Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|

Ukryty cel Putina. Zachód ma na niego dwa sposoby

Podziel się:

Równolegle do walk w Ukrainie trwa wojna energetyczna między Rosją a koalicją państw Zachodu. Ostatnie rozgrywki Kremla dotyczące dostaw przez Nord Stream 1 są tego przykładem, bo mniej o gaz tu chodziło, a więcej o wywołanie kryzysu i w efekcie o podbicie cen ropy. Strategia Putina to wyzwanie, ale Zachód nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. - Jest więcej sposobów, aby wprowadzać sankcje w sposób bardziej subtelny, ale celowany i skuteczny - stwierdza Janusz Steinhoff, komentując dla money.pl gry wojenne na surowcowej arenie.

Ukryty cel Putina. Zachód ma na niego dwa sposoby
Wojna toczy się na wielu poziomach. To nie tylko rakiety i przemarsze wojsk. W tle toczą się strategiczne rozgrywki na arenie gospodarczej (Getty Images, Drew Angerer)

Rosja już dawno weszła na energetyczną ścieżkę wojenną z Zachodem. Już jesienią 2021 roku Putin wprowadzał w życie swój plan, kreślił scenariusze i przygotowywał strategie. Ograniczenia w dostawach gazu miały pogłębić wywołany przez Rosję kryzys energetyczny w UE. Wówczas jednak toczyła się gra pozorów. Rosja wciąż wypełniała swoje zobowiązania wynikające z umów.

Maski opadły, kiedy wojska rosyjskie przekroczyły granice Ukrainy. W reakcji na inwazję Zachód odpowiedział sankcjami, doprowadzając do pierwszej w historii Federacji Rosyjskiej technicznej niewypłacalności kraju. Siódmy pakiet został zatwierdzony w czwartek.

Ani to, ani potężne wsparcie wojskowe dla Ukrainy nie zatrzymało machiny wojennej Rosji. Po blisko 150 dniach wojna wciąż trwa. Dzięki kolejnej strategii, jaką wprowadził w życie Władimir Putin, Rosja wciąż odnotowuje rekordowe dochody ze sprzedaży ropy i jej pochodnych.

Rosyjska taktyka "stop and go"

Putinowi bardzo zależało, aby przerwa w dostawach gazu przez Nord Stream 1 urosła do miana kryzysu. Po pierwsze dlatego, że miała dowodzić, jak bardzo potrzebny jest Unii rosyjski gaz. Po drugie - tworząc poczucie zagrożenia i niepewności Moskwa powodowała korzystne dla siebie zmiany na rynkach surowca.

- Rosja od ponad 30 lat, właściwie od "uknucia" doktryny Falina-Kwicińskiego (pogłębiania zależności energetycznej zamiast twardej polityki militarnej - przyp. red.), zgłębia tajniki wykorzystywania zmienności cen i emocji im towarzyszącym i wpływającym na nie - zauważa w rozmowie z money.pl ekspert Instytutu Polityki Energetycznej kmdr ppor. Tomasz Chyła.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Specjalista komentuje mowę ciała Putina. "Na pewno nie jest zdrowy"

Wbrew pozorom zakręcenie kurka, czy to z powodów konserwacji, czy po odmowie realizowania płatności za gaz w rublach, nie jest działaniem reakcyjnym, ale przemyślaną strategią. Rozgrywanie poszczególnych krajów ma na celu przełamanie wspólnego frontu zjednoczonej Europy.

Strategia wojenna polega na poróżnieniu, na próbie znalezienia rysy, wyizolowaniu tych gospodarek, społeczeństw, które gorzej (inaczej) sobie poradzą, które przyzwyczajone do dobrobytu i ciepła nie są gotowe na dalsze poświęcenia dla jakiejś dalekiej, nieznanej, oligarchicznej Ukrainy - zaznacza w rozmowie z money.pl dr inż. Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych.

Skoro odcięcie od gazu z kierunku jamalskiego nie przyniosło pożądanych efektów, Kreml uderzył w Niemcy, jedną z ważniejszych gospodarek UE, grożąc pogłębieniem kryzysu energetycznego i gospodarczego w całej Unii.

To oczywista gra. Strategia podsycania niepewności - dodaje w rozmowie z money.pl Maciej Miniszewski, analityk zespołu energii Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Gra, która ma drugie dno. Bo choć Rosja takimi działaniami traci rynek gazowy w kolejnych krajach UE i naraża się na procesy przed sądem arbitrażowym za niewywiązanie się z umów międzynarodowych, zyskuje na innym polu.

To skuteczna strategia krótkoterminowa. Co jakiś czas uruchamiany element niepewności pozwala wpływać na cenę surowca. Poprzez kryzys energetyczny Rosja zarabia krocie na sprzedaży czarnego złota. Wpływy obecnie są wyraźnie wyższe niż w ubiegłym roku. Ropa wymyka się sankcjom i znajduje zbyt w Chinach czy Indiach, pozwalając Putinowi reperować dochody z surowców - zaznacza ekspert PIE.

W jedności siła

Oczywiście Zachód nie pozostaje bezbronny. Wprowadzone sankcje mają swoje przełożenie. Europejska solidarność to twardy orzech do zgryzienia, ponieważ Unia jako całość ma szeroki dostęp do różnych źródeł gazu, czy to od południa z Afryki Zachodniej, czy od północy z Norwegii, jak również poprzez liczne terminale LNG.

Jak wynika z danych Gas Infrastructure Europe, na całym kontynencie mamy obecnie 37 terminali LNG, z czego 26 znajduje się w państwach członkowskich UE. Na całym świecie jest ich około stu. 

Unia Europejska jest związana traktatami o solidarności energetycznej, szczególnie mocno, kiedy kraje unijne zostają odcięte od dostaw jednego dostarczyciela. Poprzez wewnętrzne połączenia rurociągowe może przesyłać surowiec do poszczególnych krajów. Rosja ma tego świadomość, stąd próby rozbicia wewnętrznej jedności.

Strategia solidarności europejskiej to też poważna broń. Jeśli Putinowi nie uda się rozgrywać poszczególnych krajów UE z osobna, będzie miał przeciw sobie potężny rynek z licznymi połączeniami transgranicznymi i wewnętrznym systemem redystrybucji surowca - podsumowuje ekspert PIE.

Wojna celna

Jednak solidarność europejska to niejedyny as w rękawie. Kolejne pakiety sankcji mają bardzo precyzyjnie uderzać w rosyjskie dochody z surowców. Skoro Rosji udaje się sprzedawać ropę po rekordowych cenach i tym rekompensować sobie straty wynikające z sankcji, pojawiają się kolejne propozycje, które mają pozbawić Rosję atrybutu konkurencyjności na rynkach.

Jedną ze strategii proponowanych przez Polskę w UE są karne cła. Ponieważ kwestia unijnego embarga jest problematyczna dla Węgier, Czech i Słowacji, Warszawa proponuje odpowiedź finansową, tak aby Rosja nie wykorzystywała konfliktu zbrojnego i zamieszania na arenie międzynarodowej pod kątem cen paliw, a także by nie dzieliła krajów członkowskich na lepsze i gorsze, z upustami dla jednych i podwyżkami dla innych.

Jak zauważa Janusz Steinhoff, były minister gospodarki, a obecnie ekspert w kwestii energii BCC, wprowadzenie cła na ropę nie leży jednak tylko w gestii Polski, tu potrzeba zgody Unii Europejskiej. Naszą propozycję popierają na razie Litwa, Łotwa, Estonia, Finlandia, Szwecja, Holandia i Dania.

Problem w tym, że szczegóły tego rozwiązania nie zostały przedstawione. Zapytaliśmy więc MSZ o kwestie ceł na ropę. "Na mechanizm korygujący powinny składać się cła w wysokości uzależnionej od różnicy ceny między ropą naftową z Rosji a ceną ropy na rynkach globalnych oraz ograniczenia ilościowe, uniemożliwiające państwom korzystającym z rosyjskiej ropy naftowej po wejściu w życie unijnego embarga sprowadzania większej ilości ropy z Rosji niż przed wejściem w życie zakazu. Takie rozwiązanie stworzyłoby zachętę dla państw sprowadzających ropę z Rosji do dywersyfikacji dostaw, przeprowadzenia odpowiednich inwestycji infrastrukturalnych, a następnie do całkowitej rezygnacji z dostaw z Rosji" - przekazało money.pl biuro prasowe MSZ.

Jak podkreśla resort spraw zagranicznych, mechanizm ten zapewniłyby utrzymanie równej konkurencji na unijnym rynku wewnętrznym. "Postulowane mechanizmy miałyby dotyczyć ropy naftowej nieobjętej sankcjami, wobec której zastosowano wyjątki i derogacje, co czyni unijny reżim sankcyjny niekompletnym. Ponadto, ze względu na różnice w cenach ropy naftowej z Rosji i z innych kierunków, państwa lub podmioty gospodarcze korzystające z wyłączeń z sankcji mogłyby uzyskać nieuzasadnioną przewagę konkurencyjną nad państwami i podmiotami gospodarczymi z obszarów, które odcięły się od dostaw surowca z Rosji" - stwierdza MSZ.

Cła spowodują w dłuższej perspektywie zacieśnienie więzów europejskich i solidarność przeciw węglowodorom ze Wschodu. Sumarycznie UE wraz z Turcją odpowiada za 70 proc. wolumenu sprzedaży rosyjskiej ropy i gazu, więc wbrew zapewnieniom Kremla, że ropę i gaz kupią Chiny, Indie czy Pakistan, to solidarność europejska i nakładanie kolejnych sankcji pozwoli 'zamknąć stację paliw Putina' - przekonuje kmdr ppor. Tomasz Chyła.

Co do skuteczności tej strategii wątpliwości ma dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw e-Petrol. - Mówimy jedynie o rozwiązaniu na poziomie unijnym, które nie pozbawi Rosji dochodów z eksportu, a raczej "zdyscyplinuje" wahające się kraje UE w kontekście zakupów w Rosji. Skutek globalny takiego kroku nie byłby jednak pełny, bo Rosja już teraz pokazuje, że jej celem w obecnej sytuacji mogą być rynki pozaeuropejskie - zaznacza.

Amerykański sufit cenowy

Na stole przy którym koalicja demokratycznych krajów buduje nową koncepcję w wojnie energetycznej z Putinem, leży jeszcze jedno rozwiązanie. Chodzi o tzw. sufit cenowy dla rosyjskiej ropy. Pomysł forsują Stany Zjednoczone, które przedstawiły tę propozycję na szczycie krajów G7.

Chodzi o wprowadzenie górnego limitu na cenę baryłki rosyjskiej ropy. Granica ta, według nieoficjalnych doniesień, miałaby zostać ustalona na poziomie 50 dol. za baryłkę lub połowy wartości ropy Brent, jeśli ta będzie niższa niż 100 dol. 

Sekretarz stanu USA Janet Yellen argumentowała, że to ​​ograniczenie pozbawiłoby Putina dochodów i powstrzymałoby wzrost cen po wejściu w życie zakazu ubezpieczeniowego dla rosyjskich statków, który zamierza uruchomić Unia w końcówce roku.

Jak donosi Bloomberg, dlatego też USA chciałyby wprowadzić strategię sufitu cenowego w grudniu, zgrywając się w czasie z działaniami sojuszników w Europie.

- To szukanie rozwiązania, które będzie powodować, że eksport nie przyniesie wystarczających rezultatów finansowych, ale obawiam się, że i tu Moskwa będzie w stanie wyszukiwać alternatywne rozwiązania we współpracy z krajami zainteresowanymi jej ofertą. Jakie? Trudno zgadywać bez znajomości ostatecznego kształtu sankcji - na myśl przychodzą np. bartery towarowe jako jeden z pomysłów. Niestety wydaje się, że po stronie rosyjskiej staną potęgi globalne, a zwłaszcza Chiny, które zrobią wiele, aby nie utracić tak dobrego źródła zaopatrzenia w surowiec, jak "przyciśnięta do muru" Rosja – zauważa dr Jakub Bogucki.

Jednak wspólna strategia działania Waszyngtonu, Londynu i Brukseli już niepokoją Moskwę. "Rosja przestanie dostarczać ropę na rynek światowy, jeśli zostanie wprowadzony na nią pułap cenowy" – powiedział agencji TASS rosyjski wicepremier Aleksander Nowak.

Rosja postawi na własną markę

W tym kontekście wojny energetycznej nie można pominąć jeszcze jednej strategii, którą planuje zastosować Putin. Jak pisaliśmy w money.pl, Rosja nie może sobie pozwolić na wstrzymanie sprzedaży ropy naftowej na międzynarodowych rynkach. Nie zadbała bowiem o jej magazynowanie. Nie ma własnej infrastruktury, aby zrobić zapasy.

Same Chiny i Indie to za mało, aby przekierować całość wydobywanej ropy. Brak rynków zbytu oznacza konieczność cięć w wydobyciu, a to z kolei prowadzi do poważnych kosztów. Pochodzący z syberyjskich szybów surowiec jest mocno zawodniony i wydobycie musi być ciągłe. W przeciwnym razie grozi zniszczeniem wiertni. Rosja więc prędzej będzie wylewać wydobytą ropę niż ograniczać wydobycie.

Co więc planuje Kreml? Rosja ma ambicję stworzenia własnej referencyjnej klasy ropy i sprzedawać ją na własnej giełdzie Spimex zamiast na światowych rynkach, gdzie notowane są główne klasy ropy Brent i Crud, z których notowaniami powiązane są inne gatunki.

Rosja ma dwa gatunki ropy: Urals i Siberian Light. Do tej pory, mimo prób wprowadzenia referencyjnej klasy ropy, jej wolumen był za niski, aby ustanowić globalnie akceptowany benchmark. Moskwa będzie więc próbować przyciągnąć jak najwięcej klientów do własnej giełdy i tam sprzedawać swoją ropę, aby uodpornić się na ograniczenia sankcyjne.

Jeśli nawet to jej by się udało, Zachód ma w rezerwie wspomniany plan ograniczenia ubezpieczeń morskich dla transportu rosyjskiej ropy, co - jak zauważają eksperci - przy jednoczesnym wprowadzeniu mechanizmu, który stosuje się w amerykańskim prawie, czyli tzw. rozszerzony pakiet toksycznego produktu, mogłoby skutecznie sparaliżować możliwości handlu zagranicznego rosyjskim surowcem – o czym więcej pisaliśmy w money.pl.

- Zachód ma znacznie więcej sposobów, aby wprowadzać sankcje w sposób bardziej subtelny, ale celowany i skuteczny - stwierdza Janusz Steinhoff. Jak dodaje, działania koalicji państw zachodnich będą tym bardziej skuteczne, jeśli wprowadzane będą szybko i jednomyślnie.

Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl