Artykuł jest aktualizowany
W sobotę rozpoczął się protest pracowników ochrony zdrowia. Uczestnicy dotarli już do ostatniego punktu na trasie swojego przemarszu, czyli przed Kancelarię Premiera. Pod gmachem powstało już "białe miasteczko", choć stoi ono nieco dalej, niż pierwotnie zakładali organizatorzy.
Białe miasteczko 2.0 założone
- Dzisiaj w miejscu, w którym pierwotnie planowaliśmy, że będziemy rozstawiać nasze namioty, stoją barierki i policja. Jednak nie zrażamy się, ponieważ nasze zgromadzenie jest zgłoszone na pasie zieleni. Tutaj stoją już ratownicy ze swoim namiotem, stoi już AgroUnia ze swoim namiotem. Ci z was, którzy chcą zostać z nami, po prostu zostają tu, pod płotem przy Łazienkach. Będziemy tutaj jeszcze długo siedzieć i rozmawiać. Zostajemy tutaj tak długo, aż zrealizujemy nasze postulaty - zapowiedział Piotr Pisula z Porozumienia Rezydentów. I dodał, że zgromadzenie pod nazwą Białe Miasteczko 2.0 uważa za otwarte.
W "białym miasteczku" zostanie część uczestników protestu. Część pracowników ochrony zdrowia wraca do swoich miast, by pomagać chorym. Na godzinę 21 została zaplanowana konferencja prasowa. Ciąg dalszy akcji jest też zapowiedziany na niedzielę. Ma to być dzień pielęgniarstwa i położnictwa. O godzinie 10 przewidziana jest konferencja prasowa.
Na 10.30 zaplanowano natomiast spotkanie z Krystyną Ptok, przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, oraz z Mariolą Łozińską, wiceprezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych.
"Nie ma czasu na kartonowe reformy"
W sobotę podczas protestu prezes Naczelnej Izby Lekarskiej Artur Drobniak mówił przed siedzibą premiera: – Rządzie, płać za leczenie, a nie poprzedzenie. Rząd za leczenie Polaków płaci prawie tyle samo od dziesięciu lat.
Z kolei przewodnicząca Forum Związków Zawodowych Dorota Gardias przekonywała, że "nie ma już czasu na pobieżne kartonowe reformy, nie ma już czasu na polityczne przepychanki, na PR-owe zagrywki, liczy się każda sekunda".
- Panie premierze, zrobił pan wszystko, a może i więcej, żeby doprowadzić medyków do granicy wytrzymałości - mówiła Gardias, kierując te słowa pod adresem Mateusza Morawieckiego. Na Twitterze Komitet Protestacyjno-Strajkowy Ochrony Zdrowia szacuje, że w proteście bierze udział 30-40 tys. osób.
W proteście biorą też udział przedstawiciele AgroUnii. Jej lider, Michał Kołodziejczak, zapowiedział, że również jego organizacja postawi namiot obok "białego miasteczka".
- Panie ministrze, powiedział pan, że spełnienie postulatów jest nierealne. A ja się spytam dlaczego? Kto powiedział, że one są nierealne? Czy my domagamy się, żeby słońce w nocy świeciło? - pytał Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Protest medyków przed Sejmem
Wcześniej pod budynkiem Sejmu wiceprezes Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych Matylda Klodkowska mówiła, że pierwszy raz upominają się o swoje ramię w ramię: diagnosta, pielęgniarka, lekarz, ratownik i zawody niemedyczne. - Jesteśmy tu razem, jesteśmy tu wszyscy i to jest wielki sukces Ministerstwa Zdrowia - komentowała.
Były podstawy, by sądzić, że z dojściem pod KPRM może być problem. Jak pokazywała na zdjęciach reporterka WP Marta Gostkiewicz policja zagrodziła Aleje Ujazdowskie, aby medycy nie mogli dojść do Kancelarii Premiera.
Filmik z zablokowanej drogi opublikował też kanał Obywateli RP na Twitterze. - Teren jest wyłączony z ruchu - mówią na nagraniach policjanci. Według części z nich decyzję o postawieniu ogrodzenia miała wydać Służba Ochrony Państwa.
Protestujący medycy nie kryją emocji. - Tu się nie da ani leczyć, ani żyć - krzyczą niektórzy z nich. I domagają się pilnego spotkania z premierem. Ten na razie nie odpowiedział na zaproszenie.
"Nie chcemy stąd uciekać", "krótko żyjemy, bo ciężko pracujemy", "publiczna ochrona zdrowia kona" "położna w Polsce ma przeciętnie 51 lat" - między innymi takie transparenty przynieśli protestujący - lekarze, lekarki, ale i pielęgniarki, położne czy ratownicy medyczni. Są nawet rolnicy, bo w proteście biorą udział także przedstawiciele AgroUnii. Niektórzy medycy przywieźli też sztuczne kościotrupy na wózkach inwalidzkich. Niektóre "wiozły" nekrologi z napisami: "miałem COVID-19, nie doczekałem się rehabilitacji".
Użytkownicy mediów społecznościowych donoszą, że protestujący medycy dostają ulotki od firm, które oferują zatrudnienie w Niemczech. Wynagrodzenie podstawowe dla pielęgniarki może wynieść nawet 3,5 tys. euro - a zatem niemal 16 tys. zł.
To pierwszy tak duży protest, który skupił całe środowisko medyczne - zarówno lekarzy, jak i pielęgniarki czy ratowników medycznych. - Nie damy się podzielić - podkreślają protestujący.
Organizatorzy poinformowali, że policja przestrzega przed "ewentualnym zagrożeniem terrorystycznym". Związkowcy więc proszą protestujących o "nieużywanie środków pirotechnicznych".
Napięte stosunki między medykami i rządem to nie nowość, jednak po trudnym dla ochrony zdrowia okresie kolejnych fal epidemii sytuacja zaczęła eskalować. Medycy chcieli w czwartek spotkać się z premierem, by omówić swoje postulaty. Premiera jednak nie było, a z ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim nie udało im się porozumieć. Spotkanie zakończyło się po zaledwie 20 minutach.
Związkowcy uznali więc, że czas na radykalne kroki: wielki protest na ulicach Warszawy. Rozpoczął się na placu Krasińskich, potem manifestanci przeszli przed budynek Ministerstwa Zdrowia, Pałac Prezydencki i gmach Sejmu. Protest miał zakończyć się pod Kancelarią Premiera. To naprzeciwko tego budynku planowano postawić "białe miasteczko".
Wiele wskazuje więc na to, że protest szybko się nie skończy. Podobnie protestowali pracownicy ochrony zdrowia w 2007 r. Wtedy namioty stały pod siedzibą premiera przez niemal miesiąc.
Czego oczekują medycy?
Lista żądań krótka nie jest - jednym z kluczowych postulatów są zmiany w wynagradzaniu medyków. Pracownicy ochrony zdrowia chcą także zatrudnienia dodatkowego personelu, w tym tego administracyjnego, oraz wprowadzenia urlopów zdrowotnych po 15 latach pracy.
Ministerstwo Zdrowia pokazało wyliczenia, ile realizacja tych obietnic kosztowałaby budżet. Spełnienie żądań w tym roku miałoby pochłonęłoby 26,05 mld zł, a w przyszłym - nawet 104,7 mld zł.
Czy służba zdrowia może w Polsce stanąć?
Od dłuższego czasu protestują ratownicy medyczni, np. w Gorzowie Wielkopolskim wszyscy pracownicy kontraktowi złożyli wypowiedzenia. W całym kraju bez obsady może być nawet ponad 20 proc. karetek.
Wielu medyków ostrzega, że może to być przedsmak wielkich protestów całej ochrony zdrowia, jeśli do porozumienia nie dojdzie także i tym razem.
Minister zdrowia Adam Niedzielski zaprosił przedstawicieli związkowców na rozmowy, ale dopiero na wtorek. - Mam nadzieję, że zechcą państwo podjąć merytoryczną dyskusję - takimi słowami się do nich zwrócił.
Dotychczas jednak medycy nie szczędzili Niedzielskiemu krytyki. Mówili na przykład, że nie słyszeli od ministra "żadnych konkretnych propozycji" na rozwiązanie problemów służby zdrowia.