Z ukraińskich sklepów znikają piecyki żeliwne, powerbanki, ciepłe koce, świece, latarki, palniki i butle z gazem oraz generatory elektryczne. W Kijowie i ponad 300 innych miastach prąd wyłączany jest zarówno w nocy, jak i w dzień.
Mer Kijowa Witalij Kliczko zapowiedział, że sezon grzewczy w mieście rozpocznie się 20 października, ale słowa nie dotrzymał. W wielu mieszkaniach kaloryfery są zimne.
To efekt zmasowanych ataków "rosyjskich przyjaciół" - jak o rakietach i dronach kamikadze mówią Ukraińcy. Od kilku miesięcy precyzyjnie niszczą one infrastrukturę krytyczną kraju: linie przesyłowe, gazociągi i wodociągi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem szefa DTEK-u Maksyma Timchenko, największej prywatnej spółki energetycznej na Ukrainie, rosyjscy żołnierze posiłkują się wiedzą ekspertów energetycznych, którzy wyjaśniają im, jak spowodować maksymalne uszkodzenie systemu elektroenergetycznego. Efekt tego jest taki, że Ukraina straciła już 30 proc. swoich mocy energetycznych.
Kryzys u bram. Będzie groźnie
– Zimą na Ukrainie będzie niebezpiecznie, zimno, ciemno i głodno. Ludzie będą stamtąd uciekać – uważa Marek Sierant z Fundacji "Ukraiński Dom w Warszawie", która wspiera Ukraińców w Polsce.
Jego zdaniem już w grudniu u naszych granic pojawi się rzesza ludzi. Granicę z Polską może chcieć przekroczyć nawet od 30 do 40 tys. osób dziennie. Zważywszy, że będzie to okres świąt Bożego Narodzenia, polskie służby graniczne mogą nie zdołać odprawić takiej liczby uchodźców.
– Jeśli Rosjanie wysadzą, jak zapowiadają, zaminowaną tamę w Nowej Kachowce (znajduje się ona w obwodzie chersońskim, częściowo kontrolowanym przez Rosjan – red.), to dwa obwody: zaporowski i chersoński znajdą się pod wodą. Ludzie będą stamtąd uciekać. Skala wyjazdów może być ogromna – ocenia Sierant.
Niewykluczone, że do Polski może trafić również nowa kategoria uchodźców – uciekinierzy z republik okupowanych przez Rosjan, którzy są tam przymusowo wcielani do rosyjskiej armii. Mężczyźni ci nie chcą walczyć po stronie Rosjan. Wiedzą, że zostaną potraktowani jako mięso armatnie.
Według Bartłomieja Kota, eksperta ds. bezpieczeństwa i dyrektora Warsaw Security Forum, działania Rosjan mają charakter terrorystyczny. - Chodzi o to, by wzbudzić strach nie tylko wśród Ukraińców, ale też wśród Europejczyków. Narzędziami wzbudzania tego strachu są: presja ekonomiczna, masowa migracja oraz wykorzystanie nadchodzącej zimy dla wywołania kryzysu humanitarnego – wylicza ekspert.
Rosjanie chcą zamieszek w Polsce
Zaznacza, że kryzys ten obejmie nie tylko Ukrainę, ale również i Polskę. I o to właśnie w tym wszystkim chodzi. - Przy istniejącej presji ekonomicznej dalsze terrorystyczne działania Rosji będą miały na celu wywołanie napięć narodowościowych pomiędzy migrantami a narodami przyjmującymi ich – uważa Kot.
Zdaniem naszego rozmówcy obawiać należy się jednak przede wszystkim tego, że zimowy exodus uchodźców z Ukrainy może stać się orężem walki w polskiej polityce wewnętrznej. Może on zostać wykorzystany w narracji przeciwko Komisji Europejskiej - jako tej, która nie wspiera finansowo państw przyjmujących uchodźców.
Przypomnijmy. Polska wydała do tej pory już 5,5 mld zł na pomoc Ukraińcom, natomiast pierwszy przelew z Brukseli na kwotę ok. 700 mln zł rekompensujący nam wydatki został przelany dopiero kilka dni temu.
Zdaniem Kota może dojść też do tego, że rząd może chcieć przerzucić cały ciężar utrzymania uchodźców na samorządy. Zakładając, że utrzymanie jednego uchodźcy kosztuje miesięcznie ok. 2,5 tys. zł, będą potrzebne miliardy złotych.
– Polakom żyje się coraz ciężej. Inflacja, drogie i niedostępne kredyty mieszkaniowe, widmo zamykania firm i utraty pracy, zaglądają Polakom głęboko w oczy – to wszystko - zdaniem Sieranta - zniechęcać będzie do brania na siebie dodatkowych ciężarów w postaci pomocy uchodźcom. – Bez pomocy finansowej z zagranicy nie poradzimy sobie z tym kryzysem – mówi krótko.
Zapytany o to, czy nie obawia się w związku z tym, że przy kolejnej fali uchodźców dojdzie w Polsce do ostrych napięć na tle narodowościowym, odpowiada:
Polacy są tolerancyjni. Nie będzie podpaleń ośrodków dla uchodźców, jak było to w Niemczech czy Holandii.
Poza tym przyjmowaliśmy z Ukrainy głównie kobiety z dziećmi (stanowili 93 proc. migrantów), które – pomimo przeżytej traumy – w wielu przypadkach poradziły sobie u nas, usamodzielniły się i podjęły pracę. Według oficjalnych statystyk pracuje ok. 400 tys. przybyłych do nas kobiet. Większość Polaków ma do nich stosunek pozytywny.
– Gdyby miało dojść do poważnych konfliktów na tle narodowościowym, to już by do nich doszło. Przed rosyjską inwazją na Ukrainę w Polsce mieszkało ponad milion Ukraińców – podkreśla i dodaje:
Konflikty i nieporozumienia się zdarzały, ale nigdy nie były groźne. W takiej masie ludzi, którzy różnią się kulturowo, zawsze będzie dochodziło do nieporozumień.
Dach nad głową to za mało?
Sierant jest przekonany, że rosyjskie trolle z farmy Olgino, które są na garnuszku Gazpromu, dostały zadanie jątrzenia w Polsce oraz siania propagandy nienawiści i strachu.
W sieci pojawiają się inspirowane rosyjską propagandą informacje m.in. o "dziwnej wojnie w Ukrainie", gdzie ukraińskie fabryki i zakłady produkują pełną parą, wypierając polskie firmy z zachodnich rynków, albo o tym, że Ukraińcy zajmą wkrótce nasze domy oraz miejsca pracy itd.
Jak rząd zamierza walczyć z wiszącym w powietrzu kryzysem humanitarnym? Z informacji, które przesłało do money.pl biuro prasowe Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, wynika, że władze przygotowują się na kolejny exodus ludności, ale jednocześnie pomagają na miejscu w Ukrainie, angażując się m.in. w budowę osiedli modułowych w zachodniej części kraju.
- Braki energii czy zniszczone budynki w Ukrainie spowodują przede wszystkim przemieszczanie się uchodźców wewnątrz kraju. Wiele osób nie ma bowiem środków ani kontaktów, by uciekać do Polski – uważa Dominika Pszczółkowska z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.
Przyznaje jednak, że wyjątkiem może być sytuacja, gdyby prądu albo wody pozbawione na dłużej zostało duże ukraińskie miasto. Wtedy część mieszkańców, osób, które mają pewne zasoby, może skierować się do Polski.
Czy jesteśmy na to przygotowani? Jak zapewnia MSWiA, aktualnie trwa przegląd miejsc zbiorowego zakwaterowania z wyżywieniem (hale, świetlice, remizy strażackie), w których uchodźcy będą mogli przetrwać zimę.
"W razie braku możliwości zapewnienia odpowiednich warunków (np. ciepła woda, ogrzewanie, izolacja itp.) uchodźcy będą kierowani do innych placówek o odpowiednim standardzie. Wojewodowie w porozumieniu z lokalnymi samorządami nieustannie sprawdzają kolejne obiekty" – czytamy w komunikacie przesłanym nam przez biuro prasowe MSWiA.
Urzędnicy przypominają też, że osoby zapewniający zakwaterowanie i wyżywienie dla uchodźców, którzy po raz pierwszy przekraczają granice, nadal mogą korzystać ze świadczenia w wysokości 40 zł na dzień przez 120 dni od daty przybycia do Polski.
Zdaniem Bartłomieja Kota rząd musi zrobić jednak o wiele więcej. Jego zadaniem jest zbudowanie również odporności społecznej (tzw. resilience). Polega ona m.in. na zrozumieniu przez ogół społeczeństwa potrzeby poniesienia kosztów prowadzonej wojny, pomimo braku bezpośredniego zaangażowania militarnego naszych wojsk.
– Koszty ekonomiczne, które dziś ponosimy, są niczym w obliczu problemów, jakie będzie niosła dla nas przegrana przez Ukrainę wojna. Zyski natomiast, jakimi będzie dla nas trwałe uniezależnienie się od Rosji, zrekompensują nam obecne wyrzeczenia – przekonuje Kot.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl