- Pracownicy normalnie mają przychodzić do pracy - komentuje Kamil, przedsiębiorca. - Czyścić ściany, szpachlować, myć okna i kible, wynosić i wnosić śmieci, sprzątać w domu, gotować obiad, robić zakupy. Nie ma nic za darmo. W tej sytuacji cześć pracowników będzie się buntować aż po kilku dniach nie przyjdzie. I masz podstawy do dyscyplinarki - radzi.
Prowadzi firmę transportową, w mediach społecznościowych wrzuca zdjęcia ciężarówek. To jego pomysł na rozstawanie się z pracownikiem. Dlaczego dyscyplinarka? Bo jest tanio i szybko. Jako opcję numer dwa podaje wysyłanie na bezpłatne urlopy.
Przy zwolnieniu dyscyplinarnym (a w zasadzie rozwiązaniu umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika) nie ma okresu wypowiedzenia, nie ma odprawy. Nie ma ekstra kosztów. Nie ma problemu. To - według niektórych - ma być recepta na trudne tygodnie. Jak nie ma pracowników, to nie ma wydatków na ich pensje i składki. I wtedy można przeczekać kłopoty biznesu.
Taką samą poradę ma inny przedsiębiorca: Rafał.
"Jak nie chcą się dogadać po dobroci, to zwolnienia dyscyplinarne. Jak firma (…) nie pójdzie, to ogłosisz bankructwo. Jak wirus minie i obroty wzrosną, to najwyżej po 2 latach przegrasz w sądzie".
W mediach społecznościowych nie precyzuje, jaką firmę prowadzi - zaznaczył tylko "własna działalność gospodarcza". Na Facebooku zamieszcza tylko zdjęcia z wakacyjnych wyjazdów. Ostatnia była Kambodża, wrócił tuż przed pierwszym przypadkiem koronawirusa w Polsce.
Ktoś inny dodaje tylko, że w obecnej sytuacji trudno sobie wyobrazić jakąś sprawę sądową.
"Zwalniam. Niech przynajmniej zasiłek dostaną" - argumentuje inny pracodawca.
Kolejne pomysły? Masowe wysyłanie na zwolnienia lekarskie. "Pracownicy na L4" i tak jak najdłużej. Powód? Bo przy dłuższej niezdolności do pracy to Zakład Ubezpieczeń Społecznych przejmie na siebie wypłatę zasiłku chorobowego.
- Zwolnić. Niedługo będzie takie bezrobocie, że znajdziesz sobie nowych pracowników - dodaje Michał, właściciel firmy.
A zaczęło się od pytania, co ma zrobić właścicielka sklepu z odżywkami i małą siłownią. Pytała, jak rozwiązać sprawę z czterema pracownikami. Dostała kilkaset odpowiedzi.
Przedsiębiorcy poradami wymieniają się na forach, w grupach w mediach społecznościowych. Powyższe można znaleźć w licznych wiadomościach pracodawców, którzy aktywnie komentowali "strajk przedsiębiorców" w Warszawie. Nieliczni proponują obniżenie wymiaru etatu, niektórzy dogadywanie się, przeczekiwanie. Inni proponują przemodelowanie biznesu. Dyscyplinarki pojawiają się jednak wyjątkowo często.
"Szaleństwo"
- To prawdziwe pomysły pracodawców? Aż trudno w to uwierzyć, naprawdę. Aż mnie zamurowało. Zwolnienia dyscyplinarne, bo sąd nie będzie w stanie się tym szybko zająć? Skandal. I szaleństwo - mówi money.pl prof. Monika Gładoch, ekspert rynku pracy. - Mam dla takich przedsiębiorców złą informację. Nie dość, że na pewno przegrają ostatecznie w sądzie, po takim wyimaginowanym zwolnieniu dyscyplinarnym, to narażają się jeszcze na konsekwencje prawne, wynikające wprost z kodeksu karnego - dodaje.
Kto złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika naraża się na karę grzywny lub pozbawienie wolności do 2 lat.
- To są działania, którymi pracownik powinien natychmiast zainteresować organy ścigania - dodaje. Przyznaje jednak, że pracownik w tej sytuacji jest w przegranej pozycji, bo pracę i tak straci. Jak pracodawca się uprze, to żaden argument niczego nie zmieni. - Zanim sąd rozpatrzy sprawę to faktycznie miną lata. Bardzo często jednak sędziowie w takich sprawach zasądzają dodatkowe odszkodowanie, większe niż wynikałoby to z samych należnych wynagrodzeń - dodaje.
To, że koniec marca przyniósł wypowiedzenia wielu pracownikom, jest pewne. Zdecydowana większość branż po prostu stoi. W gastronomii zarabiają nieliczni, handel większością produktów nie istnieje lub trwa tylko w internecie. A to i tak nie jest rozwiązaniem problemów.
Chcesz się z nami skontaktować? Twoja firma przeprowadza zwolnienia grupowe? Zostałeś źle potraktowany przez pracodawcę? Skorzystaj z formularza DziejeSię:
Właściciel marki Vistula prognozuje spadek przychodów o 80 proc. Prezes marki odzieżowej 4F Igor Klaja w programie "Money. To się liczy" mówił wprost, że branża odzieżowa nie przetrwa kolejnych miesięcy, jeżeli nie będzie prowadziła żadnej sprzedaży. A w tej chwili o żadnej sprzedaży nie ma mowy. Cześć przedsiębiorców już przeprowadza lub zapowiada redukcję etatów. I widzi to Państwowa Inspekcja Pracy.
Polacy ruszyli po porady
- Od kilku tygodni obserwujemy rosnące zainteresowanie poradami prawnymi kierowanymi do centrum poradnictwa. Telefony do ekspertów PIP dzwonią niemal bez przerwy - przyznaje Tomasz Zalewski z biura prasowego Głównego Inspektoratu Pracy. Inspekcja Pracy prowadzi infolinię, na której można znaleźć porady dotyczące prawa pracy.
Jak skontaktować się z PIP?
- Numer telefonu dla osób dzwoniących z telefonów stacjonarnych - 801 002 006
- Numer telefonu dla osób dzwoniących z telefonów komórkowych - 459 599 000
Jak wynika z danych Inspekcji Pracy liczba pytań prawnych zwiększyła się w ostatnim czasie dwukrotnie. Czas oczekiwania na infolinii poszybował w górę.
- O wsparcie proszą i pracodawcy, i pracownicy. O co pytają najczęściej? Są pytania dotyczące procedury składania wypowiedzeń, są kwestie dotyczące rozliczania wynagrodzeń, są pytania o organizowanie czasu pracy, o zmiany w przepisach, o tarczę antykryzysową, o ewentualne zmniejszenie wymiaru etatu dla zatrudnionych. Pytań o różne wątki przepisów są dziesiątki. Są oczywiście prośby o porady dotyczące zrezygnowania z pracowników, ale też są prośby o konsultacje pomysłów które mają pozwolić na utrzymanie miejsc pracy za wszelką cenę - dodaje.
Pytania o zwolnienia dyscyplinarne? Też się pojawiają.
- Przedsiębiorcy często przedstawiają podczas rozmów swój pomysł na rozwiązanie sytuacji: czy to zwolnienie pracownika, czy zmianę organizacji pracy. Jeżeli przedstawione pomysły naruszają prawo, to oczywiście o tym informujemy - dodaje Zalewski.
"To się nie opłaca"
- Zwalnianie pracowników w tej chwili się nie opłaca - przekonuje Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju i współtwórca tarczy antykryzysowej. - Koszt wypłacania należnych odpraw, a także cena późniejszej rekrutacji nowych pracowników zdecydowanie przewyższają oszczędności, które można uzyskać dzięki tarczy antykryzysowej - deklarował w programie specjalnym Wirtualnej Polski nt. koronawirusa w Polsce.
Jak podkreśla, mikrofirmy (zatrudniające do dziewięciu osób) zostały w całości zwolnione ze składek na ZUS.
Większe przedsiębiorstwa muszą korzystać z innych rozwiązań. Część pracowników może z kolei mieć obniżony o 20 proc. wymiar czasu pracy (nie mniej niż pół etatu). Wtedy pracodawca może liczyć na dofinansowanie wynagrodzeń pracowników. Warto pamiętać, że jest tylko do wysokości 40 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia. Jakakolwiek pensja jest jednak lepsza niż żadna pensja.
Jak podkreśla Borys, w tarczy antykryzysowej są przepisy, które pozwalają na wyższe dofinansowanie. O nim zdecydują jednak lokalne urzędy pracy. Innym rozwiązaniem jest wprowadzenie tzw. postojowego, kiedy firma notuje miesięczne spadki przychodów.
Pracodawcy przysługuje wtedy dopłata, w wysokości połowy pensji minimalnej, a państwo pokrywa koszt składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Pracownik na postojowym dostaje połowę wynagrodzenia, ale nie mniej niż wynosi płaca minimalna. To i tak trzy razy więcej niż w tej chwili wynosi zasiłek dla bezrobotnych.
- Apeluję o to, żeby nie zwalniać. Warto dwa razy się zastanowić, policzyć, skorzystać z rozwiązań - dodaje.
Jak ripostuje prof. Monika Gładoch, nie wszystkie przedsiębiorstwa załapią się na proponowane przez rząd antykryzysowe rozwiązania. - Nie oznacza to, że właśnie powinno rozpocząć się polowanie na pracowników, łamanie ich praw i kombinowanie. To moment, by poważnie porozmawiać z załogą na temat możliwości. Wielu pracodawców redukuje, za porozumieniem stron, wymiar pracy o połowę, do ¼, a nawet do 1/8 etatu - mówi.
Dlaczego? To znacznie obniża koszty i pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile. Jednocześnie pracownik nie wypada z systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Nie ma wątpliwości, że przy takim wymiarze pracy składki na ubezpieczenie emerytalne będą żadne. Inni z kolei solidarnie obniżają sobie i pracownikom wynagrodzenie.
- Wybór jest prosty. Jeżeli pracodawca chce z pracownikami przetrwać razem to powinien wspólnie wypracować kompromis. Jeżeli pracodawca nie jest w stanie utrzymywać pracownika to powinien zgodnie z przepisami się z nim rozstać. Wyrzucanie ludzi pod byle pretekstem, byle tylko nie zapłacić ani grosza i utrudnić im szansę na ochronę to Dziki Zachód - dodaje.
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem: