Zgodnie z porozumieniem zawartym przez europejskich ministrów odpowiedzialnych za energetykę, Europa wdroży plan ograniczenia o 15 proc. zużycia energii. Ma to zmniejszyć skutki kryzysu energetycznego pogłębianego przez politykę Kremla.
Plan zakłada ograniczenie zużycia gazu ziemnego od 1 sierpnia 2022 r. do 31 marca 2023 r. Część krajów już zaczęło wdrażać program oszczędności. W porozumieniu jest mowa o dobrowolnym ograniczeniu zużycia, a dodatkowo część krajów może być z niego wyłączona, jeśli przekroczyły one swoje cele dotyczące magazynowania gazu. Z takiego wyłączenia korzysta choćby Polska. Magazyny nad Wisłą wypełnione są już w ponad 97 proc.
Problem w tym, że to może nie wystarczyć, co dostrzegają również sojusznicy UE za oceanem. Administracja USA jest "skrajnie zaniepokojona" spodziewanym kryzysem gazowym w Europie podczas nadchodzącej zimy i uważa, że uzgodniona obniżka zużycia surowca w UE o 15 proc. nie będzie wystarczająca – poinformowała niedawno telewizja CNN.
Ukryty cel Putina. Zachód ma na niego dwa sposoby
Również sama Europa dostrzega to ryzyko, zwłaszcza że Rosja odcina kolejne państwa od surowca. Ostatnio zredukowała przesył przez Nord Stream Niemcom, a później Łotwie. W związku z tym zostawiono furtkę dla wprowadzenia obowiązkowego dla wszystkich krajów Wspólnoty programu oszczędzania. Miałoby to nastąpić po wydaniu "ostrzeżenia unijnego".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Taki alarm zostałby aktywowany decyzją wykonawczą Rady na wniosek Komisji Europejskiej. Ta miałaby wnioskować o uruchomienie ostrzeżenia, gdyby zaistniało znaczne ryzyko poważnego niedoboru gazu lub wyjątkowo wysokiego zapotrzebowania na gaz, lub jeżeli co najmniej pięć państw członkowskich, które ogłosiły ostrzeżenie na poziomie krajowym, zwróciłoby się o to do Komisji.
Polska już zapowiada bunt
I właśnie ta obligatoryjność niepokoi polskie władze. Premier pytany na antenie Polsat News o obowiązek oszczędzania przypomniał, że żadne decyzje w Unii Europejskiej jeszcze nie zapadły. Jednak zaznaczył, że "jeśli trzeba będzie, to będziemy stawiali formalne weto w sprawie obowiązkowego mechanizmu redukcji zużycia gazu".
Jak zapewnił, Polska zapobiegliwie "wykonała swoją pracę" w przeciwieństwie do Niemiec i rząd nie chce, aby obniżenie zużycia gazu w naszym kraju było obowiązkowe.
Opowiadamy się za tym, aby głosowanie w sprawie energii elektrycznej, miksu energetycznego, było w trybie jednomyślności, gdzie Polska ma prawo weta. Jeżeli UE będzie próbowała wymusić głosowanie większością kwalifikowaną, będziemy zdecydowanie to oprotestowywać. Będziemy stawiali formalne weto, jeśli będzie trzeba, a potem od decyzji ciał UE będzie zależał stosunek do niego – powiedział premier w programie "Gość Wydarzeń".
Polska musi poważnie myśleć o ograniczeniach
Zapytaliśmy ekspertów, czy tak radykalne postawienie sprawy jest rozsądne. Zwłaszcza że kryzys energetyczny nas nie ominie, a problemy innych krajów UE będą również problemami Polski. Jesteśmy bowiem związani traktatami nakazującymi pomoc sąsiadom w razie niedoborów, które notabene sami forsowaliśmy.
Jak przekonuje w rozmowie z money.pl Grzegorz Kuczyński, dyrektor Programu Eurazja oraz ekspert do spraw polityki Rosji w Warsaw Institute, Polska powinna znaleźć złoty środek w negocjacjach. – To dobry moment, aby powiązać zgodę na redukcję z innymi kwestiami, dotyczącymi miejsca Polski w UE, czy choćby kwestiami z KPO albo relacji z Niemcami. Nie można oczekiwać, że Polska będzie brała na siebie ciężar ograniczeń, choć do tej pory prowadziła właściwą politykę energetyczną – zaznacza.
Podkreśla jednak, że pomimo politycznego rozegrania kwestii redukcji, Polska – niezależnie – musi wprowadzać pewne ograniczenia.
Nie ulega wątpliwości, że choć mamy pełne magazyny, oszczędność jest potrzebna. Przed nami trudna zima. Sytuacja jest niestabilna i trzeba myśleć perspektywicznie, brać pod uwagę dłuższy okres – podkreśla Grzegorz Kuczyński.
Z tą narracją nie do końca zgadza się dr hab. Robert Zajdler, ekspert ds. energetycznych Instytutu Sobieskiego, który w rozmowie z money.pl podkreśla, że solidarność europejska jest tu wyższą koniecznością.
– Coraz częściej słyszy się narrację, że Polska nie musi oszczędzać energii, że nikt nam nie każe ograniczać zużycia, że nie będziemy wspierać Niemiec, które – jak to się w skrócie przedstawia – w przeciwieństwie do Polski nie prowadziły rozważnej polityki energetycznej. Jesteśmy jednak elementem wspólnoty, jaką jest Unia Europejska, działamy w systemie naczyń połączonych. Kryzys w Europie i tak będzie na nas oddziaływał. Poza tym jesteśmy zobowiązani w ramach dyrektywy unijnej SOS do pomocy innym krajom – podkreśla.
Jak dodaje, zbyt pospieszna groźba weta nie wróży dobrze. – Brak jasnego sygnału do społeczeństwa, że należy poważnie pomyśleć o oszczędzaniu, to nie jest zbyt odpowiedzialna polityka. Polska nawet niezobligowana powinna myśleć o redukcji zużycia – uważa Zajdler.
Faktem jest, że Polska ma siedem podziemnych magazynów gazu rozmieszczonych w różnych częściach kraju. Już w połowie czerwca spółka Gas Storage Poland informowała, że zapełnienie polskich magazynów gazu sięgnęło 97 proc. Zgromadzono w nich ok. 3,12 mld m sześc. surowca.
Polskie magazyny gazu mają łączną pojemność niespełna 3,2 mld m sześc. gazu, nasza obecna (dane z 2021 r.) konsumpcja to 20 mld m sześc. Biorąc nawet produkcję własną, z gazem może być problem. Walczymy o dostawy LNG i Baltic Pipe, ale już wiadomo, że i tu mogą być komplikacje, bo ten gaz jest wręcz "wyrywany" innym państwom bądź regionom świata, co może długofalowo okazać się nie w pełni skuteczne – zaznacza prof. Zajdler.
Co oznaczają ograniczenia?
Część krajów już wcześniej zdecydowało się na redukcje. Przykładem niech będą Włochy, gdzie wprowadzone ograniczenie użycia klimatyzacji w kraju pozwoli zaoszczędzić do końca roku 4 mld m sześc. gazu, wykorzystywanego jako paliwo do produkcji energii elektrycznej. W budynkach publicznych klimatyzatory nie będą mogły być ustawione na temperaturę niższą niż 27 st. C., a w zimie nie mogą dogrzewać budynków powyżej 19 stopni. Za niedostosowanie się już teraz grożą kary do 3 tys. euro.
Podobne obostrzenia wprowadziła już Francja, gdzie premier Elisabeth Borne w oficjalnym piśmie do swoich ministrów zażądała od nich uruchomienia oszczędności energetycznych w podlegających im budynkach administracji publicznej. Zalecenia obejmują m.in. zakaz używania klimatyzacji, jeśli temperatura w pomieszczeniu wyniesie poniżej 26 st. C, oraz zakaz włączania ogrzewania, jeśli temperatura nie spadnie poniżej 19 st. C.
W Niemczech na apel ministra energii Roberta Habecka odpowiedziały również samorządy. Władze Hanoweru postanowiły m.in. zrezygnować z podgrzewania wody w basenach krytych i zewnętrznych, a w obiektach sportowych będzie można brać tylko zimne prysznice. W Bawarii wyłączone zostanie podświetlenie budynków użyteczności publicznej. Fontanny miejskie będą wyłączane na noc. Również poszczególne firmy zapowiedziały programy oszczędzania na poziomie redukcji zużycia o co najmniej 10 proc.
Jak mogłoby to wyglądać w Polsce? Zdaniem Grzegorza Kuczyńskiego z Warsaw Institute, redukcja klimatyzacji, wygaszanie iluminacji miejskich, przyciemnianie witryn to elementy polityki oszczędności, które nie zaszkodzą. – Nie są to zbyt uciążliwe ograniczenia. Lepiej zawczasu redukować, niż stanąć przed faktycznymi wyłączeniami – mówi nasz rozmówca.
Największy problem dotyczy cen i zużycia przez przedsiębiorstwa – podkreśla natomiast prof. Zajdler.
Przy kolejnych wzrostach cen zimą ograniczania konsumpcji będą naturalne. Niezależnie od polityki rządu wymusi to rynek. Konieczne oszczędności najprawdopodobniej musiałyby objąć głównie przemysł "gazochłonny" (chemiczny, wyrób z mineralnych surowców niemetalicznych, np. huty szkła, ceramiki, itd., przemysł rafineryjny, metalurgiczny czy papierniczy), bowiem dla niego kluczowym kosztem jest koszt gazu. Te przedsiębiorstwa są pierwsze na liście, jeśli chodzi o wprowadzane stopnie zasilania (więcej o tym piszemy TUTAJ).
A co z obywatelami? Czy też czeka ich obowiązkowe ograniczenie zużycia gazu? Zdaniem eksperta ds. energetycznych Instytutu Sobieskiego, odgórny nakaz oszczędzania dla indywidualnych odbiorców byłby mało skuteczny. – Głównym czynnikiem skłaniającym do oszczędności będzie cena gazu i rachunki, jakie przyjdzie płacić. Największy problem dotknie tych, którzy ogrzewają domy i mieszkania, z kolei tzw. kuchenkowicze bezpośrednio aż tak mocno tego nie odczują z uwagi na wolumen konsumpcji. Konieczne będą zachęty i jasny przykład "z góry", bo nie widzę skutecznej polityki nakazu – zaznacza.
Problem w tym, że tego odgórnego przykładu na razie nie ma, a wszelkie kampanie społeczne wymagają czasu, aby dotrzeć do świadomości obywateli. Tymczasem częściej słyszymy, że nas oszczędzanie nie dotyczy, że Polska jest zabezpieczona i na dodatek wcale nie zamierza dostosowywać się narzuconych wymogów i nakazów redukcji. No właśnie, a co oznaczałoby niepodporządkowanie się unijnej obligatoryjnej oszczędności?
– Aby wprowadzić obligatoryjnie konieczność redukcji zużycia, potrzeba decyzji Rady Europejskiej. Zgoda, jeśli zostanie przegłosowana, będzie to elementem prawa unijnego. Państwo członkowskie jest wówczas zobowiązanie do jego wdrożenia, pod groźbą kar – tłumaczy prof. Robert Zajdler.
Przemysław Ciszak, dziennikarz i wydawca money.pl