Obecna sytuacja w Rosji jest bez precedensu. Putin stał w obliczu najpoważniejszego zagrożenia dla swojej władzy od 23 lat. I chociaż tymczasowo sytuacja została zażegnana - lider wagnerowców Jewgienij Prigożyn ogłosił odwrót od Moskwy i powrót do baz polowych - to faktem pozostaje, że w wielu miejscach zwykli Rosjanie popierali puczystów.
- Rzeczywiście nie da się ukryć, że zwykli Rosjanie mają dość wojny. Antyputinowska jest zwłaszcza rosyjska klasa średnia - mówi money.pl Robert Cheda, ekspert fundacji im. K. Pułaskiego, były oficer operacyjny i analityk wywiadu Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu.
Jak zauważa, Rosjan dotykają bezpośrednio coraz dotkliwsze skutki wojny. - W ostatnim czasie Rosja stała się jeszcze bardziej zacofana i przestała całkowicie nadążać za globalnym wyścigiem. Rosjanie coraz bardziej zdają sobie sprawę, że stoi za tym Putin - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Już na początku wojny w Ukrainie doszło do eksodusu specjalistów
Nasz rozmówca nie ma jednocześnie wątpliwości, że Putin cofnął Rosję o dekady. I faktycznie bilans tej wojny jest dla Rosji druzgocący.
W praktyce już na jej początku doszło do eksodusu specjalistów, w tym zwłaszcza informatyków. Problem stał się na tyle poważny, że Igor Zubow, wiceszef rosyjskiego MSW przyznał w ubiegłym roku, że z tego powodu Rosji brakuje około 170 tys. ludzi w sektorze IT. Uciekający Rosjanie zabierali ze sobą także oszczędności, co odbiło się także na sektorze bankowym.
W reżim Putina uderzyły także globalne sankcje. Jak wynika z danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego, odbiły się one na aż 60 proc. rosyjskich firm. Wyjątkiem były przedsiębiorstwa, które zdołały dostosować swoją działalność do potrzeb przemysłu zbrojeniowego.
Kolejnym ciosem dla gospodarki była mobilizacja
Problemy gospodarcze Kremla spotęgowała dodatkowo ogłoszona przez Putina mobilizacja.
Jak szacuje Ośrodek Studiów Wschodnich (OSW), reżim w jej wyniku zmobilizował w sumie ok. 500 tys. mężczyzn, głównie słabo wykształconych mieszkańców małych miast i wsi. Jednak drugie tyle, a według niektórych rosyjskich źródeł nawet 700 tys. Rosjan, mogło opuścić kraj w panicznej ucieczce przed poborem. W wyniku mobilizacji i emigracji rosyjski rynek pracy mógł stracić ok. 2-4 proc. najbardziej produktywnej grupy społecznej, osób pracujących w biznesie i sektorze bankowym.
W rezultacie, na co zwraca uwagę Iwona Wiśniewska, ekspertka z OSW, mobilizacja stała się kolejnym, poważnym ciosem dla rosyjskiej gospodarki, w powiązaniu z niskim bezrobociem, utrzymującym się już od 2021 r. - Skurczenie się rosyjskiego rynku pracy stało się kolejnym wyzwaniem dla gospodarki, zwłaszcza w kontekście utrudnionego dostępu do zachodnich technologii, będącego skutkiem sankcji - zauważa ekspertka.
Przypomina jednocześnie, że w październiku 2022 r. zatrudnienia nie miało zaledwie 3,9 proc. (ok. 2,9 mln) osób zdolnych do pracy – najmniej od rozpadu ZSRR – podczas gdy rok wcześniej odsetek ten wynosił 4,3 proc.
W praktyce obecnie w Rosji dramatycznie brakuje rąk do pracy praktycznie w każdym sektorze, zarówno w segmencie IT, bankowości, jak i w budownictwie, ale także w wielu innych branżach zatrudniających "niebieskie kołnierzyki".
Inwazja na Ukrainę kosztowała Rosję ponad jedną czwartą rocznego budżetu
Problemy na rosyjskim rynku pracy były z kolei poważnym ciosem dla budżetu reżimu Putina. Mniejsza wydajność firm w praktyce przełożyła się na mniejsze wpływy do budżetu. Tymczasem jak wyliczył "Forbes", pod koniec 2022 roku inwazja na Ukrainę kosztowała Rosję już ponad jedną czwartą rocznego budżetu. Według danych agencji Ukrinform każdego dnia Rosja wydaje na działania wojenne na Ukrainie ponad 900 mln dolarów. W tej kwocie mieści się wynagrodzenie żołnierzy walczących na Ukrainie, koszt amunicji i naprawy uszkodzonego sprzętu wojskowego.
Mimo to, według informacji Instytutu Badań nad Wojną z lutego 2023 r., Kreml nie wywiązuje się z obietnic finansowych złożonych walczącym na wojnie w Ukrainie ochotnikom, czyli tym, którzy dobrowolnie podpisali kontrakty z rosyjskim wojskiem. Dodajmy przy tym, że zarobki żołnierzy nie były wysokie. Rosyjski szeregowiec, wyjeżdżający na początku roku 2022 r. do Ukrainy, mógł liczyć na około 30 tys. rubli żołdu miesięcznie plus drugie tyle za udział w działaniach bojowych. Wówczas była to równowartość około 3 tys. zł. Ale już w maju 2022 r. rosyjska armia oferowała już "tylko" ok. 500 euro dla wyjeżdżających do Ukrainy, a więc ok. 2 tys. zł.
Najbardziej ucierpiała rosyjska klasa średnia
Problem z wypłatami wynagrodzeń dotyczy nie tylko żołnierzy. W marcu 2023 r. okazało się, że z powodu dziury w rosyjskim budżecie przestano wypłacać pensje dla tysięcy urzędników państwowych. W lutym zaległości wzrosły o 1400 proc. i wynosiły wtedy łącznie 152 mln rubli - informował dziennik "The Moscow Times". Według gazety, wypłat nie otrzymuje prawie 19 tys. osób. Pracownicy państwowi odpowiadają zaś za 20 proc. wszystkich długów płacowych.
Dług wobec pracowników oświaty wzrósł dwunastokrotnie - do 162 mln rubli. Z kolei zaległości względem lekarzy podniosły się o 37 proc., a dług państwa względem pracowników wynosił 0,6 mln rubli. Łączna kwota opóźnionych wypłat w całej Rosji, we wszystkich branżach, na koniec lutego wyniosła 779 mln rubli. Gubernatorzy rosyjskich obwodów podkreślali wówczas, że w ubiegłym roku najważniejsze dla nich było "wiązanie końca z końcem". W żadnym rejonie nie zrealizowano w 100 proc. planów budżetowych.
Zdaniem Iwony Wiśniewskiej z OSW w praktyce to jednak zwykli Rosjanie płacą najwyższą cenę za wojnę. - Można powiedzieć, że poziom ich życia obniżył się o mniej więcej 10 proc., o tyle spadł handel detaliczny. Choć oficjalnie realne dochody obywateli spadły jedynie o 1 proc. rok do roku - ocenia.
Ekspertka uważa jednocześnie, że w wyniku wojny w Ukrainie najbardziej ucierpiała rosyjska klasa średnia.
Oni płacą największą cenę za tę wojnę. To ludzie, którzy pracowali w zachodnich firmach i zarabiali bardzo dużo. Tych firm już w Rosji nie ma. A ceny towarów przez nich kupowanych, zazwyczaj z importu, wzrosły znacznie bardziej niż pokazuje inflacja - ocenia.
Wściekłe żony i matki żołnierzy organizowały protesty
Tymczasem sytuacja w ostatnim czasie w Rosji stała się tak zła, że otwartymi krytykami polityki Putina stały się także rosyjskie kobiety. Żony i matki żołnierzy zaczęły organizować protesty przeciwko powszechnej mobilizacji w co najmniej 15 rosyjskich obwodach. Domagały się poprawy warunków życia żołnierzy.
Bojowe nastroje kobiet dostrzegły nawet centralne władze. Pod koniec ubiegłego roku Władimir Putin oficjalnie upomniał urzędników, aby ci się upewnili, czy obawy Rosjanek są uzasadnione. Zadeklarował się też, że "sam porozmawia z ludźmi, aby uzyskać informacje zwrotne" na temat sytuacji.
Niechęć Rosjan do wojny coraz bardziej rośnie
Przeciętni Rosjanie są jednak już tym, wszystkim zmęczeni i mają dosyć pustych deklaracji władz. Tym bardziej że wojna i sankcje odbiły się na także na tak prozaicznych sferach życia Rosjan, jak chociażby dostępności leków. Jak opisywaliśmy kilka miesięcy temu w money.pl, w pewnym momencie z moskiewskich aptek zniknął nawet zwykły ibuprofen w czopkach. Wiele zachodnich firm farmaceutycznych wycofało się z tamtejszego rynku, a wrześniowa informacja o powszechnej mobilizacji spowodowała, że ludzie rzucili się do aptek, wykupując cały towar. Brakuje też leków stosowanych np. w przewlekłych chorobach.
Nic dziwnego, że jak wynika z badań opinii publicznej, niechęć do dalszego prowadzenia wojny w rosyjskim społeczeństwie rośnie.
Wojna w Ukrainie była rozpaczliwą próbą powstrzymania rosyjskiego zacofania. Rosja jednak w ogóle wypada z obiegu gospodarczego i za chwilę nie będzie mocarstwem energetycznym. Rosja wypadła też z obiegu technologicznego, nie jest już konkurencją nawet dla Izraela, nie mówiąc o Stanach Zjednoczonych czy Chinach. Putin pogrążył Rosję w mroku. Reżim Putina nie ma jednocześnie żadnej oferty ani dla przeciętnych Rosjan, ani dla zamożniejszych grup - podsumowuje Robert Cheda.