W projekcie tarczy antykryzysowej znalazły się przepisy nakładające obowiązek informowania ZUS o wszystkich umowach o dzieło. Do tej pory firmy nikogo nie musiały powiadamiać o liczbie zawieranych umów. "Czy to początek końca śmieciówek?" – zastanawia się "Dziennik Gazeta Prawna".
"Solidarność" przekonuje, że firmy, które chcą otrzymać wsparcie od rządu, muszą szczerze poinformować, ile umów o dzieło tak naprawdę zawarły i ilu wykonawcom nie są w stanie wypłacić wynagrodzenia. W przeciwnym razie przy wypłacie postojowego mogą się pojawić nadużycia. Krytyczny jest natomiast Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. "Wydaje się, że jest to całkowicie niezwiązane z celem pakietu" – przekonuje.
W czwartkowej rozmowie w "Sygnałach Dnia" minister pracy Marlena Maląg przekonywała, że obowiązek rejestracji umów o dzieło to żaden zamach na prawa przedsiębiorców.
- W pakiecie tarczy przewidujemy wypłatę świadczenia dla umów o dzieło, które to do tej pory nie były rejestrowane. Dlatego, by otrzymać świadczenie, konieczne jest złożenie tej informacji - powiedziała krótko minister.
Według danych GUS z 2018 r. osób na umowach o dzieło, ale także zleceniach, dla których było to jedyne źródło utrzymania, było 1,3 mln. Przepisy nakazujące rejestracje wszystkich umów o dzieło od pewnego czasu leżały w szufladach ministerstwa. ZUS bardzo chciałby mieć pełną wiedze o umowach, by kontrolować, czy nie dochodzi do nadużyć. Przedsiębiorcy z kolei boją się wszechwiedzącego ZUS-u, więc obawiają się, że pod płaszczykiem konieczności sprawniejszego dopłacania do wynagrodzeń, organ ubezpieczeniowy już na zawsze dostanie pożądane prawa. - czytamy w "DGP".
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl