Z opublikowanych przed weekendem danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że produkcja przemysłowa w kwietniu tego roku osunęła się względem marca o 11,3 proc. Jednak porównując do analogicznego okresu rok temu, była wyższa o 13 proc.
Dane okazały się gorsze od oczekiwań analityków, co, jak opisywaliśmy na łamach money.pl, jest pierwszym jasnym sygnałem hamowania naszej gospodarki.
Recesja inna niż wszystkie
Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, że mimo recesji konsumenci nie przestają kupować, a zmiany wprowadzane ostatnio przez rządzących przyczyniają się do wzrostu inflacji.
Nadchodząca recesja będzie inna. Jak mówi ekonomista Mikołaj Raczyński, "Covid, wojna i eksplozja popytu na dobra trwałe usztywniły krzywą podaży. To będzie recesja podażowa. Próby stymulowania konsumpcji ("bo idzie spowolnienie") skończą się głównie wyższymi cenami" – napisał na Twitterze.
Do sprawy odniósł się Ignacy Morawski, ekonomista "Pulsu Biznesu". Uważa on, że ryzyko recesji bierze się stąd, że koszty inflacji zostaną uznane za tak wysokie, że wzrośnie akceptacja dla zduszenia popytu i podniesienia bezrobocia.
Pierwsze sygnały o silnym spowolnieniu
Zdaniem analityka Credit Agricole cytowanego przez Polską Agencję Prasową, dane o produkcji przemysłowej są sygnałem silnego spowolnienia wzrostu PKB w Polsce w II kw. do 3,1 proc., licząc rok do roku – z 8,5 proc. w pierwszym kwartale bieżącego roku.
– Nasza prognoza wzrostu PKB w tym roku to 4,1 proc. Przy takiej prognozie nie wychodzi nam recesja techniczna w drugiej części roku – powiedział główny ekonomista banku Credit Agricole Jakub Borowski.
Jednak może się zdarzyć, że w II połowie roku zmaterializują się wszystkie szoki zewnętrzne, spadnie popyt zewnętrzny i wewnętrzny, inwestycje będą niższe, co już widać w danych, do tego nastąpi wyhamowanie konsumpcji – i to wszystko może zaowocować spadkiem PKB w III kw. w stosunku do II kw. i w IV kw. w stosunku do III kw. – dodał Borowski.
Recesja techniczna
Według definicji o technicznej recesji możemy mówić wtedy, gdy przez dwa kolejne kwartały odnotowano spadek produktu krajowego brutto. Zdaniem głównego ekonomisty Credit Agricole nie ma jej obecnie w prognozach, ale nie można jej całkowicie wykluczyć.
– Tyle że ona nie będzie miała większego wpływu na rynek pracy, który jest mocno rozgrzany, nie spowoduje trzęsienia ziemi, nie wpłynie także wyraźnie na obniżenie dynamiki wzrostu PKB – tłumaczy Jakub Borowski.
Co ciekawe, nawet przy "osiągnięciu" recesji technicznej, Polska zanotowałaby wzrost gospodarczy, co jest rzadkością w naszych warunkach. Dlatego też ta recesja może być naprawdę "dziwna".
Takie rzeczy zdarzają się przede wszystkim w krajach rozwiniętych, gdzie wzrost PKB z kwartału na kwartał jest niższy niż w Polsce. Więc zdarza się, że notuje się tam jeden dobry kwartał i potem dwa kwartały niewielkiego spadku – wskazał Jakub Borowski.
Z kolei eksperci Santandera w połowie maja zwracali uwagę, że wojna w Ukrainie i inne czynniki zewnętrzne spowodują, iż z upływem czasu będzie coraz gorzej. Techniczną recesję w Polsce przewidywali już na drugie półrocze 2022 roku. Prognozowali wzrost PKB w pierwszym kwartale na poziomie około 8 proc. i zaledwie 0,8 proc. na koniec roku.
Pogorszenie koniunktury jest na horyzoncie i wydaje nam się, że z biegiem czasu ten czynnik zacznie coraz silniej oddziaływać na decyzje banku centralnego. Wzrost PKB w Polsce spowolni prawdopodobnie z około 8 proc. rdr w I kwartale do niespełna 1 proc. rdr w IV kwartale (co oznacza de facto scenariusz technicznej recesji w drugim półroczu) – czytamy w w najnowszym raporcie banku.
Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju, przewiduje z kolei, że do czynienia z recesją techniczną będziemy mieć za dwa-trzy kwartały. – Wyniki gospodarki będą trochę lepsze w tym roku, trochę gorsze w przyszłym. Możemy wejść w techniczną recesję za dwa-trzy kwartały. Polityka musi być zrównoważona – trzeba walczyć z inflacją, ale polityka fiskalna musi zapewnić miękkie lądowanie. Najbliższe miesiące to będzie balansowanie między poważnym a łagodniejszym spowolnieniem gospodarczym – powiedział szef PFR podczas Konferencji Izby Domów Maklerskich.
Studzenie rozgrzanej gospodarki
Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora ds. badań i analiz w Polskim Instytucie Ekonomicznym, podkreśla, że majowy odczyt Miesięcznego Indeksu Koniunktury wskazuje na spowolnienie w polskiej gospodarce. Pierwsze symptomy widać w wynikach sprzedażowych firm w kwietniu.
– 29 proc. firm deklaruje spadek sprzedaży w porównaniu z marcem, a tylko 21 proc. odnotowało poprawę. Te wyniki, w połączeniu z utrzymującymi się negatywnymi nastrojami w inwestycjach i nowych zamówieniach, to elementy zwiastujące studzenie rozgrzanej polskiej gospodarki – tłumaczy Kubisiak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak dodaje, dzisiejsze wyzwania jak przez soczewkę widać w sektorze produkcji, którego komponent w MIK spadł poniżej 100 punktów po raz pierwszy od maja ubiegłego roku. Oznacza to, że ocena koniunktury w tym obszarze jest negatywna. Za pogorszenie tych nastrojów w przemyśle odpowiadają trzy główne bariery: wyższe ceny energii (85 proc. wskazań), niepewność sytuacji gospodarczej (79 proc.) i braki podażowe (59 proc.).
– Przerwane łańcuchy dostaw, rosnące ceny surowców na rynkach światowych i ogromna zmienność na światowych rynkach zaczynają oddziaływać na rodzimą gospodarkę. Wszystkie te elementy można połączyć jako narastające od 2020 r. wyzwania, które dodatkowo wzmogła inwazja rosyjska i białoruska na Ukrainę. Przed nami kwartały spowolnienia, które będą prowadzić do zmniejszania wzrostu gospodarczego, a w konsekwencji do technicznej recesji – mówi Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora ds. badań i analiz w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Co dalej z zatrudnieniem?
Czy spowolnienie gospodarcze będzie miało przełożenie na wzrost bezrobocia? W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" dyrektor PIE wskazał, że nie spodziewa się, że zatrudnienie zacznie spadać, a bezrobocie rosnąć.
– Konsekwencją rekordowego poziomu zatrudnienia, czyli rekordowej liczby osób pracujących, i historycznie niskiej stopy bezrobocia jest to, że rynek ten jest bardzo konkurencyjny, a to wzmaga presję na wzrost płac. To zaś może mieć przełożenie na inflację. W naszych badaniach widać jednak, że ten bardzo rozgrzany rynek pracy zaczyna stygnąć – wskazał Andrzej Kubisiak.
Mimo to ekspert spodziewa się, że dojdzie do stabilizacji na wysokich poziomach, chyba że nastąpi całkowite załamanie aktywności ekonomicznej, co będzie zależało także od tego, jak bardzo wzrosną stopy procentowe.
Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl