Zmiany w rozliczaniu składki zdrowotnej zaproponowane przez rząd w Polskim Ładzie to serial dla widzów o mocnych nerwach. W środę Ministerstwo Finansów podało kolejną, miejmy nadzieję, że już ostatnią wersję tego, jak od przyszłego roku będziemy rozliczać się z podatków dochodowych.
Na plus rządowi trzeba zaliczyć to, że udział przedsiębiorców w płaceniu składek na NFZ stanie się wyższy niż dotychczas. Jak podkreślił w czasie spotkania z mediami minister finansów, Tadeusz Kościński, nie może być tak, że przedsiębiorca zarabiający miesięcznie kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych płaci de facto tylko 53 zł składki zdrowotnej miesięcznie.
Dlatego, od nowego roku najniższa składka zdrowotna dla firm wyniesie 270 zł, czyli 9 proc. od prognozowanej najniższej płacy krajowej.
Skala czy liniowy? Plusy i minusy
Przedsiębiorcy rozliczający się na zasadach ogólnych (czyli wg skali) od 2022 r. będą więc płacili składki zdrowotne w wysokości 9 proc. od swoich dochodów. Podniesienie składki ma im zrekompensować w pewnym stopniu m.in. wyższa kwota wolna w wysokości 30 tys. zł rocznie.
Przedsiębiorcom, którzy rozliczają się wg skali – czyli identycznie jak pracownicy etatowi czy na zleceniu - nie będzie przysługiwała co prawda ulga dla klasy średniej (tę dostaną tylko etatowcy), ale będą mogli za to skorzystać ze wspólnego rozliczenia się z małżonkiem i licznych odliczeń podatkowych, np. na dzieci.
Z kolei osoby rozliczające się podatkiem liniowym (to 19 proc. bez względu na osiągany dochód) zapłacą nowy ryczałt na zdrowie w wysokości 4,9 proc. od swoich dochodów, ale nie mniej niż 270 zł miesięcznie.
I tak przykładowo, szewc, który ma 6 tys. zł miesięcznie dochodu, zamiast obecnych 443 zł składki miesięcznie (resort finansów policzył obecną składkę jako 9 proc. dochodów), a tak naprawdę tylko 53 zł miesięcznie (bo składkę zdrowotną można obecnie w dużej części odliczać od podatku) zapłaci miesięcznie 270 zł, ale tego już nie odliczy od podatku.
Z kolei fryzjerka, która ma 12 tys. zł dochodu miesięcznie i płaci dziś 983 zł składki zdrowotnej miesięcznie, a de facto tylko 53 zł miesięcznie, zapłaci od przyszłego roku 535 zł miesięcznie.
Warto przy tym pamiętać, że liniowcom nie będzie przysługiwała nowa kwota wolna od podatku - 30 tys. zł rocznie, nie mogą się oni również rozliczać wspólnie z małżonkiem i odliczać ulg podatkowych na dzieci.
Ulgi to nie wszystko...
Czy to oznacza, że podatek liniowy całkowicie zniknie, gdyż przestanie się on komukolwiek opłacać? Otóż niekoniecznie.
Spośród 700 tys. osób, które są obecnie na podatku liniowym, przeważająca część to osoby o dużych lub bardzo dużych dochodach. Dominuje tu prawdziwa klasa średnia, m.in. wolne zawody.
Również resort finansów przyznaje, że przejście na podatek na zasadach ogólnych będzie opłacalne, ale nie dla wszystkich liniowców. Skorzystają na tym przedsiębiorcy, którzy osiągają dochody do 10 tys. zł miesięcznie. A co z tymi, którzy zarabiają lepiej?
Okazuje się, że przewaga podatku liczonego według skali w stosunku do podatku liniowego topnieje wraz ze wzrostem miesięcznych dochodów.
– Już przy kwocie 23 tys. zł dochodu miesięcznie, przedsiębiorca powinien rozważyć przejście lub pozostanie na podatku liniowym. Będzie to dla niego – mimo braku ulg i kwoty wolnej – bardziej opłacalne niż zasady ogólne – przekonuje Piotr Juszczyk, doradca podatkowy z InFaktu.
Unikanie opodatkowania. KAS nie nadużywa klauzuli
Dla zilustrowania podajemy przykład Kowalskiego, który prowadzi działalność gospodarczą, ma 40 tys. zł obrotów i 17 tys. kosztów stałych, czyli jego dochód miesięczny wynosi 23 tys. zł.
Kowalski ma też żonę, która nie pracuje. Małżeństwo ma dwoje małoletnich dzieci, na które przysługuje ulga podatkowa – 2 tys. zł.
Kowalski rozliczając się wg skali podatkowej może złożyć zeznanie podatkowe wspólnie z żoną. Jego podatek roczny przy wspólnym rozliczeniu (już po wszystkich odliczeniach, ulgach na dzieci i wyższej kwocie wolnej) wyniesie 65 tys. zł.
Natomiast gdyby żona Kowalskiego pracowała i zarabiała najniższą krajową, czyli od 2022 r. będzie to 3000 zł brutto, podatek roczny przedsiębiorcy, już po wliczeniu rozwiązań Polskiego Ładu i przysługujących rodzinie ulg, byłby wyższy o 12 736 zł i wynosił 77,7 tys. zł.
Teoretycznie Kowalskiemu powinno opłacać się rozliczenie na zasadach ogólnych: ma tu wyższą kwotę wolną, ulgę na dwoje dzieci i może rozliczyć się z żoną wspólnie. Tych przywilejów nie ma na podatku liniowym. A jednak na liniowym zapłaci mniej.
Otóż przy dochodach 23 tys. zł miesięcznie, płacąc 4,9 proc. składki zdrowotnej i 19 proc. podatku liniowego jego podatek roczny to 66 tys. zł.
To co prawda o tysiąc złotych więcej, niż gdyby rozliczał się na zasadach ogólnych, ale tylko pod warunkiem, że rozlicza się wspólnie z niepracującą żoną.
Natomiast jeśli żona zarabiałaby nawet tylko najniższą krajową, podatek na zasadach ogólnych byłby dla małżeństwa aż o 11 736 zł wyższy, niż w przypadku Kowalskiego na podatku liniowym, który rozlicza się sam.
- Kowalski prowadząc działalność przy dochodzie 23 tys. zł miesięcznie powinien przejść na podatek liniowy. To spowoduje, że zapłaci podatek wraz ze składką zdrowotną w wysokości ok. 66 tys., a jego żona nie zapłaci podatku, a jedynie składkę zdrowotną w wysokości 3240 zł rocznie. Co da w efekcie korzyść małżeństwu w postaci zaoszczędzenia 9,5 tys. zł. rocznie – ocenia Piotr Juszczyk.
Polski Ład? Nie chcemy go!
Ekspert przypomina, że zmiany podatkowe w Polskim Ładzie, zamiast uprościć rozliczenia, jeszcze bardziej je komplikują.
- Oprócz tego, że przy każdej formie opodatkowania wyliczamy podatek inaczej, to dodatkowo dojdzie jeszcze inne wyliczanie składki zdrowotnej – ocenia doradca podatkowy i przypomina, że system podatkowy miał być jasny i przejrzysty, a tymczasem będzie jeszcze bardziej zawiły i dla wielu podatników niezrozumiały.
Również Konfederacja Lewiatan, a także Pracodawcy RP są za całkowitym zaprzestaniem dalszych prac nad zmianami podatkowymi, które miałyby wejść w życie już za kilka miesięcy.
- Nie zgadzamy się na zaproponowane zmiany podatkowe. Zamiast niewątpliwie potrzebnej w Polsce prawdziwej reformy podatkowej zafundujemy sobie nieład gospodarczy, za który zapłacimy wszyscy – uważa Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan.