więcej wątpliwości obecnego kierownictwa i nie ogranicza się do kampanii. Wszystko nasiliło się w grudniu 2022 r., gdy w Departamencie Prawa Ustrojowego i Edukacji powstał wydział edukacji i komunikacji.
Ostatecznie zatrudniono w nim siedem młodych osób w trakcie studiów lub nawet w przypadku jednej z nich po ukończeniu liceum. Część z nich była studentami Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, czyli uczelni o. Tadeusza Rydzyka. Wkrótce po zatrudnieniu wszyscy otrzymali zgodę na pracę zdalną. Jak pokazały działania audytora, były kłopoty z potwierdzeniem ich aktywności, a ich frekwencja odbiegała od tego, do czego zostali zobowiązani w ramach warunków zatrudnienia. Szczegółowy opis znajduje się w audycie RCL.
Podejrzenia obecnego kierownictwa budzą też logowania w wewnętrznych systemach RCL i ich niska aktywność w podstawowym elektronicznym systemie pracy w RCL, który nazywa się EZD (elektroniczny obieg dokumentów). Pracownicy RCL mieli się skarżyć, że ta ekipa pracowała na specjalnych zasadach, nie była skora do pomocy reszcie urzędników w bieżącej pracy, tłumacząc, że odpowiada wyłącznie przed prezesem Szczuckim. Słychać też o anegdocie, że jeden z zatrudnionych miał sobie umilać czas w urzędzie grą na gitarze.
Zmianę sposobu funkcjonowania RCL - świadczącą o tym, że instytucja w coraz większym stopniu zmienia styl działania na zewnątrz - widać na przykładzie kilkuletnich zestawień kosztów. I tak np. w 2019 r. RCL (jeszcze pod kierownictwem Jolanty Rusiniak) na podróże służbowe wydał zaledwie 1,5 tys. zł. Rok później było to tylko 210 zł, ale można to akurat tłumaczyć pandemicznymi lockdownami. W 2021 r., a więc już za prezesury Krzysztofa Szczuckiego, koszty wyjazdów służbowych wzrosły do 6,5 tys. zł. Następnie, w 2022 roku, do 26 tys. zł, a w wyborczym roku 2023 - do ponad 46 tys. złotych. Mówimy tu raczej o okresie tzw. prekampanii.
Jak słyszymy, poseł Szczucki i jego współpracownicy mieli jeździć w delegacje na koszt RCL mniej więcej do końca lipca, a potem, gdy zaczęła się kampania, finansowali to z innych źródeł - zwraca uwagę jeden z rozmówców.
Inne zestawienie dotyczy wydatków na materiały promocyjne. W latach 2019-2020 RCL na ten cel wydał… zero złotych. Większe wydatki zaczęły się później, w okresie prezesury Szczuckiego. Konkretnie to 26 tys. zł w 2021 roku, 44 tys. zł w 2022 roku oraz 59 tys. w 2023 roku. Pieniądze szły m.in. na takie gadżety czy upominki jak filiżanki ze spodkiem (ok. 220 zł za sztukę), album "Stara Warszawa" (367 zł za sztukę), krawaty, apaszki czy pióra wieczne w skórzanym opakowaniu.
Złożyłam doniesienie do prokuratury na poprzedniego szefa RCL Krzysztofa Szczuckiego. Wystąpiłam do prokuratury o możliwość zapoznania się z materiałem dowodowym w jego sprawie i udostępnienia tych informacji PKW. Taką zgodę otrzymałam, dlatego materiał przekazany PKW jest na bazie materiałów dowodowych ze śledztwa - mówi szefowa RCL Joanna Knapińska.
Jak podkreśla, RCL "to około 160 osób, w tym około 80 wybitnych legislatorów, które każdego dnia, nieraz po kilkanaście godzin, ciężko pracuje na to, po co w ogóle istnieje RCL". Dodaje: - RCL był i jest marką samą w sobie, my się nie musimy reklamować. Wizerunek tej instytucji został niestety nadszarpnięty, teraz trzeba go odbudować, najlepiej ciężką, codzienną pracą.
Czy PKW się doliczy
Wyliczenia RCL robią wrażenie na ekspercie Fundacji Batorego Krzysztofie Izdebskim. - Widać, że wyliczenia RCL są bardzo dokładne, choć pokazujące zaledwie ułamek większego fenomenu, bo przecież Krzysztof Szczucki już dużo wcześniej rozpoczął kampanię, wiedząc, że będzie kandydował. To pokazuje, jak duży mamy problem z wykorzystaniem publicznych zasobów na rzecz interesu partyjnego - przyznaje.
W jego ocenie dobrze się dzieje, że to wszystko jest teraz podliczane, a rząd przesyła PKW kolejne materiały, świadczące o skali potencjalnych nieprawidłowości. - Pytanie, czy PKW doliczy się tego 1 proc. wydatków komitetu PiS? Jeśli się nie doliczy lub będzie to niewiele ponad 1 proc., będzie to duże rozczarowanie opinii publicznej i poczucie głębokiej niesprawiedliwości - zaznacza Izdebski.
Bazując na samym RCL i NASK istnieje ryzyko, że tego 1 proc. PKW się nie doliczy, stąd zapewne sygnały, że pod uwagę mogą być brane inne rzeczy, jak wydatki jednego z oddziałów NFOŚiGW czy na banery Marleny Maląg. Z tego, co wiem, PKW ma nie brać pod uwagę pikników 800 czy Funduszu Sprawiedliwości, bo to rzeczy w dużej mierze rozgrywające się jeszcze przed formalną kampanią wyborczą, promujące działania rządu, a przez to trudne do wycenienia - dodaje Izdebski.
Jego zdaniem to wszystko pokazuje słabość przepisów, zgodnie z którymi można ogromne środki "przepalić" jeszcze w ramach tzw. prekampanii wyborczej. PKW nie może ich potem formalnie rozliczyć.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl