Maciej Samcik, znany ekonomiczny komentator prowadzi działalność gospodarczą i rozlicza się podatkiem liniowym. Teoretycznie stawka przy tym rozliczeniu wynosi 19 proc., ale tak naprawdę płaci mniej.
Liniowcy, których według statystyk za 2019 r. jest w Polsce ok. 700 tysięcy, płacą podatek od dochodów, zatem od kwoty, która zostaje im już po odliczeniach wszystkich kosztów prowadzenia działalności oraz składek społecznych. Stąd też efektywna stawka podatku liniowego jest dla nich na ogół dużo niższa niż te ustawowe 19 proc.
"Płacę 15-16 proc. efektywnego podatku, a gdybym nie mógł być na podatku liniowym, to pewnie płaciłbym 25-27 proc., więc jestem tak trochę w podatkowym raju" – pisze na swoim blogu subiektywnieofinansach.pl Samcik.
Radość Samcika nie potrwa jednak długo. PiS zapowiada, że od 2022 r. brama do raju zamknie się i to z hukiem. Do 19 proc. podatku dochodowego dojdzie bowiem liniowcom dodatkowo 9 proc. stawki zdrowotnej, której nie będzie można od podatku odliczyć. Efektywna stawka podatkowa wyniesie zatem 28 proc.
Polski Ład cofnie nas o 20 lat
Liniowcy nie mogą korzystać z kwoty wolnej od podatku – która ma wzrosnąć od przyszłego roku do 30 tys. zł ani ze wspólnego rozliczenia się z małżonkiem. Ich sytuacja stanie się więc nie do pozazdroszczenia. Z raju trafią prosto do podatkowego czyśćca.
Paweł Niewiadomski, prezes Polskiej Izby Turystyki pisze na Facebooku, że Polski Ład, zakłada prawie 50-proc. wzrost obciążeń dla osób rozliczających się podatkiem liniowym.
- Wprowadzenie projektowanych przez rząd zmian spowodowałoby, że podatek liniowy praktycznie straciłby sens - podkreśla prezes i zachęca przedsiębiorców z branży turystycznej do składania podpisów pod petycją do rządu, którą na swojej stronie internetowej zamieścił Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców Adam Abramowicz.
Celem akcji jest nakłonienie rządu do pozostawienia podatku liniowego w niezmienionej formie.
W treści petycji czytamy m.in., że wprowadzony niemal 20 lat temu podatek liniowy był jedną z najważniejszych proprzedsiębiorczych zmian po upadku komunizmu w 1989 roku.
Według autorów apelu, jego wprowadzenie pomogło Polsce wejść na ścieżkę szybkiego rozwoju ekonomicznego. "Przejrzystość i prostota tego podatku zachęcała bowiem wielu, zwłaszcza młodych Polaków, do zakładania własnych firm, budowania dobrobytu i wzmacniania polskiej gospodarki"- czytamy.
Systematycznie wzrastała też od lat liczba podatników rozliczających się w ten sposób. Zyskać miał na tym budżet państwa, gdyż od chwili wprowadzenia podatku liniowego wpływy do budżetu systematycznie rosły.
- Wygląda na to, że rząd chce, aby Polacy mieli progresję podatkową w ramach tzw. sprawiedliwości społecznej – mówi Adam Abramowicz i dodaje: Narracja rządu jest taka, że niesprawiedliwe jest, aby i biedniejszy i bogatszy płacili taki sam podatek.
Tymczasem, w przypadku podatku liniowego stawka jest równa dla wszystkich. - Oznacza to, że ci co więcej zarabiają, płacą też więcej podatków. 19 proc. z 10 tys. dochodu to 1900 zł podatku, a ze 100 tys. - 19 tys. zł – podaje przykład Abramowicz.
Problem w tym, że z 19-proc. stawki korzystać mogą tylko przedsiębiorcy. Ich pracownicy płacić muszą już normalne podatki. W trakcie prezentacji podatkowych ustaw Polskiego Ładu minister finansów Tadeusz Kościński mówił więc wprost, że walczy o finansowe fair play, by szef dokładał do budżetu państwa więcej niż jego pracownik. Dziś często tak nie jest.
A to oznacza, że de facto progresji podatkowej nie ma.
Rząd idzie na łatwiznę?
Zdaniem prof. Adama Mariańskiego, doradcy podatkowego, podatek liniowy zachęcił ludzi do wychodzenia z szarej strefy i uczciwego płacenia podatków, bez kombinowania.
Według niego teraz, jeśli zmiany podatkowe wejdą w życie, cofniemy się o dwie dekady. Ci, którzy pozostaną na podatku liniowym zaczną bowiem prawdopodobnie kombinować i szukać kosztów, by zmniejszyć swoje podatki.
Profesor Mariański uważa, że rząd likwidując podatek liniowy próbuje Krajowej Administracji Skarbowej ułatwić życie. - Zamiast sprawdzać, kto jest prawdziwym przedsiębiorcą, a kto nie, doprowadzi się do sytuacji, w której to sami przedsiębiorcy się zweryfikują – zauważa profesor.
Ci, którzy są na samozatrudnieniu, ale nie są przedsiębiorcami przejdą najprawdopodobniej na etat. Jako pracownicy będą mieli 17 proc. podatek do 120 tys. zł swojego rocznego dochodu, a od pierwszych 30 tys. zł nie zapłacą nic. Do tego będzie jeszcze ulga dla klasy średniej i możliwość rozliczenia się z małżonkiem.
Pozostali, którzy są prawdziwym przedsiębiorcami – w zależności od ponoszonych przy okazji dzielności kosztów - przejdą na ryczałt (to w przypadku niewielkich kosztów prowadzenia działalności. Ryczałtowcy płacą podatki od przychodów – nie odliczają sobie żadnych kosztów), albo będą się rozliczać na zasadach ogólnych – czyli wg skali: 17 i 32 proc. (jeśli ich koszty są na tyle wysokie, że ich odliczenie spowoduje, że podatek będzie efektywnie niski).