Berlińczycy decydują, co się stanie z 200 tys. mieszkań w stolicy. Równolegle z wyborami do Bundestagu zorganizowano referendum nad pomysłem wywłaszczenia wielkich koncernów mieszkaniowych, o czym pisaliśmy w money.pl.
Jak donosi "Berliner Zeitung", 56,4 proc. poprało ten pomysł, a 39 proc.zagłosowało za odrzuceniem projektu. Głosowanie nie jest jednak prawnie wiążące dla polityków, co podkreśla dziennik.
To efekt akcji społecznej, która zebrała podpisy mieszkańców stolicy i skłoniła władze do zorganizowania głosowania w tej sprawie.
Berlińczycy obwiniają bowiem wielkie koncerny mieszkaniowe za windowanie cen najmu. Nawet połowę dochodów przeciętna rodzina musi wydać na mieszkanie, większość bowiem nie ma własnościowych lokali.
Analizy portalu Immowelt wskazują, że to wydatek średnio 1360 euro miesięcznie. A te ceny wciąż rosną, mimo pandemii.
Sposobem na obniżenie cen miało być wprowadzenie progów przez Senat. Nie zgodził się na takie rozwiązanie niemiecki Trybunał Konstytucyjny.
Miasto próbowało odkupić część z mieszkań od koncernów. Na początku września pozyskało 15 tys. lokali od dwóch dużych prywatnych właścicieli mieszkań Vonovia SE i Deutsche Wohnen SE .
Pomysłodawcy referendum chcą, aby korporacje przekazały miastu i inne lokale. Jak pisaliśmy w money.pl, spółka Deutsche Wohnen - w samym Berlinie posiada ok. 113 tys. mieszkań.
Łącznie szacuje się, że po referendum może być wywłaszczonych od 200 do 250 tys. mieszkań.
Co jednak dalej? I tu pojawiają się problemy prawne. Po pierwsze jeśli, opcja wywłaszczenia wygra, a władze miasta przegłosują właściwą ustawę, pojawią się pytania o konstytucyjność takich rozwiązań.
Po drugie będzie trzeba wziąć pod uwagę odszkodowania, o jakie mogą się ubiegać koncerny. Chodzi o utracone zyski z kolejnej dekady wynajmu.