Trwa ładowanie...
Przejdź na
Polska stworzyła groźny precedens. Unia może tego nie wytrzymać [OPINIA]
Mateusz Gąsiorowski
Mateusz Gąsiorowski
|zmod.

Polska stworzyła groźny precedens. Unia może tego nie wytrzymać [OPINIA]

(Getty Images, Nicolas Economou, NurPhoto)

Politycy PiS-u odtrąbili sukces. Oto na oczach całego świata zmusili Unię Europejską do działania i zajęcia się ukraińskim zbożem. Zdaje się jednak, że bagatelizują znacznie poważniejszą sprawę. Polska stworzyła bowiem precedens mogący rozsadzić UE od środka. Tak właśnie wygląda "brudne członkostwo" w praktyce.

Oto #TopWP. Przypominamy najlepsze materiały ostatnich miesięcy

Czegoś takiego właściwie nikt się nie spodziewał. Polska, nie mogąc poradzić sobie z napływem ukraińskiego zboża, zdecydowała się na najbardziej radykalny krok z możliwych. Uznała, że nie będzie przestrzegać unijnego prawa - zgodnie z którym, to UE ma wyłączne prawo prowadzenia polityki handlowej względem państw trzecich - i postanowiła, że zamknie swoją granicę dla żywności z Ukrainy.

Uderzyła tym samym w samo serce Unii Europejskiej. Wspólny rynek, bo o nim mowa, od 30 lat jest źródłem gospodarczego sukcesu wielu państw i - o czym nie każdy wie - przynosi znacznie więcej korzyści niż bardziej medialne unijne fundusze. Aby to zrozumieć, wystarczy rzut oka na raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego, z którego wynika, że Polska ma obecnie o ok. 31 proc. wyższe PKB per capita według parytetu siły nabywczej, niż miałaby, gdyby nie weszła do Unii Europejskiej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Unijne fundusze. Ruszają pierwsze nabory

PiS, nie oglądając się na nikogo, postanawia ws. zboża

Fundamentem wspólnego rynku jest zgodne przestrzeganie regulacji dotyczących zarówno postępowania wewnątrz Unii, jaki i wobec państw spoza wspólnoty.

I na tę "świętość" PiS postanowiło się w ostatnich dniach zamachnąć. Co niepokojące, ze sporą satysfakcją. Z ust polityków rządzącej partii można usłyszeć dumę, że wprowadzając embargo na produkty z Ukrainy, Polska stała się liderem regionu, uświadomiła Unii problem i zmusiła do działania. I że oczywiście to UE ponosi winę za to, co stało się ze zbożem.

Bruksela, świadoma jak potężne działa wytoczyła Warszawa, postanowiła reagować spokojnie, w swoim stylu, nie chcąc zaogniać i tak już napiętej sytuacji. Tym bardziej, że na podobny krok zdecydowały się zachęcone ostrożną reakcją Węgry i Słowacja. Unia musiała też oczywiście wziąć pod uwagę kluczową pozycję Polski w kontekście wojny w Ukrainie.

Komisja Europejska wezwała więc do negocjacji i wypracowania wspólnego podejścia, zamiast stosowania jednostronnych rozwiązań. Podkreślane w każdym komunikacie wezwanie do unikania "stosowania jednostronnych rozwiązań" jest w tym wypadku szczególnie istotne. Wskazuje bowiem, że Unia zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie może przynieść brak porozumienia i przyzwolenie na łamanie unijnego prawa przez członków wspólnoty.

Polska tworzy groźny precedens

Polska stworzyła bowiem groźny precedens, który może zachęcić innych członków Unii Europejskiej do wybiórczego stosowania wspólnotowego prawa. Łatwo sobie wyobrazić, że w przyszłości jedno z państw, biorąc przykład z obecnej sytuacji, uzna, że nie podoba mu się np. zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych. I ogłosi wszem wobec, że nie będzie respektować nowych regulacji. Albo inne stwierdzi, że cło nałożone na jakiś towar jest za niskie i grozi uderzeniem w istotną dla danego kraju branżę. Jednym słowem, pojawi się druzgocący dla wspólnego rynku i całej UE efekt domina.

O takim efekcie domina pisaliśmy już w money.pl w listopadzie 2021 r., gdy Polaków rozgrzewała debata na temat praworządności i pojawiały się głosy nawołujące do polexitu. Tygodnik "The Economist" zauważył wówczas, że tak jak istnieje wiele sposobów na opuszczenie UE, tak też jest wiele sposobów na pozostanie w niej. Jest wersja czysta, w której kraje akceptują unijne reguły. Jest też wersja "brudna", w której rządy mogą od wewnątrz niszczyć wspólnotę.

Daniel Sarmiento z Uniwersytetu Complutense w Madrycie powiedział wówczas, że "brudne członkostwo" jest czymś bardziej szkodliwym niż sam polexit. - Ryzyko polega na tym, że porządek prawny UE powoli będzie zanikać - podkreślił. Wszak, jeśli rząd dowolnego unijnego państwa może odmówić podporządkowania się decyzjom UE, nie obawiając się jednocześnie kar, to proceder ten może stać się kuszącą opcją dla wszystkich.

Polska blokuje ukraińskie zboże. Jak zareaguje UE?

Właśnie taki scenariusz może teraz brać pod uwagę Komisja Europejska. I prędzej czy później będzie musiała jakoś zareagować. Jak mówi w rozmowie z money.pl prof. Artur Nowak-Far, specjalista ds. prawa europejskiego, Polska, podejmując jednostronne, niezgodne z unijnym prawem decyzje, stara się jakoś zmieniać rzeczywistość. - Przyzwolenie na takie postępowanie może zniszczyć Unię Europejską od środka. Przy okazji obserwujemy swego rodzaju słabość UE, która nie spodziewała się frontalnego i w sumie niewyszukanego łamania prawa. Bo z tym właśnie mamy tutaj do czynienia - ocenia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Samorządy czekają na unijne pieniądze. "Musimy ryzykować"

Dodaje, że sprawa nie "rozejdzie się po kościach" i będzie miała swoje konsekwencje.

- W pierwszej kolejności Unia będzie musiała wypracować systemowy sposób reakcji na tak nagłe zjawiska, jak to polegające na nieradzeniu sobie przez administracje niektórych państw członkowskich z zarządzeniem tranzytem ukraińskiego zboża. Być może wzmocni reguły, które są zawarte w Unijnym Kodeksie Celnym. Chodzi m.in. o wymuszanie na państwach szybszego reagowania na kryzysy i wnioskowania do Komisji o zastosowanie istniejących środków zaradczych. Przecież ten problem ze zbożem nie wziął się znikąd i nagle. On narastał od miesięcy - zaznacza.

Europa w obliczu kontynentalnego rozłamu?

Jego zdaniem następnym krokiem, gdy problem zostanie okiełznany, będzie wystąpienie ze skargą przeciwko państwom, które podjęły jednostronne środki. - KE nie może postąpić inaczej, ponieważ jej głównym zadaniem jest stanie na straży prawa unijnego i rynku wewnętrznego - mówi.

Inaczej na sprawę patrzy prof. Andrew Tettenborn z Uniwersytetu w Swansea, który w brytyjskim, konserwatywnym tygodniku "The Spectator" napisał:

- Jeśli Bruksela nie zmieni się dość szybko ze scentralizowanej technokracji wydającej polecenia wasalom w organizację opartą na szerokim konsensusie między pochodzącymi z wyboru rządami, prawdopodobnie znajdzie się na uboczu lub nawet stanie w obliczu kontynentalnego rozłamu.

Jego zdaniem, spór o ukraińskie zboże pokazuje, jak bardzo "brukselska eurokracja" nie rozumie państw z Europy Wschodniej i to, że jeśli nie zmieni tego podejścia, "grozi to nawet rozpadem Unii Europejskiej".

Artur Nowak-Far zwraca uwagę, że "takie poronione podejście doprowadziło do brexitu, z którego Brytyjczycy nie mogą być zadowoleni". - Zupełnie się nie zgadzam z takim stawianiem sprawy przynajmniej w odniesieniu do kwestii wspólnej polityki handlowej. Wiele osób w przedbrexitowej Wielkiej Brytanii z uporem maniaka powtarzało takie tezy i to doprowadziło do wyjścia kraju z UE. Efekt widzimy dzisiaj. Gospodarka Zjednoczonego Królestwa znajduje się w poważnym kryzysie - ocenia ekspert.

Nic, kompletnie nic, nie usprawiedliwia złego zarządzania przywozem zboża i prób wyjścia z chaosu poprzez łamanie prawa - dodaje.

Unia powie Polsce: "zostańcie, a my jedziemy dalej"?

To unijne rozbójnictwo PiS-u może mieć też znacznie dalej idące konsekwencje. Efekty możemy zobaczyć w niedalekiej przyszłości, ponieważ od dłuższego czasu trwa debata na temat reformy Unii. I przeważają w niej głosy wzywające raczej do ściślejszej integracji, choćby poprzez rezygnację z zasady jednomyślności w głosowaniach dotyczących kluczowych kwestii.

- Uważam, że część unijnych państw - obserwując, że podejmowanie decyzji w ramach wspólnoty staje się coraz trudniejsze, a niektórzy członkowie zwyczajnie nie szanują prawa - w pewnym momencie uzna, że chce się bardziej integrować w węższym gronie. Po prostu powiedzą: "Nie chcecie z nami współpracować? To zostańcie, a my jedziemy dalej" - mówi nam Artur Nowak-Far.

- To doprowadzi do tego, że Unia się lekko zwinie i powstanie swego rodzaju gremium "pierwszego członkostwa", z państwami chcącymi głębszej integracji. Pozostałe kraje zostaną na dalszej orbicie - podkreśla.

Zastrzega jednocześnie, że Unia nie ma interesu w tym, żeby pozbyć się Polski czy Węgier. - Ale też nie potrzebuje hamulcowego, którym ewidentnie jesteśmy. W efekcie pozostaniemy w Unii, ale trafimy na jej peryferia. Kluczowe decyzje z punktu widzenia Europy będą podejmowane gdzie indziej - podkreśla.

Mateusz Gąsiorowski, redaktor prowadzący money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl