Po wejściu do Unii Europejskiej Polska została wiceliderem miodowego rynku europejskiego. W Polsce jest około 80 tys. zarejestrowanych pszczelarzy. Niewielki, bo zaledwie kilkuprocentowy odsetek tej liczby, stanowią pasieki towarowe, liczące co najmniej 300 rodzin pszczelich. Pozostali pszczelarze prowadzą rodzinny biznes, nierzadko z pokolenia na pokolenie.
Średnia wieku pszczelarza w Polsce przekracza 55 lat, ale w branży pojawia się coraz więcej młodych osób. Bez względu na skalę działalności i wiek wszyscy mają duży problem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od 2004 roku ceny miodu rosły, a biznes kwitł. Jeśli ktoś miał odrobinę pojęcia o pszczelarstwie, mógł zarobić. I tak było do czasu wybuchu pandemii Covid-19 na początku 2020 roku. Teraz nadeszły ciężkie czasy i trudno przewidzieć, kiedy się skończą — mówi w rozmowie z money.pl Michał Lewandowski.
Lewandowski jest właścicielem pasieki liczącej ponad 300 uli. Zawodowcom takim jak on ciąży przede wszystkim masowy import taniego miodu zza granicy, co odbija się na cenach produktu w skupie.
— W zeszłym roku zebraliśmy w Polsce około 24 tys. ton miodu — wskazał niedawno w rozmowie z Interią prof. Zbigniew Kołtowski, pracownik naukowy Instytutu Ogrodnictwa i wiceprezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego.
Dopytaliśmy go, ile miodu importujemy. Okazuje się, że mniej więcej drugie tyle, natomiast eksportujemy kilkanaście tysięcy ton rocznie. Połowa importu, podkreśla ekspert, jest reeksportowana.
Polscy pszczelarze w potrzasku
— Polscy pszczelarze mają zapchane magazyny. W lipcu ubiegłego roku kilogram miodu rzepakowego — mającego duży udział w sezonowych zbiorach — w obrocie hurtowym kosztował 17-18 zł. W tym roku kosztuje 11 zł. W międzyczasie mocno zdrożała energia, paliwo, cukier. Ten biznes mija się z celem — stwierdza Michał Lewandowski.
Dla niego przychody ze sprzedaży miodu to poboczne źródło zarobkowania. Zarabia głównie dzięki hodowli rodzin pszczelich oraz matek. W branży działa od blisko 25 lat.
— W pewnym momencie w Polsce zrobił się boom na pszczelarstwo, kto tylko mógł, to się tego chwytał. Niektórym wydawało się, że wystarczy kupić 70-80 uli, by zarabiać średnio 5 tys. zł miesięcznie. Niestety tak to nie wygląda. Co więcej, banki oferowały kredyty na uruchomienie pasieki i masę młodych osób w to weszło i poległo. Znam pszczelarzy, którzy wzięli nawet milion złotych kredytu na budowę pracowni pszczelarskiej i w tej chwili jest im naprawdę ciężko — mówi Lewandowski.
Kto kupi polski miód?
Pasieka rodziny Macewiczów, która zajmuje się pszczelarstwem od sześciu pokoleń, liczy ok. 120 uli. 1200 gramów miodu kosztuje u nich 40-50 zł. I choć cen w tym roku Macewiczowie nie podnieśli, chętnych na miód brakuje. W rozmowie z money.pl mówią wprost: ludzie nie mają pieniędzy.
— Nie mogę podnieść ceny, bo nie sprzedam miodu. Obecnie na pasiece dorabiam do emerytury. Niestety żadnej inwestycji już nie poczynię, czeka mnie tylko regres — mówi Bogdan Macewicz.
Od 30 lat zajmuje się selekcją pszczół Carnica Szron (to nazwa konkretnej rasy i linii pszczół — przyp. red.). Wymaga to — jak podkreśla — kosztownej i żmudnej pracy hodowlanej, ale dzięki temu miód jest z najwyższej półki. Problem w tym, że koszty działalności przewyższają przychody.
Właśnie dostałem rachunek za energię elektryczną: 1600 zł. Najwięcej energii chłonie komora do dekrystalizacji oraz urządzenie do kremowania miodu, a także chłodnia na ramki pszczele, która pozwala je przechowywać bez użycia środków chemicznych — wylicza w rozmowie z money.pl Macewicz.
— Prąd ciągnie również zmywarka, w której trzeba umyć i wyparzyć słoiki. Podrażały też same słoiki, nakrętki oraz etykietki. Wydaję sporo na paliwo, bo do pasieki oddalonej o 15 km od domu muszę dojechać samochodem. W sezonie, który zaczyna w się w marcu, a kończy we wrześniu, sporo mnie to kosztuje — dodaje.
Zagraniczny miód wypiera polski
Problem mają też pszczelarze z pasiek towarowych, czyli tych największych, którzy nie zajmują się sprzedażą detaliczną. Ci sprzedają miód w ilościach hurtowych skupującym go przedsiębiorstwom.
— W ubiegłym roku kilogram miodu rzepakowego w skupie kosztował 13 zł, z kolei miodu odmianowego około 18 zł. Nie ma jeszcze zbiorczych danych z 2023 roku, ale już wiadomo, że ceny są obecnie niższe — mówi w rozmowie z money.pl prof. Zbigniew Kołtowski.
Ceny w skupie spadają, bo cena miodu importowanego jest poniżej progu rentowności polskiego pszczelarza. Kilogram miodu ukraińskiego kosztuje 2,5 euro, a chińskiego 1,5 euro. Skutek? Miód zagraniczny wypiera miód polski.
Tu trzeba wyjaśnić, że interesy dwóch grup: pszczelarzy i dużych producentów miodu — się rozjeżdżają. Ci pierwsi nie chcą, by Polskę zalewały tanie miody gorszej jakości z zagranicy. Ci drudzy mocno polegają na imporcie ukraińskiego miodu, bo potrzebują go do mieszanek.
Polska Izba Miodu (PIM), która zrzesza największych przedstawicieli branży pszczelarskiej w naszym kraju, ocenia, że grozi nam utrata międzynarodowej pozycji na arenie miodowej oraz fala bankructw. Bo import miodu ukraińskiego do Polski, choć mocno niepokoi wielu drobnych pszczelarzy, to spada — w pierwszym kwartale 2023 roku był blisko o połowę mniejszy niż w tym samym okresie rok wcześniej.
Pod koniec kwietnia tego roku PIM wskazała, że odcięcie się od ukraińskiego surowca spowoduje diametralne załamanie eksportu o ok. 60 proc. Poinformowała też, że producenci nie mogą już realizować kontraktów, przez co naliczane są im kary umowne.
Jak wskazuje w rozmowie z money.pl prof. Kołtowski, rośnie natomiast import miodu chińskiego, co jest dużo większym problemem.
Jak wynika z badań jakościowych przeprowadzonych w Europie, około 13 proc. próbek miodu ukraińskiego było wątpliwej jakości. Natomiast wątpliwości budziło aż 74 proc. próbek miodu chińskiego — podkreśla ekspert.
W obronie polskiego miodu
W sprzedaży są dostępne mieszaniny miodu, których nasz rozmówca nie poleca spożywać. Ale skoro już są na sklepowych półkach, to zdaniem prof. Kołtowskiego na etykietach powinno się podawać kraj pochodzenia miodów użytych w mieszaninie.
— O to zabiegamy w Unii Europejskiej, gdzie trwają prace nad nowelizacją dyrektywy miodowej. Jeśli nie da się wskazać udziału procentowego miodu z poszczególnych regionów, to przynajmniej należałby wskazać ich udział w kolejności od kraju z największym udziałem do kraju z najmniejszym udziałem — przekonuje ekspert.
Kołtowski przekonuje, że firmy zajmujące się wprowadzaniem miodu na rynek kierują się głównie czynnikiem ekonomicznym, dlatego kupują tańszy miód z zagranicy i mieszają. A Polscy pszczelarze wolą trzymać miód w magazynach, niż dać dużym producentom za pół darmo.
Polski miód jest bardzo dobrej jakości, jeśli tylko pszczelarz nie popełni błędu przy pozyskiwaniu. Bardzo ogólnie mówiąc, miód powinien mieć 80 proc. cukrów i tylko maksymalnie do 20 proc. wody — wskazuje ekspert.
Jak można pomóc polskim pszczelarzom w tym trudnym czasie?
— Proponowaliśmy Ministerstwu Rolnictwa i Rozwoju Wsi interwencyjny skup miodu, ale na razie nie ma odzewu. Ewentualnie można dofinansować zakup paszy dla pszczół, by mogły przetrwać zimę. W Polsce realizujemy też Krajowy Program Wsparcia Pszczelarstwa, finansowany w połowie ze środków unijnych, a w drugiej połowie z krajowych. Dzięki temu w ciągu ostatnich 10 lat polskie pszczelarstwo zaliczyło skokowy rozwój pod kątem sprzętu — puentuje Zbigniew Kołtowski.
PiS walczy o rolników. Oto co im obiecuje
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl