W kwietniu Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych opublikowało petycję zatytułowaną "Koniec z wyzyskiem w przemyśle odzieżowym". Powstała ona z inicjatywy obywatelskiej w ramach kampanii "Good Clothes, Fair Pay". Jak podaje OPZZ, jeśli uda się zebrać milion podpisów z co najmniej siedmiu państw członkowskich UE do lipca 2023 r. unijni urzędnicy będą musieli się nią zająć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pracownicy nadal zarabiają około 20-60 proc. tego, co powinni zarabiać, aby zapewnić sobie i swoim rodzinom podstawowe potrzeby, takie jak zdrowa dieta, odpowiednie warunki mieszkaniowe, pieniądze na pokrycie rachunków medycznych i opłat szkolnych oraz niewielką kwotę, którą można zatrzymać dla oszczędności" – czytamy w komunikacie OPZZ.
Postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda praca w polskich szwalniach. Komentarzy udzieliły nam szwaczki z Pomorza, Wielkopolski i województwa łódzkiego. Główne zarzuty są podobne: problemy dotyczą przede wszystkim płac, a także warunków i formy zatrudnienia.
Praca w polskiej szwalni
– Tu nigdy nie będzie superpensji. Pracowałam w firmach, gdzie umów nie było, gdzie były, ale na hali obowiązywała cisza, ale też w firmach, gdzie na początek dostawało się umowę na czas próbny, a potem umowę stałą z niższą stawką – mówi nam Beata, szwaczka z Pomorza.
Z kolei Barbara, pracownica szwalni z województwa łódzkiego, która ma za sobą ponad 20 lat pracy w zawodzie, stwierdza wprost: - Tu prawo pracy w ogóle nie sięga.
Inaczej zarabiamy na papierze, inaczej dostajemy na rękę. Ja pracowałam już na jedną czwartą etatu, na pół czy na siedem ósmych. Oczywiście godzinowo wychodziło mi i po 250 godzin w miesiącu. Kiedy ktoś odzywał się podczas pracy, kierownik potrafił wejść i zapytać, czy przyszłyśmy sobie urządzać pogaduszki czy szyć. Dostałam już uwagi, że za często korzystam z toalety, a przerwę na śniadanie trzeba było odpracować – opowiada Barbara.
Pytamy, dlaczego nie postanowiła zgłosić takich sytuacji do Państwowej Inspekcji Pracy.
– Zdarzało się, że ktoś chciał zgłosić nieprawidłowości. Wtedy szef przychodził na salę i pytał na forum, komu jeszcze nie podobają się warunki. Ludzie bali się odezwać, nie chcieli stracić tej pracy z różnych powodów: bo mieli kredyt, bo któraś z pań miała męża chorego i chciała utrzymać dom. Kiedy ktoś odważy się postawić, słyszy najczęściej: "To proszę się zwolnić i nie buntować mi załogi" – opowiada.
Kobieta mówi nam, że pracowała w zawodzie 27 lat, ale mimo to nie wie, czy na papierze uzbiera choćby 15-letni staż pracy. – Cały czas słyszałam obietnice, że umowa będzie za tydzień, po pierwszym, za miesiąc. To standard, że pracujemy nie po osiem, a czasami po 12 i 14 godzin, żeby ledwo wiązać koniec z końcem – podkreśla.
Dagmara Łacny, członkini zarządu Fashion Revolution Poland mówi w rozmowie z nami, że o tym, jak często wygląda praca polskich szwaczek i z jakimi problemami mierzą się pracownice tej branży, dowiedziała się z opublikowanych reportaży Grażyny Latos z Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie.
Szwalnie to niestety bardzo często miejsca, w których panują złe warunki. Latem temperatura w halach potrafi dochodzić do 40 stopni, a pracownice nie mogą nawet napić się wody, bo według pracodawcy "zaleją maszynę i zmoczą ubrania". Praca trwa czasem 12 godzin, bo trzeba wyrobić się z zamówieniem, a zbyt mała liczba przerw sprawia, że niektóre z kobiet muszą nosić pampersy. Szwaczki opowiadały także o sześciomiesięcznych opóźnieniach w wypłatach, pracy na akord czy przymusowych bezpłatnych urlopach – stwierdza.
– Mobbing, zastraszanie, przemoc psychiczna to codzienność w wielu zakładach, dlatego szwaczki opowiadały nie tylko o zmęczeniu fizycznym, lecz także o zmaganiach z depresją – dodaje Łacny.
Dlaczego szwaczki nie odchodzą z zawodu? – Nie każdy ma odwagę, żeby po pięćdziesiątce zmieniać pracę, zacząć uczyć się języka czy zdobyć jakieś inne umiejętności. Sporo osób wpada za młodu do pewnego środowiska i mimo świadomości, że jest źle, jest im trudno się wydostać. Taka szwaczka w naszej okolicy po zawodówce może co najwyżej zostać salową w szpitalu albo wykładać towar w markecie – mówi Barbara.
Zarobki na maszynie
Członkini zarządu Fashion Revolution Poland zwraca uwagę, że rynkowa mediana zarobków polskich szwaczek wynosi 2975 zł netto, czyli niewiele więcej niż najniższa krajowa w 2023 r. – Co czwarta szwaczka zarabia poniżej tej kwoty. Z rozmów, które Grażyna Latos z Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie przeprowadziła z pracownicami szwalni, wynika, że w wielu miejscach za godzinę ciężkiej pracy nie płacono nawet 10 zł – wyjaśnia.
Często w polskich szwalniach zatrudnia się na akord. Jednak wielu pracowników nie jest w stanie sprostać narzuconym wymaganiom.
Nie wyrabiałam normy, co skutkowało comiesięcznymi pretensjami, że jestem za mało wydajna. Pensja była na poziomie najniższej krajowej, a mimo młodego wieku zdążyłam nabawić się problemów z kręgosłupem – opowiada nam Marzena, szwaczka z Wielkopolski.
Dodaje, że jeśli ktoś był na tyle dobry, że wyrabiał ponad normę, otrzymywał płacę pod stołem. – Choć w szwalni w miejscowości blisko mojego miasta, kiedy szwaczki danego dnia wykonały więcej niż wynosiła norma, obcinano im wynagrodzenia – mówi.
– Ogólnie w zakładzie, w którym pracowałam, szef był w miarę w porządku. Niskie stawki wynikały z tego, ile sam dostawał za gotowe sztuki ubrań. Odliczając wszystkie koszty i jego zarobek, zostawała mu określona kwota. Każdy oczekuje tanich ubrań, na rynku jest pełno taniego badziewia z Chin, gdzie płace są dramatycznie niskie, a szycie w pełni zautomatyzowane. Polska szwalnia, jeżeli chce zdobyć zlecenie, nie może więc zażądać wysokich stawek – uzupełnia Marzena.
Sytuacja polskich szwalni
Polska pozostała jednym z nielicznych europejskich krajów, w których funkcjonują szwalnie. Jak wynika z danych PKO BP zaprezentowanych w "Kwartalniku Sektorowym", w trzecim kwartale 2022 r. przychody producentów odzieży wzrosły o 15,9 proc. rok do roku. Koszty działalności we wspomnianym okresie podskoczyły bardziej, bo o 23,2 proc., co wpłynęło na obniżenie wyniku finansowego netto o 51 proc. i rentowności sprzedaży netto o 5,7 proc.
– Sytuację kobiet pogorszyły najpierw pandemia i lockdown, a teraz wzrost ceny energii (czasem, jak w przypadku szwalni Łuksja, nawet 800-procentowy). Właściciele szwalni narzekają na wyższą płacę minimalną oraz wysokość składki ZUS. To wszystko przekłada się na warunki pracy zatrudnionych w polskim przemyśle tekstylnym. Wśród nich nie brakuje starszych szwaczek, którym niewiele zostało do emerytury – mówi nam Łacny.
Rzecznika prasowego agencji Randstad Mateusza Żydka pytamy o zainteresowanie pracodawców zatrudnianiem szwaczek. – Przemysł odzieżowy w Polsce bazuje w tej chwili na niewielkich zakładach produkcyjnych, realizując zlecenia dla dużych zagranicznych marek, ale nie jest to skala masowa – komentuje.
Polską jakość często doceniają zachodnie firmy, o czym mówi nam członkini zarządu Fashion Revolution Poland. – W 25,6 tys. firmach odzieżowych tylko 20 proc. ubrań szyje się pod nazwą własną. Reszta to zlecenia z Zachodu, głównie z Francji i Belgii. Polskie szwalnie znane są z wysokiej jakości produkcji, co przekłada się na zamówienia m.in. od takich marek jak Max Mara czy Burberry – opowiada w rozmowie z money.pl.
Możliwe, że wkrótce nastąpi rozwój branży, choć – jak wynika z rozmów z pracownicami – częściej firmy po prostu upadają. Rzecznik agencji Randstad uzupełnił, że na rynku można zaobserwować oddziaływanie promowanej przez Unię Europejską idei nearshoringu, czyli przenoszenia produkcji do krajów bliższych centralom firm, na ogół w Europie Środkowej.
– Niewykluczone więc, że w najbliższych latach zwiększy się zapotrzebowanie na firmy produkujące odzież w Polsce – podsumowuje Mateusz Żydek.
Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl