Przemówienie Putina początkowo miało się pojawić w rosyjskiej telewizji we wtorek wieczorem, ale później – z niewiadomych powodów – zdecydowano się na jego emisję w środę rano.
Putin ogłosił m.in. mobilizację do wojska, która jeszcze tydzień temu – jak stwierdził rzecznik Kremla Dmitryj Pieskow – "nie leżała na stole". Teraz ma to być decyzja podjęta w celu "obrony ojczyzny" i "zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom" zarówno w Rosji, jak i na terenach, które Kreml nazywa "wyzwolonymi".
Białoruska niezależna telewizja Nexta pokazała na Twitterze, jak tuż po słowach Putina o "częściowej mobilizacji" poleciały kursy największych rosyjskich spółek. Wszystkie główne spółki traciły tuż po otwarciu moskiewskiej giełdy 5-10 proc. swojej wartości.
Putin ogłasza częściową mobilizację
We wtorek władze regionów Ukrainy zajętych przez Rosjan zapowiedziały "własną" decyzję o przeprowadzeniu referendów w sprawie przyłączenia do Rosji. Referenda mają się rozpocząć już w najbliższy piątek z pogwałceniem jakichkolwiek międzynarodowych standardów, włączając w to możliwość zdalnego głosowania z terytorium Rosji.
Putin oświadczył, że dzięki aneksji (inny wynik referendów nie jest brany pod uwagę) członkowie tamtejszych formacji zbrojnych zostaną zrównani w prawach z rosyjskimi wojskowymi, a tamtejsza ludność nie zostanie pozostawiona "na pastwę katów".
Krytycy zauważają, że bardziej prawdopodobnym powodem pośpiechu w uznaniu tych terenów za część Rosji jest fakt, że wysłani na front żołnierze nie będą mogli wtedy odmówić. Rosyjskie prawo zabrania wysłania żołnierza za granicę bez pisemnej zgody z jego strony, a Rosjanie mieli ostatnio doświadczać poważnych problemów z uzupełnianiem frontowych jednostek.
Chociaż oficjalnie nie przyznano się do żadnego rodzaju porażek, to Rosjanie bez wątpienia potrzebują żołnierzy, którzy zastąpią tych, których stracili na froncie. Minister Szojgu podał w środę, że zginęło ich 6 tys. Ta liczba – zdaniem niezależnych obserwatorów – jest niewiarygodna, tym bardziej że padła tuż po tym, jak Rosja ogłosiła potrzebę mobilizacji rezerwistów. Rzeczywiste straty po stronie rosyjskiej są prawdopodobnie około dziesięć razy wyższe.
Od inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego z tygodnia na tydzień coraz częściej słyszy się o porażkach rosyjskich wojsk, a pod ciężarem sankcji ugina się także rosyjska gospodarka.
W takim to momencie, gdy eksperci wojskowi mówią o tym, że szala zwycięstwa przechyliła się na ukraińską stronę, Rosja stwierdza, że przyłączy do siebie terytoria Ukrainy, a atak na nie będzie traktować jako atak na Rosję, co "będzie grozić poważną eskalacją".
Atak jądrowy? Podobne groźby padały już wielokrotnie
Komentatorzy zauważają jednak, że podobne kategoryczne zapewnienia słyszeliśmy już w lutym, gdy Putin stwierdził, że ktokolwiek pomoże Ukrainie, musi się liczyć ze zdecydowaną odpowiedzią Rosji.
Zaledwie parę dni później wprowadzono pierwszy pakiet sankcji, a od tego czasu Ukraina mogła liczyć na pomoc wielu państw, także wysyłki sprzętu wojskowego na masową skalę, w tym m.in. przekazanie im budzących postrach w rosyjskich szeregach amerykańskich systemy rakietowe HIMARS. Ukraina atakowała już też w trakcie prowadzenia działań obronnych cele wojskowe na anektowanym przez Rosję w 2014 r. Krymie, a także w samej Rosji.
Eksperci z Ośrodka Studiów Wschodnich w swoim komentarzu zauważają, że wypowiadane przez Putina kolejny raz ogólnikowe groźby użycia broni jądrowej są sprzeczne z samą rosyjską doktryną wojskową, która przewiduje taką możliwość tylko "w odpowiedzi na użycie przeciwko Federacji Rosyjskiej i (lub) jej sojusznikom broni jądrowej i innych rodzajów broni masowego rażenia, a także w przypadku agresji przeciwko Federacji Rosyjskiej z użyciem broni konwencjonalnej, gdy samo istnienie państwa będzie zagrożone".
Eksperci: aneksja terytorium to bez wątpienia eskalacja
Jeśli chodzi o aneksje terytoriów, bardzo szybko pomysł ten potępili przywódcy państw zachodnich. Wszyscy zgodnie twierdzą, że nie będzie to miało konsekwencji geopolitycznych, więc status tych terenów będzie po prostu taki sam jak Krymu. Z tą różnicą, że są one w obecnej sytuacji na froncie zdecydowanie łatwiejszym celem dla ukraińskich rakiet niż Krym.
OSW ocenia jednak całe przemówienie jako bez wątpienia eskalację.
Putin postanowił zagrać va banque, licząc, że odstraszy to Kijów, a zwłaszcza Zachód od prób rozstrzygnięcia konfliktu na swoją korzyść i doprowadzi co najmniej do zamrożenia wojny na warunkach Rosji – czytamy w analizie Marka Menkiszaka, wykładowcy w Studium Europy Wschodniej UW i eksperta OSW.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Eksperci podkreślają też, że same władze marionetkowych republik ogłaszały przełożenie pomysłów o referendach na później z powodu głośnych problemów na froncie, w szczególności ostatniej, błyskawicznej ukraińskiej kontrofensywy. Część terenów, na których ma się odbyć referendum, jest w ogóle obecnie kontrolowana przez Ukraińców. Cel organizowania referendów jest więc – zdaniem OSW – głównie polityczny i ma ułatwić ogłoszenie jakiegoś rodzaju sukcesu w przyszłości.
Rosyjska gospodarka jeszcze bardziej obciążona, a już niebawem spodziewane są kolejne sankcje
Decyzja o ogłoszeniu mobilizacji kończy okres, gdy Rosja udawała, że w Ukrainie trwa "specjalna operacja wojskowa". Wprowadza się nieoficjalnie stan wojenny, a gospodarka wchodzi w tryb wojenny.
Obwieszczenie mobilizacji i zmian w kodeksie karnym potwierdza, że Kreml wprowadza Rosję w stan nieogłoszonego stanu wojennego (we wtorek Duma Państwowa zagłosowała za dużymi zmianami w kodeksie karnym, w którym pojawiła się m.in. kara do trzech lat pozbawienia wolności za odmowę udziału w działaniach wojennych – przyp. red.) – piszą w analizie Piotr Żochowski i Andrzej Wilk, eksperci OSW.
W połączeniu z formalną aneksją kolejnych regionów Ukrainy Rosja będzie mogła zgodnie z prawem zmusić do udziału w walkach żołnierzy poborowych i powołanych do służby rezerwistów. Równocześnie dla dezerterów zaostrza się kary.
Rosja ma zmobilizować od 60 do 200 tysięcy rezerwistów, choć eksperci wojskowi wątpią, żeby w ogóle było możliwe zwerbowanie części tej liczby.
Jednocześnie, jak podkreślają eksperci z OSW , "eskalacja działań militarnych spowoduje istotne zwiększenie obciążenia rosyjskiej gospodarki wydatkami i produkcją na cele wojenne oraz poważnymi i rosnącymi konsekwencjami zachodnich sankcji, które niewątpliwie ulegną zaostrzeniu po aneksji okupowanych terytoriów ukraińskich".
Konsekwencje dotkną potencjalnie szerszych grup społecznych i wzrośnie obawa Rosjan przed eskalacją również w konfrontacji z Zachodem - komentuje Ośrodek Studiów Wschodnich
Dodatkowo pogłębi się efekt drenażu kadr. "O ile nie należy oczekiwać protestów społecznych, którym – na razie – zapobiega strach przed represjami, o tyle wysoce prawdopodobne jest nasilenie się emigracji z Rosji, zwłaszcza przedstawicieli tzw. klasy średniej, osób młodych (którym grozi potencjalnie pobór do wojska), ludzi wolnych zawodów, mieszkańców dużych miast" – czytamy w komentarzu OSW.
W środę zaraz po ogłoszeniu mobilizacji miały zostać wyprzedane bilety lotnicze do Turcji, Armenii, Gruzji czy Kazachstanu, choć nie jest jasne, czy Rosja nie zamknie granic, by uniemożliwić masowe ucieczki rezerwistów.
Ogólnie efekt może być więc odwrotny od zamierzonego: zachęcić Rosjan do oporu i zwiększy determinację Ukraińców oraz pomagających ich sojuszników.
Przedstawiciele Unii Europejskiej i USA podkreślali już wielokrotnie, że dalsza eskalacja konfliktu przez Rosję spotka się z odpowiedzią w postaci zaostrzenia sankcji i takich działań możemy się spodziewać w niedalekiej przyszłości.
Mateusz Lubiński, dziennikarz money.pl