274 mln zł mógł już pochłonąć program szycia maseczek w ramach walki z koronawirusem - wynika z szacunków dziennikarza "Superwizjera" TVN24. Tymczasem efekty rządowej inicjatywy są niezwykle skromne i budzą duże kontrowersje.
Gigantyczne marnotrawstwo przy rządowym programie szycia maseczek. Setki milionów złotych w błoto? (KPRM/Flick, Adam Guz)
Po wybuchu pandemii koronawirusa w 2020 roku rząd uruchomił program "Polskie Szwalnie". W jego ramach z pomocą państwa w polskich zakładach miały powstawać maseczki ochronne, których na początku pandemii bardzo brakowało.
Jak szacuje dziennikarz "Superwizjera" Michał Fuja, koszt tego programu może dziś sięgać już 274 mln zł. Pozostają jedynie szacunki, ponieważ choć program jest rządowy, to Agencja Rozwoju Przemysłu, biorąca udział w projekcie, robi wokół pieniędzy wielką tajemnicę. Na pytania dziennikarza odpowiada wymijająco lub nie odpowiada wcale.
Tymczasem zarzuty wobec programu "Polskie Szwalnie", postawione w "Superwizjerze", są poważne. Po pierwsze, rząd postanowił zbudować fabrykę maseczek w Stalowej Woli. Choć fabryka powstała, to nic nie wyprodukowała. Za to kosztowała gigantyczne pieniądze.
Zobacz także: Kolejne lockdowny mało prawdopodobne. Prezes PFR kreśli plan na przyszłość
Według Michała Fuji łączne koszty postawienia inwestycji sięgają 90 mln zł. Z tego 50 mln zł poszło na materiał, z którego miały powstać maseczki. Kupiony w Chinach produkt, choć nosi nazwę materiału medycznego, nie nadaje się do produkcji maseczek medycznych, a więc tych najlepiej chroniących przed transmisją wirusa. Sam materiał zdążył się w dużej części przeterminować, leżąc w magazynie fabryki w Stalowej Woli.
Maseczki wysokiej jakości?
Zanim do tego doszło, część - jak ustalił reporter "Superwizjera" - trafiła jednak do polskich szwalni i firm, które zgłosiły się do współpracy w ramach programu. Za ich wyprodukowanie rząd miał zapłacić 84 mln zł. Ich skuteczność - z powodu użytego materiału - pozostaje jednak pod dużym znakiem zapytania.
Duże kontrowersje budzi także trzeci element programu "Polskie Szwalnie", czyli kontrakty z zewnętrznymi firmami. W ramach tego działa rząd miał przekazać aż 100 mln zł dwóm firmom: Ptak Medical i TW Plast. O tej pierwszej pisał już wcześniej portal NaTemat. Według jego ustaleń Ptak Medical kupował część maseczek w Azji, a potem, w magazynie pod Warszawą, przepakowywał i oznaczał jako produkt polski.
Jak dostać rządowy kontrakt
W "Superwizjerze" pojawiają się zastrzeżenia również do drugiej firmy, czyli TW Plast: powstała ona zaledwie pół roku przed pandemią i wcześniej zajmowała się produkcją folii. Z wytwarzaniem maseczek nie miała nic wspólnego. Za to - według autora tego śledztwa dziennikarskiego - prezes firmy Sławomir W. miał dużo wspólnego ze światem polityki i służb.
Czytaj też: Rządowy projekt Polskie Szwalnie to niewypał. Pochłonął 258 mln zł, a firmy toną w długach
Już wcześniej jego byli współpracownicy, jeszcze w czasach, gdy W. zajmował się tylko produkcją folii, złożyli zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Ich zdaniem W. miał wyłudzać VAT i sprowadzać chińskie reklamówki, które w Polsce przepakowywał i sprzedawał jako produkt polski.
Zawiadomienie trafiło do CBŚP i prokuratury w Warszawie, ale szybko zostało zrzucone na niższy szczebel: do prokuratury pod Warszawą i na zwykłą komendę policji. W sprawie W. nic się nie zadziało. Zawiadomienie jego byłych współpracowników nie stanowiło też przeszkód, by państwo dało mu kontrakt na produkcję maseczek.
Według źródła "Superwizjera" Ptak Medical i TW Plast dostały kontrakty bez konkursu. Nazwy tych firm przyszły "w teczce".