Choć obie strony sporu mieszkają za granicą, sprawą i tak ma się zająć polski sąd – zadecydował Sąd Najwyższy. Zwróciła się do niego kobieta, która poczuła się znieważona mailami wysyłanymi przez inną kobietę, którą poznała przy okazji wykonywania obowiązków służbowych - informuje "Rzeczpospolita".
Powódka, która byłam dyrektorem polskiej szkoły w Irlandii, została oskarżona przez przewodniczącą rady rodziców o defraudację pieniędzy szkoły. Spór wyszedł poza mury placówki – przewodnicząca rozesłała serię oczerniających dyrektorkę maili do różnych organizacji i instytucji w Polsce.
W rezultacie pani dyrektor z kierowania szkoła, a następnie wystąpiła z pozwem o przeprosiny i wypłatę zadośćuczynienia na cel społeczny. Sprawę skierowała do polskiego sądu, bo uznała, że pozwoli to przyspieszyć proces i egzekucje należności.
Polskie sądy uznały, że nie są właściwe do rozpatrzenia sprawy, bo ich kompetencje obejmują tylko uszczerbek doznany w Polsce. A jako że zachowanie pozwanej nie wywołało żadnych negatywnych konsekwencji dla powódki na terenie naszego kraju, to odmówiły jego rozpatrzenia.
Powódka trwała jednak przy swoim przekonaniu. Po jej stronie stanął Sąd Najwyższy, który uznał, że "okoliczność, że pozwana adresowała obraźliwe e-maile do instytucji położonych w Polsce, z którymi powódka współpracowała, jest wystarczająca do stwierdzenia ich negatywnych skutków".
Może to prowadzić do wniosku, że mieszkaniec dowolnego kraju Unii Europejskiej może zostać pozwany w Polsce, nawet gdy szkodę wyrządzi tylko w Internecie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl