Zamknięcie stoków narciarskich, hoteli i restauracji wywołało głośny krzyk rozpaczy właścicieli resortów i stacji narciarskich. Na tyle głośny, że specjalnie dla nich pomoc obiecał premier Morawiecki.
W ich cieniu jednak o przetrwanie walczą ci, którzy bezpośrednio z turystyką zimową się nie kojarzą, ale przez obostrzenia sanitarne i brak turystów cierpią równie mocno.
To właściciele zamków i pałaców. Już pierwsze obostrzenia były dla nich problemem. Te wprowadzone po świętach dla wielu mogą okazać się gwoździem do trumny, a dla znajdujących się pod ich opieką zabytków - katastrofą.
- Ograniczenia spowodowane epidemią były dla naszej działalności w Zamku Roztoka o tyle zabójcze, że pojawiły się właśnie na samym starcie naszej przygody z turystyką historyczną - mówi nam Małgorzata Śnieżek, która wraz z mężem Arkadiuszem jest właścicielką dwóch zamków - tego w Roztoce na Dolnym Śląsku oraz w Rajkowie niedaleko Polic w województwie zachodniopomorskim.
Roztokę kupili w 2017 roku, ale bramy skrupulatnie przywracanego do życia zamku dla turystów otworzyli dopiero na początku lipca. Zyski z oprowadzania po rezydencji Hochbergów, na terenie której - według rewelacji dziennika "Daily Mail" - miało zostać ukryte przez nazistów 28 ton złota, miały pomóc pokryć bieżące wydatki związane z utrzymaniem zamku.
Z kolei zarobki z branży weselnej, którą na Pomorzu zajmują się państwo Śnieżkowie, miały w całości iść na rewitalizację obiektu. Pandemia koronawirusa okazała się ciosem. Lockdown, a po nim kolejne restrykcje uderzyły zarówno w biznesy hotelarskie, gastronomiczne, jak i turystykę przedsiębiorczego małżeństwa.
Studnia bez dna
Koszty utrzymania 12 ha parku i 5000 m2 zabytkowej przestrzeni są oczywiście ogromne - przyznają właściciele.
Jak podkreślają, podstawą jest zabezpieczenie obiektu – monitoring 24h/dobę, grupa interwencyjna. Zamek bowiem kusi potencjalnych poszukiwaczy skarbów. A to wszystko kosztuje.
- Do tego dochodzą tak prozaiczne sprawy, jak utrzymanie zieleni – to w sumie koszty około 10 tys. zł miesięcznie - wylicza Małgorzata Śnieżek.
Tymczasem pandemia sprawiła, że zamek na siebie nie zarabia. Choć ma ku temu potencjał. - Pierwsze miesiące działalności przerosły nasze oczekiwania – zainteresowanie turystów było ogromne - zaznacza właścicielka zamku.
Jak przekonuje, to dowodzi, że jest w Polsce rosnące zapotrzebowanie na turystykę historyczną, poznawanie dziejów regionu, odkrywanie sekretów pałaców, które przez kilkadziesiąt lat stały zamknięte.
- Przychody z tej działalności nie tylko pokryły bieżące koszty, ale także pozwalały inwestować w rewitalizację obiektu. Koncerty, spotkanie autorskie, wystawy sztuki – to były plany na jesień - wspomina.
"Zamek przetrwał wojny, a może nie przetrwać pandemii"
Wraz z drugą falą pandemii i kolejnymi rządowymi obostrzeniami sytuacja bardzo się skomplikowała. - Pierwszą porażką było zmuszenie nas do odwołania nocnego zwiedzania, które miało rozpocząć się 31 października - zaznacza nasza rozmówczyni.
Miał być nocny obchód zamku z latarniami, koncert i wystawa plastyczna. Zamek miał szansę zarobić. Ale zwiedzanie Zamku Roztoka z przyczyn logistycznych odbywa się z przewodnikiem, a to już grupa. Zgodnie z rządowym rozporządzeniem, zgromadzenia powyżej 5 osób zostały odwołane.
Pozostała jedynie możliwość zwiedzania indywidualnego. Kłopot w tym, że wraz z kolejnymi obostrzeniami, komunikatami rządu i apelami turystyka praktycznie zamarła.
- Nowe ograniczenia, ale także strach i brak zrozumienia nowych, niejasnych przepisów odebrały nam i tę ostatnią szansę na przetrwanie zimy. Teraz licznik tyka już tylko w jedną stronę – koszty utrzymania pozostają bowiem w okresie pandemii niezmienne, natomiast przychody są teraz zerowe - zaznacza Małgorzata Śnieżek.
Każdego miesiąca właściciele będą tylko dokładać do utrzymania zamku, co przełoży się na totalny brak możliwości prowadzenia prac rewitalizacyjnych. - A jak długo tak damy radę? Przecież i branża weselna ucierpiała, więc nagle podcięto nam skrzydła na dwóch różnych rynkach - zauważa właścicielka zamku.
Na tarczę się nie łapią. - Nie otrzymaliśmy jak dotąd żadnej pomocy rządowej, nie łapiemy się w żadnych kryteriach. Mimo to piszemy wnioski do ministra, do marszałka, do naszej gminy. My przetrwamy, chcemy tylko wsparcia na utrzymanie i kosztowane prace w tym zabytku. Bo zamek przetrwał wojny, a może nie przetrwać pandemii - mówi Śnieżek.
Jak to zwykle bywa z zabytkami, tu prace trzeba prowadzić cały czas. W przeciwnym wypadku stan techniczny budynku będzie się pogarszał. - Jak katastrofalne w skutkach jest nicnierobienie, pokazuje sąsiadujący z nami budynek dawnej zamkowej stajni. Własność Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Brak jakichkolwiek działań zabezpieczających. Brak ochrony. Efekt? Potężny dach zawalił się w tym roku na naszych oczach. Tego budynku już nikt nie uratuje - przyznaje ze smutkiem właścicielka Roztoki.
Zamek wciąż się broni
Mimo trudnej sytuacji, właściciele zamku wciąż starają się myśleć optymistycznie. - Mimo tych czarnych scenariuszy i ciągłego strachu o przyszłość nie siedzimy z założonymi rękami - mówią.
Jak dodają, okres przymusowego zamknięcia traktują jako czas na wzmożoną pracę. – Inwestujemy, ile jeszcze możemy, piszemy wnioski, no i planujemy wiosnę. W zamku ma zostać otwarta kawiarnia. Mamy nadzieję, że będzie dla kogo - zaznacza Małgorzata Śnieżek.
W noc sylwestrową, jak mówili nam jeszcze w starym roku właściciele zamku, wyślą światełko do nieba pokazujące, że Zamek Roztoka jeszcze walczy o przetrwanie. Uruchomione zostanie pierwsze w historii tego obiektu podświetlenie architektoniczne. - Kto będzie akurat w pobliżu, niech spojrzy w stronę Roztoki - dodała właścicielka obiektu.