- W grudniu 2021 r. minęłoby 20 lat, jak pracuję w sądownictwie. Była to moja pierwsza praca. Zniszczono wszystko, na co ciężko pracowałam - zaczęła smutno swoją opowieść Iwona Kaczmarzyk.
Pani Iwona przeszła w kieleckich sądach przez wiele szczebli urzędniczej kariery. Przez ostatnie 16 lat pracowała w Sądzie Okręgowym. Przed zwolnieniem jej z pracy zajmowała stanowisko starszego inspektora w wydziale wizytacyjnym. Nigdy nie dostała nagany czy upomnienia.
Jej problemy - jak twierdzi - zaczęły się, gdy w sierpniu 2020 r. zgłosiła dyrektorce sądu, że była źle i niesprawiedliwie traktowana przez swoją byłą przełożoną. Mimo że pani Iwona zmieniła wydział na inny, była szefowa - jak wynika z relacji naszej rozmówczyni - nie dawała jej żyć, nastawiała przeciwko niej innych współpracowników. Dyrektorka obiecała wyjaśnić sprawę i zachować rozmowę w tajemnicy, ale słowa nie dotrzymała.
Atmosfera w pracy stała się tak nieznośna, że pani Iwona odchorowała upublicznienie mobbingu na długim, bo sześciomiesięcznym zwolnieniu lekarskim. Leczyła się m.in. z powodu stresu pourazowego.
Gdy po zakończonym L4 wróciła do sądu, okazało się, że pracodawca na jej miejsce przyjął do pracy już inną osobę. Pani Iwona nie miała więc ani swojego biurka, ani komputera do pracy. Przełożona kazała jej usiąść na krześle i czekać na dalsze wytyczne.
Wypełniła wniosek i poszła do domu
Po rozmowie z dyrektorką sądu pani Iwona zaproponowała, że nie będzie robić kłopotu z przygotowaniem jej miejsca pracy i pójdzie na urlop. Dyrektorka miała na to wyrazić ustnie zgodę w obecności innych pracowników wydziału.
- Koleżanka na polecenie pani dyrektor użyczyła mi na chwilę swojego komputera, bym mogła wypełnić wniosek urlopowy w systemie. Bezpośrednia przełożona zaakceptowała go. Ja upewniwszy się raz jeszcze (z powodu braku dostępu do systemu - red.), że urlop zostanie mi zaakceptowany, również przez panią dyrektor, po rozmowie z nią wyszłam z sądu - relacjonuje pani Iwona.
Po upływie trzech dni przed jej dom podjechał samochód służbowy Sądu Okręgowego wraz z pracownikiem działu kadr, który wręczył jej kopertę.
Pracownicy sądów idą na L4. Na rozprawę poczekasz
W środku była dyscyplinarka. - Z pisma, które było w kopercie, dowiedziałam się, że pracodawca rozwiązał ze mną umowę bez wypowiedzenia. Jako główną przyczynę podał nieusprawiedliwioną nieobecność w pracy - opowiada była pracownica sądu.
Warto dodać, że pracodawca pani Iwony, zwalniając ją, miał świadomość, że należy ona do Krajowego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Ad Rem" i przez okres pięciu lat - tj. do 17 października 2024 r. - podlega ona szczególnej ochronie, w tym ochronie przed zwolnieniem.
W takiej sytuacji decyzja o zwolnieniu pracownika chronionego musiałaby być uzgodniona ze związkami zawodowymi, a takiej zgody związki nie wydały. Mało tego, nie były one nawet o fakcie zwolnienia poinformowane.
- Było to ewidentne naruszenie przepisów prawa, które z samego faktu dokonanych naruszeń winny skutkować przywróceniem pani Iwony do pracy - mówi dobitnie Justyna Przybylska, przewodnicząca KNSZZ "Ad Rem".
Również Mateusz Galikowski, radca prawny ze Szczecina, potwierdza, że pracodawca miał obowiązek skonsultować zwolnienie dyscyplinarne pracownika objętego ochroną z organizacją związkową.
Za co właściwie ta dyscyplinarka?
Jak dodaje prawnik, do tej pory nie spotkał się z sytuacją, by jakikolwiek pracodawca wprowadził pracownika celowo w błąd co do udzielenia mu urlopu wypoczynkowego po to, by później zwolnić go dyscyplinarnie z pracy za niestawienie się w niej.
Mec. Galikowski przypomina, że pracownicy mają prawo do 4 dni urlopu na żądanie, których pracodawca nie może im odmówić, nawet jeśli nie wystawią na niego wniosku urlopowego w systemie. - Nie ma w przepisach wskazanej formy, w jakiej pracownik ma wnioskować o taki urlop na żądanie. Może być to wniosek w formie papierowej, e-mail, a nawet dopuszczalna jest wiadomość SMS - wylicza prawnik.
Ważne, by o skorzystaniu z takiego urlopu przez pracownika pracodawca dowiedział się przed rozpoczęciem dnia pracy, w którym pracownik chce korzystać z takiego urlopu.
O wyjaśnienia w sprawie "dyscyplinarki za urlop" poprosiliśmy Sąd Okręgowy w Kielcach, lecz odmówił nam odpowiedzi na pytania.
W krótkim oświadczeniu przysłanym do redakcji napisano, że "kwestia rozwiązania umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika Pani Iwony Kaczmarzyk jest przedmiotem postępowania sądowego, wobec czego do czasu końcowego rozstrzygnięcia sprawy przez sąd, Sąd Okręgowy w Kielcach powstrzymuje się od jakichkolwiek komentarzy".
Z treści wypowiedzenia umowy o pracę, które przesłała nam pani Iwona, wynika, że sąd zarzucił swojej byłej pracownicy nie tylko to, że bez zgody pracodawcy opuściła miejsce pracy i udała się na urlop, którego jej nie udzielił, ale miała też być arogancka wobec przełożonych, nadużywać swojej pozycji związkowej w zespole i kwestionować polecenia służbowe.
Zdaniem pani Iwony, zarzuty stawiane jej przez pracodawcę są nieprawdziwe. Domaga się przywrócenia do pracy oraz wypłaty odszkodowania. Jej sprawę będzie rozpatrywał Sąd Rejonowy w Radomiu.