Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|
aktualizacja

"Przetrwał wojny, a może nie przetrwać pandemii". Właściciele zamku liczą straty

347
Podziel się:

- Nowe ograniczenia, ale także strach i brak zrozumienia nowych, niejasnych przepisów odebrały nam ostatnią szansę na przetrwanie zimy. Teraz licznik tyka już tylko w jedną stronę - przyznaje Małgorzata Śnieżek, właścicielka Zamku Roztoka.

"Przetrwał wojny, a może nie przetrwać pandemii". Właściciele zamku liczą straty
Małgorzata Śnieżek, właścicielka zamku Roztoka. (Zamek Roztoka, Archiwum prywatne, Małgorzata Śnieżek)

Zamknięcie stoków narciarskich, hoteli i restauracji wywołało głośny krzyk rozpaczy właścicieli resortów i stacji narciarskich. Na tyle głośny, że specjalnie dla nich pomoc obiecał premier Morawiecki.

W ich cieniu jednak o przetrwanie walczą ci, którzy bezpośrednio z turystyką zimową się nie kojarzą, ale przez obostrzenia sanitarne i brak turystów cierpią równie mocno.

To właściciele zamków i pałaców. Już pierwsze obostrzenia były dla nich problemem. Te wprowadzone po świętach dla wielu mogą okazać się gwoździem do trumny, a dla znajdujących się pod ich opieką zabytków - katastrofą.

Zobacz także: Nagłe zmiany dla firm od stycznia. "W ostatnim możliwym terminie"

- Ograniczenia spowodowane epidemią były dla naszej działalności w Zamku Roztoka o tyle zabójcze, że pojawiły się właśnie na samym starcie naszej przygody z turystyką historyczną - mówi nam Małgorzata Śnieżek, która wraz z mężem Arkadiuszem jest właścicielką dwóch zamków - tego w Roztoce na Dolnym Śląsku oraz w Rajkowie niedaleko Polic w województwie zachodniopomorskim.

Roztokę kupili w 2017 roku, ale bramy skrupulatnie przywracanego do życia zamku dla turystów otworzyli dopiero na początku lipca. Zyski z oprowadzania po rezydencji Hochbergów, na terenie której - według rewelacji dziennika "Daily Mail" - miało zostać ukryte przez nazistów 28 ton złota, miały pomóc pokryć bieżące wydatki związane z utrzymaniem zamku.

Z kolei zarobki z branży weselnej, którą na Pomorzu zajmują się państwo Śnieżkowie, miały w całości iść na rewitalizację obiektu. Pandemia koronawirusa okazała się ciosem. Lockdown, a po nim kolejne restrykcje uderzyły zarówno w biznesy hotelarskie, gastronomiczne, jak i turystykę przedsiębiorczego małżeństwa.

Studnia bez dna

Koszty utrzymania 12 ha parku i 5000 m2 zabytkowej przestrzeni są oczywiście ogromne - przyznają właściciele.

Jak podkreślają, podstawą jest zabezpieczenie obiektu – monitoring 24h/dobę, grupa interwencyjna. Zamek bowiem kusi potencjalnych poszukiwaczy skarbów. A to wszystko kosztuje.

- Do tego dochodzą tak prozaiczne sprawy, jak utrzymanie zieleni – to w sumie koszty około 10 tys. zł miesięcznie - wylicza Małgorzata Śnieżek.

Tymczasem pandemia sprawiła, że zamek na siebie nie zarabia. Choć ma ku temu potencjał. - Pierwsze miesiące działalności przerosły nasze oczekiwania – zainteresowanie turystów było ogromne - zaznacza właścicielka zamku.

Jak przekonuje, to dowodzi, że jest w Polsce rosnące zapotrzebowanie na turystykę historyczną, poznawanie dziejów regionu, odkrywanie sekretów pałaców, które przez kilkadziesiąt lat stały zamknięte.

- Przychody z tej działalności nie tylko pokryły bieżące koszty, ale także pozwalały inwestować w rewitalizację obiektu. Koncerty, spotkanie autorskie, wystawy sztuki – to były plany na jesień - wspomina.

"Zamek przetrwał wojny, a może nie przetrwać pandemii"

Wraz z drugą falą pandemii i kolejnymi rządowymi obostrzeniami sytuacja bardzo się skomplikowała. - Pierwszą porażką było zmuszenie nas do odwołania nocnego zwiedzania, które miało rozpocząć się 31 października - zaznacza nasza rozmówczyni.

Miał być nocny obchód zamku z latarniami, koncert i wystawa plastyczna. Zamek miał szansę zarobić. Ale zwiedzanie Zamku Roztoka z przyczyn logistycznych odbywa się z przewodnikiem, a to już grupa. Zgodnie z rządowym rozporządzeniem, zgromadzenia powyżej 5 osób zostały odwołane.

Pozostała jedynie możliwość zwiedzania indywidualnego. Kłopot w tym, że wraz z kolejnymi obostrzeniami, komunikatami rządu i apelami turystyka praktycznie zamarła.

- Nowe ograniczenia, ale także strach i brak zrozumienia nowych, niejasnych przepisów odebrały nam i tę ostatnią szansę na przetrwanie zimy. Teraz licznik tyka już tylko w jedną stronę – koszty utrzymania pozostają bowiem w okresie pandemii niezmienne, natomiast przychody są teraz zerowe - zaznacza Małgorzata Śnieżek.

Każdego miesiąca właściciele będą tylko dokładać do utrzymania zamku, co przełoży się na totalny brak możliwości prowadzenia prac rewitalizacyjnych. - A jak długo tak damy radę? Przecież i branża weselna ucierpiała, więc nagle podcięto nam skrzydła na dwóch różnych rynkach - zauważa właścicielka zamku.

Na tarczę się nie łapią. - Nie otrzymaliśmy jak dotąd żadnej pomocy rządowej, nie łapiemy się w żadnych kryteriach. Mimo to piszemy wnioski do ministra, do marszałka, do naszej gminy. My przetrwamy, chcemy tylko wsparcia na utrzymanie i kosztowane prace w tym zabytku. Bo zamek przetrwał wojny, a może nie przetrwać pandemii - mówi Śnieżek.

Jak to zwykle bywa z zabytkami, tu prace trzeba prowadzić cały czas. W przeciwnym wypadku stan techniczny budynku będzie się pogarszał. - Jak katastrofalne w skutkach jest nicnierobienie, pokazuje sąsiadujący z nami budynek dawnej zamkowej stajni. Własność Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Brak jakichkolwiek działań zabezpieczających. Brak ochrony. Efekt? Potężny dach zawalił się w tym roku na naszych oczach. Tego budynku już nikt nie uratuje - przyznaje ze smutkiem właścicielka Roztoki.

Zamek wciąż się broni

Mimo trudnej sytuacji, właściciele zamku wciąż starają się myśleć optymistycznie. - Mimo tych czarnych scenariuszy i ciągłego strachu o przyszłość nie siedzimy z założonymi rękami - mówią.

Jak dodają, okres przymusowego zamknięcia traktują jako czas na wzmożoną pracę. – Inwestujemy, ile jeszcze możemy, piszemy wnioski, no i planujemy wiosnę. W zamku ma zostać otwarta kawiarnia. Mamy nadzieję, że będzie dla kogo - zaznacza Małgorzata Śnieżek.

W noc sylwestrową, jak mówili nam jeszcze w starym roku właściciele zamku, wyślą światełko do nieba pokazujące, że Zamek Roztoka jeszcze walczy o przetrwanie. Uruchomione zostanie pierwsze w historii tego obiektu podświetlenie architektoniczne. - Kto będzie akurat w pobliżu, niech spojrzy w stronę Roztoki - dodała właścicielka obiektu.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
turystyka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(347)
WYRÓŻNIONE
Hostel
4 lata temu
Jestem właścicielem małego hotelu w Warszawie. To nie obostrzenia rujnują branżę tylko pandemia. Przecież to samo jest w innych krajach. Nie bądźmy baranami i nie powtarzajmy chwytliwych tekstów z mediów.
Donald 62
4 lata temu
Zamek to budowla OBRONNĄ, pałac jest budowlą reprezentacyjną. Nazewnictwo wię chyba niepoprawne, chyba, że był kiedyś zamkiem i został na pałac przebudowany..... niestety ten PAŁAC zamkiem chyba nigdy nie był.....
Nic
4 lata temu
Niemcy nie ukrywali bo wiedzieli że powrotu nie będzie. Raczej wywozili co mogli. Nikt normalny nie zostawia tyle złota. Jak wiedzieli że szala zwycięstwa pechyla się na drugą stronę organizowali po cichu wywózkę wszystkiego co wartościowe na teren Niemiec. Pod koniec konfliktu w Polsce już nic nie bylo
NAJNOWSZE KOMENTARZE (347)
fan
rok temu
dopłaty muszą byc zarezerwowane dla celebrytów i muzyków idące w milionach złotych za które moga pózniej kupic luksusowe limuzyny powyzej 1 mln
Irena
3 lata temu
Trzymam za Państwa ,oby skończyły się kłopoty.Powodzenia.
Ala
3 lata temu
Nowy ład rozwali wasze marzenia, i sprowadzi was na deski
Giorgio
4 lata temu
mozna przekazac na skarb panstwa i po kosztach, a reszta to ma racje IWONA
Zawzięty.
4 lata temu
Jestem zdziwiony, że nie potrafimy zrozumieć tego co robią inni. Mają dwa zamki, są na pewno pasjonatami, mają takie zainteresowania i na pewno pracują nie po 8 godz.na dobę. Sami muszą o wszystko zadbać i bardzo często sami zrobić. Zmartwień to nikt im nie zazdrości, tylko tego, że mają. Ci co to nie mają co do garnka włożyć to w przeważającej większości tacy, których ręce " nigdy pracą się nie splamiły". Wywodzę się z tych co nie mieli nic ale po 55,5 latach pracy w tym 35 latach pracy po 16 godz. na dobę mam co do garnka włożyć. Pracując " nie miałem czasu" chodzić po zasiłek, a teraz swoim dawnym kolegom co to nie mają na piwo nie daję - trudno.
...
Następna strona