Pani Joanna mieszka pod Warszawą. Jej synek uczęszczał do prywatnego dwujęzycznego przedszkola, za które płaciła co miesiąc 1100 zł.
14 marca ubiegłego roku przedszkole, jak wszystkie inne placówki w kraju, zostało zamknięte z powodu lockdownu. Otworzono je ponownie dopiero 18 maja 2020 r., czyli po ponad dwóch miesiącach.
Zajęć brak, nawet on-line
Jak twierdzi pani Joanna, kiedy przedszkole było zamknięte, nie były świadczone w nim praktycznie żadne usługi. W umowie, poza opieką nad dziećmi, był jeszcze m.in. basen i nauka j. angielskiego. - Właściciel odmówił rodzicom możliwości nauki zdalnej z dziećmi, co było absurdem w momencie, kiedy cały świat już jest skomputeryzowany - komentuje pani Joanna.
Kobieta przestała płacić pełne opłaty. Jak twierdzi, właściciel przedszkola nie rozliczył się z rodzicami za marzec, kiedy przedszkole było czynne tylko dwa tygodnie.
W kwietniu i maju wpłacała 30 proc. należnej opłaty, by jak twierdzi, nie zostawić przedsiębiorcy na przysłowiowym lodzie.
Wypisała dziecko, ale umowa i tak trwała
18 maja 2020 r. przedszkole otworzono co prawda, jednak część rodziców nie zdecydowała się już na posłanie do niego dzieci. Według pani Joanny placówka nie spełniała wymogów sanitarnych – m.in. wszystkie podłogi były oklejone wykładzinami.
- W czerwcu, z powodu przedłużającej się pandemii, złożyłam wypowiedzenie umowy w trybie natychmiastowym, ale nie zostało ono przyjęte przez właściciela – opowiada pani Joanna. Umowa przewidywała miesięczny okres wypowiedzenia.
Upłynął prawie rok od wypowiedzenia umowy i w skrzynce na listy pani Joanna znalazła list. Nadawcą był e-sąd w Lublinie. W kopercie był nakaz zapłaty na kwotę 2245 zł, z czego 650 zł to opłaty sądowe.
- I tak oto właściciel przedszkola urządził sobie wakacje kosztem mojego portfela - spuentowała pani Joanna. Jak informuje, zamierza wnieść sprzeciw do nakazu, jednak nie wie, czy gra jest warta świeczki i czy ma szansę wygrać z przedsiębiorczym właścicielem placówki?
Rząd: zasiłek opiekuńczy wydłużony do 9 maja
Upubliczniła swój przypadek, bo wie, że w podobnej sytuacji może być wielu rodziców w Polsce. Potwierdzają to również prawnicy, z którymi skontaktował się money.pl.
Warto walczyć o swoje
Adwokat Paulina Sułkowska z Kancelarii Brysiewicz, Bokina, Sakławski i Wspólnicy przyznaje, że takich spraw, jak pani Joanny, jest teraz wysyp i budzą one duże kontrowersje.
Zaczyna od tego, że nakaz zapłaty nie stawia rodziców na straconej pozycji, gdzie nic nie da się już zrobić.
- Sąd wydał nakaz zapłaty na podstawie obowiązujących przepisów prawa, tj. art. 471 Kodeksu cywilnego, który stanowi o odpowiedzialności dłużnika za niewykonanie lub nienależyte wykonanie zobowiązań umownych – tłumaczy adwokatka.
Jak podkreśla, jest to zasada generalna i sąd rozstrzyga sprawę na podstawie dokumentów, które zostały załączone do akt postępowania – w szczególności umowy o świadczenie usług opieki nad dzieckiem.
Sąd zna zatem jedynie punkt widzenia jednej strony zaprezentowany w pozwie. W tym przypadku jest to punkt widzenia właściciela przedszkola.
Mógł on pominąć w pozwie część niewygodnych dla siebie wydarzeń, np. wypowiedzenie umowy złożone przez rodziców. Warto więc walczyć i złożyć sprzeciw do takiego nakazu zapłaty.
Druga bardzo ważna kwestia dotyczy samej umowy. Umowę z przedszkolem można wypowiedzieć w każdym czasie i nie grożą za to żadne kary. To nie jest najem okazjonalny, ale typowa umowa zlecenia.
I tak, jak w przypadku wypowiedzenia każdego zlecenia, rodzice powinni zwrócić właścicielowi przedszkola wydatki, które ten poczynił w celu należytego wykonania zlecenia.
Jeżeli natomiast wypowiedzenie nastąpiło bez ważnego powodu, rodzice powinni naprawić szkodę.
Jakie to są te ważne powody wypowiedzenia, uzasadniające wypowiedzenie zlecenia bez jakichkolwiek konsekwencji finansowych?
- To okoliczności niezależne od żadnej ze stron, zatem taką okolicznością może być również pandemia koronawirusa. Jest to bowiem nadzwyczajna sytuacja, niezależna od stron i nie ma w niej winy rodziców ani placówki – podaje przykład adw. Sułkowska.
Jednakże, jak zaznacza, rozstrzygnięcie tej kwestii nie jest jednoznaczne i ostatecznie – należy do sądu orzekającego w ewentualnym postępowaniu sądowym.
Najpierw negocjacje
Jak doradcza adw. Sułkowska, w pierwszej kolejności warto spróbować polubownie rozwiązać spór i wypracować rozwiązanie, uwzględniające potrzeby rodziców, jak i placówki.
Takie stanowisko przyjął UOKiK, wskazując, że zainteresowani powinni "porozumieć się, jak rozliczyć koszty czesnego za okres, w którym dzieci nie chodziły do placówek."
Mówiąc wprost, UOKiK uważa, że należy wyważyć interesy obu stron. Z jednej strony opiekę nad dziećmi w czasie lockdownu sprawowali rodzice, z drugiej strony placówka musiała być też utrzymywana, by dzieci mogły do niej wrócić.
"Negocjacje należałoby zacząć od analizy umowy, aby sprawdzić, co wchodzi w skład czesnego. Punktem wyjścia może być również przedstawienie przez właściciela placówki rzeczywistych kosztów, jakie poniósł mimo nieobecności w niej dzieci, a których poniesienie skutkowałoby dla niego rażącą stratą" – czytamy w komentarzu UOKiK.
Jeśli nie ma szans na kompromis, rodzice powinni wnieść do sądu sprzeciw do nakazu zapłaty. W innym przypadku nakaz taki stanie się prawomocny i przedsiębiorca będzie mógł wyegzekwować należność przy pomocy komornika.
Jak podkreśla ekspertka, ryzyko prowadzenia działalności gospodarczej zawsze spoczywa na przedsiębiorcy. Nie powinien on obciążać rodziców zlecających mu usługi opieki nad dzieckiem.
- Nie jest bowiem zasadnym pobieranie czesnego w pełnej wysokości za czas, kiedy dziecko w ogóle nie przebywało w placówce – podkreśla nasza rozmówczyni i dodaje, że podobnie niezasadna byłaby tylko symboliczna obniżka czesnego.
Usprawiedliwiona z kolei byłaby sytuacja, w której rodzice mogliby pokryć uzasadnione koszty, jakie poniosła placówka, które były niezbędne do zapewnienia ciągłości jej funkcjonowania w trakcie lockdownu. Do takich zaliczyć można, chociażby opłaty za media czy wynagrodzenia pracowników. Nie ma jednak podstaw do pobierania opłat za wyżywienie dziecka czy za zajęcia dodatkowe.
Jak podkreśla adwokatka, do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia sprawy, rodzice nie mają żadnego obowiązku zapłaty. Jednak w przypadku przegranej sprawy przez rodziców, sąd zasądzi od nich na rzecz przedszkola odsetki ustawowe za opóźnienie od tej kwoty i koszty procesu.