Ratownicy medyczni nie chcą już oklasków i wychwalania w telewizji. Domagają się godnych zarobków. Jeżeli ich postulaty nie zostaną uwzględnione są w stanie odejść z nawet zawodu. "Gazeta Wyborcza" informuje, że pod koniec lipca tylko do Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku wpłynęło już ponad 130 wypowiedzeń umów.
‘’GW’’ rozmawiała z ratownikami, którzy złożyli wypowiedzenie. Mówią, że zmobilizowały ich do tego głodowe pensje. Średnia stawka za godzinę ich pracy wynosi 36 zł brutto. To oznacza, że po odjęciu wszystkich kosztów i ZUS-u zarabiają około 3 tys. zł.
Dodatkowo ratownicy są także zmuszani do zakładania działalności gospodarczej, w związku z czym tracą również przywileje pracownicze. - Chcemy godnie żyć, chcemy stabilności i szacunku od przedstawicieli władzy. Chcemy, aby traktowano nas poważnie, a nie jak zapchajdziury - mówi ratownik. - Dziś ratownictwo opiera się na szaleńcach, którzy jeszcze chcą jeździć i pomagać ludziom - dodaje inny.
Niedawno informowaliśmy o tym, że najlepiej zarabiający w zawodzie otrzymują ok. 3,5 tys. zł netto. Według danych "Rynku Zdrowia" najczęściej dostają tylko nieco ponad 2,8 tys zł.
Do protestów ratowników mogą wkrótce dołączyć także anestezjolodzy. Powód? Związek Zawodowy Anestezjologów przewiduje, że w wyniku prowadzenia Polskiego Ładu nastąpi spadek wynagrodzeń lekarzy o tej specjalizacji, czego efektem będzie drastyczny kryzys kadrowy.
Obecnie większość lekarzy tej specjalizacji pracuje na umowach cywilno-prawnych, dzięki czemu mogą wykonywać zawód w dowolnym wymiarze czasu. Z kolei zmiany podatkowe wprowadzone w Polskim Ładzie mogą spowodować masowe rezygnacje anestezjologów w ramach umów cywilno-prawnych na rzecz umów o pracę, co jeszcze zwiększy koszty polskich szpitali.