Według wyliczeń jednego z centrów usług wspólnych należących do potężnego amerykańskiego koncernu, ekwiwalent za prąd dla pracujących w domach pracowników nie powinien przekraczać 15 zł miesięcznie.
To mniej więcej tyle, ile wynosi miesięcznie eksploatacja żelazka lub piekarnika elektrycznego. I trochę więcej niż płacimy za sam komputer. Kilkugodzinna praca komputera w ciągu doby daje rocznie zużycie 197 kWh, za co trzeba zapłacić rachunek w wysokości ok. 109 zł, czyli 9 zł miesięcznie.
Czy inni pracodawcy mają podobne wyliczenia? Zdaniem Cezarego Kaźmierczaka, prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, kwota 15 zł może odpowiadać faktycznemu zużyciu prądu w czasie pracy w domu. On sam jednak nie płaci pracownikom na pracy zdalnej żadnych ryczałtów ani ekwiwalentów za prąd czy internet i nie zna też firm, które by to robiły.
Telefon z pakietem zamiast pieniędzy
Jeśli wierzyć styczniowym badaniom przeprowadzonym na zlecenie Personnal Service, pracodawców, którzy dobrowolnie dorzucają się do rachunków pracowników, można szukać raczej ze świecą. Tylko czterech na dziesięciu w jakimś stopniu partycypuje w kosztach związanych z wyposażeniem miejsca pracy pracownika w jego domu, a dwóch na dziesięciu dorzuca się mu również do rachunków.
Chociaż są również sektory, jak centra usług biznesowych, które deklarują, że wiele spośród ich firm płaci pracownikom za prąd i Internet. Konkretnych kwot podać jednak nie chcą. Po sprawdzeniu okazuje się, że świadczenia te mają na ogół charakter materialny, a nie finansowy.
Krystian Bestry, prezes zarządu ADAPTIVE Solutions & Advisory Group (firmy, która zatrudnia 85 osób), informuje, że 60 proc. jego załogi pracuje aktualnie zdalnie – głównie są to konsultanci.
Firma wyposażyła ich w służbowe telefony z dostępem do Internetu (limit 30-50 GB na miesiąc) i to wystarcza.
Żadnych ryczałtów za prąd, wodę czy śmieci nie przewidują. Jeśli taki przymus prawny się pojawi, prezes Bestry deklaruje, że stosowne kwoty wypłaci ze środków przeznaczonych na benefity socjalne dla pracowników.
Z kolei w spółce sprzedażowej należącej do Mercedes-Benz Polska, cała załoga jest obecnie na home office.
- Pracownicy w każdej chwili mogą korzystać z biura. Nie wypłacamy dodatkowych ekwiwalentów, natomiast pracownicy mają zapewnione laptopy, telefony komórkowe z dostępem do internetu. Mogą też wypożyczać sprzęt biurowy, jak duże monitory czy krzesła biurowe – informuje Ewa Łabno-Falęcka, szefowa działu komunikacji I PR w Mercedes-Benz Polska.
Podobnie jest też u dwóch państwowych gigantów: w PKN Orlen i PGE. Jak informują władze obu spółek, osoby na pracy zdalnej mogą korzystać z ich infrastruktury biurowej, w tym sprzętu i mebli również w prywatnych domach, ale żadnych dodatkowych pieniędzy na pokrycie rachunków nie wypłacają.
"Nasze rozwiązania w zakresie pracy zdalnej oparte są o obecnie obowiązujące regulacje. Jak tylko pojawią się projektowane zmiany regulujące pracę zdalną, również w aspekcie rozliczania kosztów z tym związanych, będziemy się do nich dostosowywać" – poinformowało nas biuro prasowe PKN Orlen.
Ryczałt zamiast ekwiwalentu
Pracodawcy bronią się przed dodatkowymi kosztami, z kolei największe centrale związkowe nie chcą dopuścić do sytuacji, w której to firmy arbitralnie będą decydować, ile wypłacić pracownikowi na pracy zdalnej.
Co ciekawe, co do jednego pomiędzy pracodawcami i pracownikami jest pełna zgoda: świadczenie dla pracowników zdalnych powinno mieć charakter ryczałtu (z góry ustalonej stałej kwoty), a nie ekwiwalentu (czyli zwrotu części faktycznie poniesionych kosztów).
I na tym zgodność się kończy. Związkowcy chcą bowiem wpisać jeszcze do Kodeksu pracy minimalną stawkę ryczałtu, którą pracodawca będzie zobowiązany pracownikowi zapłacić.
Propozycja jest taka, by było to 50 proc. najniższego wynagrodzenia godzinowego przemnożone przez każdy dzień pracy. Jak łatwo policzyć, najniższa krajowa to 18,30 zł brutto za godzinę, połowa tej stawki to 9,15 zł przemnożone przez 20 dni roboczych w miesiącu daje ponad 180 zł miesięcznie.
Na tym nie koniec. Jak podkreśla rzecznik prasowy NSZZ "Solidarność" Marek Lewandowski, obowiązkiem pracodawcy jest również wyposażenie pracownika w bezpieczne i ergonomiczne stanowisko pracy. Stąd "Solidarność" skierowała pytanie do resortu rozwoju, pracy i technologii, jak zamierza tę kwestię w przyszłej ustawie rozwiązać?
Jak informują związkowcy, w grę wchodzi zarówno świadczenie w naturze (czyli zakup sprzętu i ergonomicznych mebli), jak i zwrot kosztów takich zakupów.
"Solidarność" będzie również walczyła o wynagrodzenia za nadgodziny na pracy zdalnej i możliwość wyłączenia się pracownika po godzinach pracy bez ponoszenia przez niego żadnych konsekwencji. Takie prawo obowiązuje już m.in. we Francji, Belgii czy Irlandii.
Bezrobocie w marcu. Nadal ponad milion bezrobotnych
Pracodawcy: zapłacimy, ale nie wszystkim
Mimo że nowe przepisy dotyczące pracy zdalnej mają w Polsce zacząć obowiązywać dopiero trzy miesiące po odwołaniu stanu pandemii, pracodawcy już zapowiadają, że nie będą płacić ryczałtu wszystkim.
Konfederacja Lewiatan postuluje, by pieniądze były przelewane na konta tylko tych pracowników, których pracodawca skieruje na home office, a nie wszystkim, którzy będą chcieli w ten sposób pracować. Czy ten pomysł przejdzie?
Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii dyplomatycznie informuje, że na razie przygląda się negocjacjom prowadzonym w Radzie Dialogu Społecznego. 7 kwietnia podczas Rady Dialogu Społecznego dyskutowano o ekwiwalencie i ryczałcie – bezowocnie. A w poniedziałek, 12 kwietnia, mają się toczyć rozmowy na temat materiałów i narzędzi wykorzystywanych do pracy zdalnej.
Urzędnicy zapewniają, że przyszła ustawa o pracy zdalnej będzie uwzględniała wyważone interesy obu stron, ale jednocześnie przychylają się do próśb pracodawców, by kwestie związane z wysokością ryczałtów i innych świadczeń dla pracowników były uzgadniane wewnątrz firm.