Aby preparat, którym chwali się Biomed-Lublin, został uznany za lek, potrzebne są specjalistyczne testy kliniczne. Ile mogą potrwać? - Nie ma horyzontu czasowego - przyznał money.pl profesor Krzysztof Tomasiewicz, który ma je koordynować.
Z informacji money.pl wynika jednak, że same testy prędko nie ruszą. Mają one zostać przeprowadzone w czterech szpitalach: w Bytomiu, Warszawie, Białymstoku i Lublinie.
- Być może stanie się to w styczniu - słyszymy w szpitalu w Bytomiu. Identyczną odpowiedź dostajemy również nieoficjalnie w innym ze szpitali, którego przedstawiciele chcą pozostać anonimowi.
Z kolei szpital w Lublinie w ogóle nie chce rozmawiać, odsyłając nas z pytaniami do Biomedu.
Nie ma nawet umów
W szpitalach wyselekcjonowanych do testów słyszymy, że to "wszystko jest na razie pisane palcem po wodzie". - Jeszcze nie mamy nawet umów w sprawie testów. Były jakieś rozmowy w tej sprawie, wyraziliśmy zainteresowanie, ale to tyle - mówią nam nieoficjalnie pracownicy placówek.
Dlaczego nie można testów zacząć od razu? Jak tłumaczą nam lekarze, potrzebna jest do tego cała procedura administracyjna. Zielone światło do testów musi wydać Komisja Europejska, trzeba wyselekcjonować kandydatów, podpisać umowy, opracować system testowania.
Jeden szpital, z którego przedstawicielami rozmawialiśmy nieoficjalnie, spodziewa się, że dopiero w listopadzie lub nawet grudniu zostaną podpisane umowy w sprawie testów.
Co na to Biomed? W rozmowie z money.pl prezes firmy Marcin Piróg przyznał, że przed testami trzeba przejść całą "procedurę administracyjną". Stwierdził jednak, że zapowiedzi szpitali są nieco pesymistyczne. Ufa, że uda się wszystko zorganizować znacznie szybciej. Choć podkreśla, że sama spółka testów klinicznych koordynować nie będzie. Zajmuje się tym profesor Krzysztof Tomasiewicz z Lublina.
Sporo znaków zapytania
Lubelska spółka z dużym entuzjazmem wypowiada się na temat preparatu. - Mamy prawie 100-procentową pewność, że działa - mówił jej prezes w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski.
Eksperci są jednak bardziej sceptyczni. Profesor Włodzimierz Gut zastanawiał się nawet w rozmowie z money.pl, czy znajdzie się wystarczająca liczba chorych do samych testów klinicznych. Bo przecież, by testy były udane, osoby muszą mieć objawy kliniczne i muszą przebywać w szpitalach.
- Tymczasem u nas najwięcej osób z potwierdzeniem choroby po prostu jest na kwarantannach domowych - podkreślał prof. Gut.