Pan Piotr jeździ zawodowo po całej Europie. Swoją ostatnią trasę przez południowe Niemcy pod koniec lutego relacjonuje na Facebooku tak: "Nikt do niczego oczywiście nikogo nie zmusza, gdyby jednak ktoś nie chciał stać w gigantycznych kolejkach do punktu pobrań na którejś z czesko-niemieckich granic, może zawsze wybrać alternatywną drogę, czyli z Czech do Polski i stamtąd znowu do Niemiec. W moim przypadku taka podróż wyniosła ponad 600 km więcej niż planowo”.
Do wpisu dołączona jest też trasa, którą pokonał kierowca, by szybciej dotrzeć do celu.
Dlaczego Piotr wybrał kilkusetkilometrowy objazd? Jak tłumaczy kierowca, niemieccy policjanci zawrócili go z granicy z Czechami, bo takie mają rozkazy.
Kiedy Piotr wyjaśnił im, że ma szybko psujący się towar i musi dowieść go na czas, jeden z funkcjonariuszy miał wzruszyć tylko ramionami i odpowiedzieć: "w Czechach jest mutacja wirusa i trzeba test".
Podobne przeprawy na granicach mają setki polskich i zagranicznych kierowców międzynarodowych, którzy codziennie wyjeżdżają w kierunku południa Europy.
Pan Michał, który zawoził i odbierał towar z Portugalii kilka dni temu, był po drodze testowany kilka razy. - Za każdym razem musiałem zjeżdżać z wyznaczonej trasy, by szukać punktu pobrań. W niektórych miejscach, jak na południu Francji, jest ich bardzo mało. W niektórych brakowało tekstów i musieliśmy z kolegami z innych państw czekać w długiej kolejce, aż je dowiozą – opowiada kierowca.
Dodaje, że na granicach jest bałagan i nerwy. W jednym z punktów przebili mu naczynia krwionośne w nosie podczas pobierania wymazu. Nie mógł zatamować krwotoku, ale i tak usiadł za kierownicę, bo miał duże opóźnienie przez testy. Podobnie robią jego koledzy.
Każde państwo rządzi się samo
Jak przypomina pan Michał, prawdziwy "kocioł" zaczął się w nocy z 14 na 15 lutego, kiedy każdy kierowca wjeżdżający do Niemiec, musiał przedstawić świadectwo negatywnego testu. Jeśli go nie miał, był zawracany do Czech i to w eskorcie policji.
- W takim przypadku należało jeszcze raz zawrócić w Czechach, ustawić się w około 10 km korku i czekać lub iść na piechotę do granicy na test. Następnie, należało stanąć w olbrzymiej kolejce kierowców i czekać do nawet 10 godzin. Pech chciał, że temperatura powietrza wynosiła wówczas -18⁰C, ale nikogo to nie interesowało – relacjonuje Michał.
Kierowcy alarmują, że do podobnych sytuacji dochodzi również obecnie na wielu granicach włoskich, austriackich, czeskich, angielskich i duńskich.
Liderami, jeśli chodzi o restrykcje sanitarne wobec kierowców zawodowych, są obecnie Niemcy i Francja. Na cenzurowanym są natomiast Wielka Brytania, Irlandia i Portugalia. Przykładowo Francja wymaga testów dla kierowców jadących z Irlandii i tych, którzy byli dłużej na Wyspach Brytyjskich niż 48 godzin.
Ponadto Czechy wymagają testów od kierowców jadących z Niemiec, i to zrobionych nie później niż 36 godzin przed przekroczeniem granicy.
Kierowcy wymieniają się w sieci wskazówkami, jak dojechać bez opóźnień, gdzie są najmniejsze kolejki do punktów pobrań lub testy są robione im za darmo.
Chaos, opóźnienia i straty
Problemy kierowców to również potężne problemy dla przedsiębiorstw. Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska, mówi wprost, że przez te niepotrzebne - jego zdaniem - procedury, są opóźnienia z dostarczaniem towarów w całej Europie.
Jako przykład podaje też przemysł motoryzacyjny, który nie posiada własnych magazynów. Towar musi dotrzeć na taśmę produkcyjną w ściśle określonym terminie, nie można zrzucić części samochodowych na placu fabryki.
Przedsiębiorcy z Polski, Litwy i Czech napisali wspólnie do Komisji Europejskiej pod koniec lutego skargę na te kraje UE, które najbardziej restrykcyjnie traktują kierowców zawodowych. Domagają się zniesienia obowiązku rejestracji kierowców na granicach oraz zaprzestania wykonywania przez nich testów.
Przypomnijmy, w Polsce kierowcy zawodowi nie są im poddawani. Nie obowiązuje ich też kwarantanna po powrocie do kraju.
- Zwróciliśmy Brukseli uwagę, że kierowca zawodowy nie ma wielu kontaktów społecznych. Ryzyko, że kogoś zakazi wirusem, jest znikome. Potwierdzają to również dotychczasowe badania, z których wynika, że współczynnik zakażeń w tej grupie zawodowej nie przekracza nawet 0,1 proc. – podaje przykład prezes Wroński.
Komisja Europejska przyznała przedsiębiorcom z naszego regionu rację i wystosowała do sześciu państw UE oficjalne listy. Domaga się w nich od Niemiec, Belgii, Węgier, Danii, Szwecji i Finlandii wyjaśnień i natychmiastowego uregulowania sytuacji na granicach.
W piśmie do niemieckiego rządu unijni urzędnicy zwracają uwagę, że wprowadzone obowiązkowe testy na COVID-19 dla kierowców zawodowych przekraczających granicę niemiecką z Czechami lub Austrią (Tyrol) są środkiem daleko nieproporcjonalnym, nieuzasadnionym, dyskryminującym i zakłócającym funkcjonowanie wspólnego rynku UE.
Co istotne, przepisy te są niezgodne z uzgodnionymi niedawno wytycznymi KE, według których przepływ towarów przez granice wewnętrzne UE nie powinien być w żaden sposób ograniczany.
W przypadku, gdy dany kraj chce wprowadzać testy na COVID-19 dla kierowców, to powinny to być tylko szybkie testy antygenowe. Jeżeli jednak testowanie kierowców prowadzi do zatorów na granicach, to nie powinno ono być stosowane.
Przypomnijmy także, że po wspólnych ustaleniach wszystkich państw UE, Komisja wydała wytyczne sanitarne dotyczące transportu drogowego. Mowa o tzw. zielonych korytarzach, które miały ułatwić kierowcom zawodowym przejazd przez granice w czasie nie dłuższym niż 15 minut.
Teraz wiele państw, w tym głównie Niemcy, ignorują te wytyczne. Nie są one bowiem twardym prawem, ale jedynie zaleceniem.
Komisarze oczekują od rządów, do których skierowali swój list, odpowiedzi w ciągu 10 dni, czyli mniej więcej do połowy marca.